Mam wrażenie, że urodziłem się z wadą. Taka moja prywatna osobista zmora. W wyniku późniejszych mało odpowiedzialnych, ale zawsze wesołych działań, skutkiem wrodzonej przypadłości pognębiony zostałem wcześniej.
Już podstawówkę kończyłem na rauszu. Lata odpowiedniego liceum i jeszcze bardziej odpowiednich studiów to było prawdziwe ?wejście? w dorosłość. Ile przypada na łeb u nas w kraju? Pięć litrów, dziesięć, piętnaście? Za granicę wyjeżdżałem ukształtowany i pochłaniałem znacznie powyżej średniej, jakakolwiek by ona nie była.
Emigrant ma często smutne życie. Jest samotny. Jeśli nawet w związku, z progeniturą pod ręką – samotny. Wiec tam się ten głód socjalny zapija. Przyjeżdżając do kraju emigranci chcą jak najwięcej tych towarzyskich niedostatków nadrobić. Przyjeżdżają i spotykają. Na okrągło.
Na tydzień wpadł Gelo. Zobaczyliśmy w niedziele w Parkowej, nie miałem tego dnia nic w planie. Posiedzieliśmy, ale bez przesady. Na drugi jednak dzień kiedy kolega wpadł domnie z rana z kurtuazyjną wizytą, na popołudnie byłem już umówiony.
Za namową starego zrobiłem coś najbardziej głupiego na świecie. Ojciec od lat będąc w sytuacji jakiejś klęski życiowej, bez pracy ani żadnych innych dochodów, postanowił radzić sobie za pomocą korzystania z różnego rodzaju alternatywnych źródeł kasy. A także innych bardzo przydatnych sztuczek, na które państwo się godzi. W Angliina przykład social jest pierwszorzędny i korzystają niego wszyscy. I większość żyje z tego dobrze. Tutaj z tego co wiem jest nędzniej, ale wiem informacji prasowych w postaci wstrząsających reportaży, że ludzie z tych opresyjnych zapomogi żyją. Basia za pięćset na miesiąc, Krysia za stówkę na tydzień. Stary żyje z jakiegoś zasiłku oraz dlatego, że wszędzie i często odbywają się różnego rodzaju szkolenia. Szkoleni mają podobno łatwiej stratować do roboty. Gówno prawda, na szkolenia ludzie chodzą, żeby nieźle za darmo podeżreć, opić się wody i kawy, oraz po zakończonym kursie wziąć jeszcze jakąś kasę.
Tylko przyjechałem, tylko zacząłem moje pierwsze od lat nieszczęsne ?osobne? wakacje, stary już zaczął mamrotać. A to żeby lecieć do bidy, a to żeby zapisać się wszystkie możliwe szkolenie unijne, żeby do Mopsu po jaką kasę.
Stanowczo odmawiałem. Były jeszcze pieniądze, było jeszcze tango. Były dwie wizyty wszpitalu. Że ja taka patologia, nie wiedziałem, ale stary wymyślił, żebym sobie zrobił jakąśniepełnosprawność. Miałem słabsze dzień, jakiś kryzys. Dałem się namówić. Pozbierałem papiery świadczące o moim kalectwie. Wypisy ze szpitala. Ku uciesze półprzaśnego starego zaniosłem do oddziału. Rzut beretem, pięć minut spacerkiem.Co mi zależało?
Pocztą po dwóch miesiącach (wielu chętnych) otrzymałem zawiadomienie, że w poniedziałek czternastego mam rzekomą komisje mającą pochylać się nad moim rzekomym niedorozwojem. Ależ byłem ciekawy! I wtedy przyjechał Gelo i na drugi dzień poszliśmy na małą ?pizze?. Ja z lokalu od razu do lekarza. Nawet nie zygzakiem.Przesłuchał mnie przewodniczący komisji. Pogadałem z panią psycholog. Spieszyło mi się bardzo do kolegi, wiec moje zachowanie charakteryzowała nie pozbawiona nonszalancji dezynwoltura. Liczyłem na to, że mnie wyrzucą albo coś. Bo jaka niepełnosprawność?! Na boga, ludzie nie mają rąk czy mózgów i odmawia im sięprawa do zasiłku. Ja tylko przesadzam i jestem ? poza wspomnianą skazą genetyczną- zdrowy jak bydle.
Minął tydzień.Gelo pojechał wczoraj. Ja mam termin na odebranie orzeczenia. Idę, czuje się jak po tygodniu. Dolazłem, biorę, czytam i? Mam. Jestem upośledzony w stopniu lekkim! Do czego mnie do obliguje czy upoważnia? nie wiem. Wiem, że rzeczywiście nie czujesię najlepiej. Natomiast wiedza o swoim kalectwie nie tyle mnie wkurwia, co bawi.
Przez cały okres pobytu w grodzie szukałem trochę pracy. Firma firmą, a jeść trzeba. Wysłałem parę civi, osobiście dostarczyłem kilka sztuk. Odzew żaden. Martwi mnie to a nawet boli, tym bardziej, że moje akcje na rynku właśnie spadły, bo jestem niepełnosprawny.
Dziś dzwoni telefon. Dzień dobry, dzień dobry, pan u nas zostawił aplikacje, tak, tak, czyjest zainteresowany? nie wiem, może jestem, tak, nie, więc ja dzwonie z firmy ochraniarskiej, tak, uhm, i, u, widzę dla pana miejsce, jest wakat, z możliwością awansu na brygadzistę, dowódcę zmiany, szybko, po miesiącu, pana civi dobrze wygląda, ma pan kompetencje, dalej zainteresowany? tak, owszem,tak, oczywiście, na rozmowę mogę przyjść, pogadamy, gdzie siedziba, tu i tu, fajnie dziękuje, ja się nazywam Kolka, Paweł, zapraszam do biura na Wernera, jedenasta może być? może być, pasuję, tak, to, tak, ale jeszcze jedno, tak słucham, jak się nazywa firma? firma ochraniarska pan mówi, hmm, tak, firma nazywa się spółka z o.o. ?Sprawność?.
Parsknąłem! Miałem jeszcze zapytać, czy chodzi o tą moją właśnie utraconą, aleodpuściłem. Nie telemarketer to może ochraniarz?!
Więc, co o tym myślisz?