Trochę pracuję

Ostatnio trochę więcej pracuję. Upodobali mnie sobie w domu Davida. Okazuję się, że mam na niego coś jakby wpływ. David nie rozumie, że musi przyjmować leki oraz zwyczajnie ich nie lubi. Ciężko go więc do tego namówić, jak i do jedzenia a nawet picia. Tak było zawsze. David młodzieńcem już nie jest, ma pod sześćdziesiątkę. Teraz przyszedłem ja i David z mojej ręki garść tablet połyka bez zająknięcia. Po kilku łychach różnych syropów i innych mazi oblizuje się ze smakiem. Je i jedzenie popija. Pracujący w firmie zajmującej się Davidem ludzie twierdzą, że sprawiam, iż David rozumie konieczność przyjęcia leków. Że przyjmowanie leków polubił.
Poza tym robie noce u Johna i ranki u Martina. Ostatnio trochę więcej pracuje.
Do pracy i po niej jeżdżę rowerem. Dosiadam też torpedy rekreacyjnie. Wiatr we włosach jazda bez trzymanki przyspieszanie pod górkę kondycja i szpan ? te rzeczy. Kilka razy w tygodniu biegam. Najczęściej pięciomilówki półgodzinne. W okolicy. Chodzę do centrum po zakupy. Te spożywcze i te inne. (nie chodzę już po alkohol; alkohol ostatnio nie służy, a szkoda może, o czym później)
W domu siaduję przy biurku i piszę. Ile mogę, piszę swoje prywatne raczej zawstydzające rzeczy. Piszę do Expressu do stanów. Piszę tego bloga. Piszę do Asi (co? Że?jak by to?) piszę do Ciebie kochana, o. wybranko serca mego i pełnomocniku w sprawach urzędowych. W międzyczasie oglądam filmy na oneclickmowiezzz oraz zalukaj.pl. Jakaś tania sensacja, jakiś odgrzany dekalog. Oglądam sport: piłkę nożną i tenisa na rdhtv.mecze na żywo ? lubię. Oglądam telewizor, w którym często nie ma ani filmów ani meczów na żywo. Sporo czasu zajmuje mi przyrządzanie żarcia i jego pochłanianie. Zajmuje mnie higiena (a tak, od niedawna tak) oraz sprzątanie pokoju i okolicy. Od czasu do czasu porobię coś w ogródku (koszonko, siedzonko na rozgrzanym w słońcu kamieniu, obserwacja kota). Dużo czytam: skończyłem ?They foud Atlantis?, męczę ?Beggars Banquet? Rankina, widzę w perspektywie prawie wszystkie dzieła Jerofiejewa. Wychodzę na dłuższe spacery z aparatem. Prowadzę rozległą i intensywną momentami korespondencje. Robię te wszystkie rzeczy i jeszcze kilka innych, ale, albo ?dlatego że? ? nie prowadzę żadnego życia towarzyskiego.
Najwięcej czasu zajmuje mi leżakowanie. Czynność a raczej anty czynność moja ulubiona. Leże na płask na wprost okna a w nim ściana zieleni. Przez długie dzienne i nocne godziny nudzę się. Nic nie robię, nic nie myślę. Wydaje mi się, że w wyniku jakiegoś błogosławieństwa czy przekleństwa moja godzina ma 120 minut, doba koło pięćdziesięciu godzin.
Z sympatycznej apatii wyrywa nie często wątpliwość, niepokojące pytanie, po co ja to wszystko robie i dlaczego? Czy nie lepiej rzucić tego w diabły, wybrać, zdecydować się na coś konkretnego. Żeby biegać tylko całe dnie albo pisać. Jeść albo jeździć na rowerze czas cały? Miałem takie myśli. Spróbowałem. Jadłem cały dzień, drugiego miałem biegać. Po pierwszym poczułem się nie najlepiej. Mam swoje zasady. Z ludźmi czasem tak, biegam; z zaparciem ? nigdy.
Chyba zacznę chodzić do kościoła i modlić się o dnia skrócenie i odebranie kilku obowiązków, które na mnie nałożono (sam bym tego wszystkiego na siebie nie wziął. W przeszłości jedyne co robiłem, to piłem, i było dobrze, i to mnie bawiło, to mnie ukształtowało, dlatego jestem, kim jestem. Można i tak)
Dłużyznami nic nie robię. Godzinami leże i patrzę na zamkniętą książkę, na wyłączony telewizor. I nie jest tak, że patrząc na zamkniętą książkę oczyma wyobraźni widzę całe zapisane porywającymi przygodami oraz złotymi myślami kartki; nie to, że patrząc na wyłączony odbiornik widzę korowód programów telewizyjnych i filmów fabularnych na najwyższym poziomie najlepiej ze mną w roli głównej. Nie. Patrząc godzinami na zamkniętą książkę widzę zamkniętą książkę: okładkę i grzbiet dwustu stron. Patrząc na wyłączony telewizor widzę nie działające pudło. Tyle. Nic poza tym. Kumasz?

0Shares