Ślimaki nie dostaną pasty

Próba nór

Moje drugie samobójstwo przebiegło ciut lepiej niż to dziewicze, ale i tak bardzo blado, bez porównania z tymi udanymi. Niektórym się udało. ?Niektórym to się powodzi? ? chciałoby się powiedzieć. Ale się nie mówi.
Nie udało się bo jak zwykle ktoś za wcześnie wraca do domu. Dziwna spocona cisza zaalarmuje sąsiadów. Listonosz opuszkiem palca muśnie pierdolone drzwi, które po otwarciu ukarzą misterium.
Potem te pogotowia. Rutynowo perfekcyjnie beznamiętnie patroszą i przewietrzają bebechy. Sprawna ekipa wywołująca jeden wielki życiodajny rzyg. Kompetencje w czyszczeniu żołądka. Wypłukać do ostatniej tabletki, ostatniego łyku alkoholu, gdybym jadał, zabrali by i to ścierwo.
Później szpitalne oddziały zamknięte, z których trzeba wyjść. A nie jest łatwo. Z etykietą jest trudniej. Należy się nakombinować. Że jak życie jednak, to przecież terminy, telefony, ludzie, pieniądze, dziewczyny (byłe) ? nie bardzo tak to wszystko pierdolnąć i leżeć pod kroplówkami kontemplując reinkarnacje. Że firmy, że faktury, że VAT7, że odpowiedzialność (ha, ha) i za poręczeniem dwóch innych dorosłych się wyjdzie.

I trafi do nory.

Więc coś tam zatoczyło krąg. Wróciłem do popadłej w ruinę nory gdzie bez przepony oddycham niezdecydowanym powietrzem lat 80tych. W dziurkach od klucza kiblowych drzwi (prewencja podglądania tych na robocie) oraz szparach okien tkwią jeszcze poczerniałe zwitki gazet z czasów późnego Gierka. Klepki z podłogi jak żony i tapety odchodzą zniesmaczone. I tu będę tera żył i czytał te setki zakurzonych tysiące razy przeczytanych książek z epoki.
W tym domu starocie z Jarmarku Dominikańskiego przez te lata odmłodniały. Meble gdańskie są już całkiem radomskie.
Komputery w tym miejscu tracą moc obliczeniową oraz tą przetwarzania obrazu. Błyskawicznie zamieniają się w maszyny do pisania typu Wellington. Jak ten egzemplarz, który dostałem po jednej nocy w innej norze od ojczyma Bezego, po czym po jakimś czasie ten ostatni skoczył z okna z czwartego piętra i nic mu nie wypłukali. Pozbierali i miazgę wsadzili w ziemię. A tą maszynę w końcu upuściłem na glebę przystanku na Kelles- Krauza czym komplletnie rozkochałem w sobie jedną okrągłą dziewczynę.
Ojciec zaadoptował i hoduje Edka z pod sklepu. Umieścił go w moim byłym małym pokoju. Stary nie znęca się nad stworzeniem ale tresuje je i bacznie obserwuje, bada. Zwierze w wielu kwestiach przebija tresera. Rywalizacja i symbioza w toku, znaczy norze.
Ściany wymagają gruntownego wyburzenia a okna lepszego świata. Człowiek patynieje a kosmetyki mają jedynie kosmetyczne działanie. W radio codziennie ślub bierze Wydra z Markowską i potem nazywają się A2 oraz uprawiają poniżającą bigoterie.
Ale jest nadzieja. Jest wyjście z sytuacji. Zawsze można pójść do M1. jest na prawdę niedaleko. Ot, spacerek. .

0Shares