Rekapitulacja II

Rekapitulacja. Przysięgam, nie wiem co wtedy robiłaś i nawet nie wiem, czy mnie to obchodziło, raczej nie.Ja podjechałem pod Sabat z zamieram spotkania choć jednego kolegi, najlepiej ze?starej gwardii?. Tylko to mogłoby podtrzymać stan ?niepamiętanianarazie?, wktórym chciałem trwać. Tej pewności, że kogoś odpowiedniego spotkam – nie było.Stara gwardia to fikcja, mit, ona nie istnieje. Choć wydaje się, że kiedyś,owszem. Poza barmanem, który od początku na stanowisku, większość ze starej gwardii albo nie łazi do Sabatu, albo w ogóle nie mieszka w Radomiu, albo poprostu nie żyje.
Ani huraganu.Burzy nie było. Nawet jeszcze nie wiało. Dobrze było. Wesoło. Spokojnie.
Grzecznie z Leszkiem podjechaliśmy, pogadawszy po drodze srodze. Na jedynej zajętej ławcena zewnątrz samotnie siedział Winter i jakby kogoś wypatrywał. ?Mnie!? ?pomyślałem i zaraz na głos dodałem ?prorok, czy ki chuj??. Różne rzeczy się wieo Winterze, różne się przejścia z nim miało, ale w ramiona sobie padliśmy.Wódki jeszcze nie piliśmy, ale jak się okaże, mieliśmy.
Nie wiem co zrobiłem z torbą, chyba zostawiłem za barem. Nie wiem nawet co w niej było. Wtym embrionalnym stanie mojej banicji nie zwracałem na to uwagi. Z perspektywy czasu ? nie pamiętam. Torba torbą. Ja, jakiś grosz, karta, kolega, ot, co mi wystarczało. No i jeszcze perspektywa co dalej. Ale co dalej dziś jutro. Nieperspektywa co w życiu, co dalej z nami, ze mną tam, z czymkolwiek. Tylko tu iteraz najwyżej za godzinę co. ?Czekam na kolegę, jedziemy do Agnieszki? ?powiedział Maciek.- kurwa, myślę, coś jednak nie tak. -?jakiego kolegę, jakiej Agnieszki, po co?? ?pytam, i widzę ze Winter choć zadowolony ze spotkania (jużwalimy browar), nie jest do końca przekonany? ?na Robka, przyjedzie po mniefurą. Do Agnieszki, koleżanki, na Golębiów. Pić wódkę.? W to mi graj, kombinuję,nie che być sam, tylko czy zechcą?.? (pamiętam jak ciepło zrobiło mi się na sercu, kiedy podczas długiego pobytu za granicą, w istocie pobytu samotniczego i zapomnianego, Winta napisał podpisał gdzieś przy zdjęciu na Naszej: ? Napiłbym się z Tobą wódki). Można z wami? Pewnie, że można, zaraz pogadamy, jak przyjedzie. Przyjechał kolega Robek. Pogadaliśmy. Pojechaliśmy.Kupiliśmy co trzeba. Dotarliśmy do Agnieszki. W odwiedziny. Zaczęliśmy.Zostałem tamtydzień.
Podczas tych kilku do kilkunastu dni my już się kontaktowaliśmy. Nie wiele pamiętam. Napewno w kwestii finansowej, kiedy pierwsza pieniądze poszły się walić. A szły jak złoto! Stacja benzynowa pod blokiem, apetyt, pragnienie, taksówki i żarcie na telefon, rozmowy i nierozmowny, a nawet antyrozmowy. Nie chciałaś przelać!Powiedziałem doradziłem poprosiłem, jakby tak można. Zgodziłaś się. Był jeszcze luz?
Agnieszka:okazało się, samotnie wychowująca dwu trzyletnie dziecko dziewczyna. Przykości, owszem, dysponująca świadczącym o jej upodobaniu do lekkiej bani i szlug ochrypłym barwnie głosie, zadbana, fajna. Wynajmuje kawalerkę w jednym z dziesieciopiętrowców. Mieszkał tam kiedyś kolega z podstawówki, chyba Grzesiek.Chyba Adamczyk. Dziecko Agi (zdrobniale się czasem do niej waliło) taki gacopierzyk mały sympatyczny. Dałem jego zdjęcie na pejsa: mały człowiek nadywanie ciągnie za dużego czerwonego trampka zwisającego z góry. Ale małolacika przez te pierwsze dni jakoś nie kojarzę. Było zbyt intensywnie, że zwracać uwagę na szczegóły. Się sie działo głownie w małej kuchni. We trójkę, często tylko ja i Maciek. Się gadało. Się dużo paliło. Potem nastąpiła chwila, kiedy musiałem wyjść. Zacząłem wychodzić, ale wracałem. Taka mała rezydencja wyszła.Lubię rezydować.
Jeździłem dobiura, siedziałem, spotykałem interesantów, dyskutowało się przedawnione ważkiekwestie i aktualne nieistotne sprawy. Wakacje.
Akurat w tymczasie zaczęli przybywać nasi lokalni emigranci: Maja, Świder, Mielcar, Kula? I wszyscy zaglądali co dzień do biura, jak i wszyscy inni wszyscy, którzy skądś na chwile wpadali. Bywał, kto żyw. Dobrze się tam czułem. Ciągle były jakieśpieniądze. Nieustannie trwałem w zapomnieniu jakby. Chociaż pognanie było najistotniejszym tematem, jaki poruszałem zaraz po wymianie kurtuazyjnych grzeczności. Podczas tanga, które grało.

0Shares