Nogi

Schodziłem wczoraj nogi. Wracając prze tereny zielone i rekreacyjne, boiska, pola, trawniki, rozległe łąki, połacie zieloności, na których młodzież i nie tylko młodzież uprawiała sporty i nie tylko sporty ? odbywały się tam co najmniej dwa mecze piłki nożnej na pełnowymiarowych stadionach z wielkimi bramkami, kilka grupek innych amatorów ruchu grała z innymi przyrządami, ogólnie atmosfera hołdu zdrowemu trybowi życia i dzień na powietrzu, myślałem, zastanawiałem się, jakby to powiedzieć. Jak powiedzieć, że nóg nie czuję, tyle łaziłem? I dont feel my legs? I Am all my legs? I have walked my legs out? Nie wiem, jest kilka pewnie sposobów, ale ja kombinuję, jak myśl polską przełożyć najdokładniej na język angielski, a to nie o to chodzi, nie o to chodzi?.
Wspomnienie z treningu. Taka scena: przed zajęciami, jednak wszyscy już na miejscach. No, prawie wszyscy, Piter przyszły biegacz spóźnia się. English native spikerzy konwersują na ten im bliższy i dalszy temat. Dyskusja dotyka kwestii filmów. Ktoś wymienia jeden tytuł, ktoś inny drugi, dziewczyna koło mnie rozentuzjazmowana zagaduje o czarnym łabędziu. Pyta, czy ktokolwiek wie, o co w tym filmie chodziło, bo ona nie wie, i je się to nie podoba, film jej się nie podoba, ona się z tym źle czuje, o co chodziło, dlaczego, co jest nie tak? Inni przyłączają się do tego chóru potępieńczego, że czarny łabądź jest dziwny i nie wiadomo o co chodzi przez co film jest nie wart dyskusji, ale jeden rozsądny koleś mówi, ale to był thriller, w dodatku psychologiczny. To wyjaśnienie zadowala wszystkich. Dziewczyna koło mnie odetchnęła z ulgą: jak thriller, i w dodatku psychologiczny, to ok. Czarny łabądź może być, jak thriller psychologiczny, to nawet dobry, to podobał się, to ona jest zachwycona, wspaniały film?. Ta potrzeba uporządkowania, nazwania doznać?
Ładnie gadają, ale gadają i gadają?.
Często jestem głodny ? to niesłychane! Nie dojadam, każda porządna persona by mnie przywróciła do pionu, nie dojadać? Toż tak nie można? ale nie dlatego chodzę głodny, bo nie mam jedzenia czy pieniędzy na nie, na szczęście jeszcze jakie takie mam, ale dlatego, że nie mam timingu ? zjem, nagle wyjdę gdzieś pójdę pojadę i w środku jakieś czynności daleko od chaty łapie mnie głód.. a nie mam metody na głoda, znaczy mam, mam snickersy zawsze przy sobie, znaczy sztukę zawsze w torbie, ale to starcza tylko na jakieś pól godzinę do godziny?. Nie kupuje na mieście ?take away? czy innych ?fish and cheps?, bo jednak spięcie, nie ta kultura, nie zwykłem dokupować dojadać na ulicach w mieście, i oszczędność, oszczędność?
Co miało być dalej? Nie wiem?. Poczekamy.
Nic nie łapie w kwestii komunikacji miejskiej. Wydaje mi się to zagadka nie do rozwikłania, co więcej, nawet jeśli jakimś cudem znajdę odpowiedź na pytanie, co gdzie i o jakich godzinach jeździ, będą to informacje całkiem bezużyteczne, ponieważ czas spędzony potem na wyszukiwaniu przystanków, czekaniu na odpowiednie autobusy, przejazdy, przesiadki, nerwówka, poszukiwania dobrego miejsca na wysiadkę, tropienie domu wreszcie, ten czas byłby niewspółmiernie dłuższy od tego, jaki poświęcę na godzinny nawet spacer ? dalej nie chadzam. Mam wrażenie, że autobusów są tysiące i wszystkie operuję wszędzie ?znaczy pajęczyna połączeń doskonałe szczelna, ale?. Ale są inne autobusy, bo jest ich bezlik. Wszystkie kolory i wszystkie litery, a litery jeszcze z małymi literkami, bo ich samych nie starcza przecież. Inne autobusy, jakiś dodatkowe, jakieś rzadkie, jakieś obce i w dalsze miejsca się udające. Więc trzeba wybrać, pójść, wejść, pojechać, przesiąść się, pytać, pytać, pytać i albo się dojedzie, labo nie. I jeszcze to kosztuje, to kosztuje?

0Shares