Szedłem pierwszego dnia kiedy mogłem iść. Chodziło o załatwianie spraw – małe zakupy, duplikat karty, bank…Szedłem po tygodniu, kiedy chodzic nie mogłem. I juz odzyskiwałem forme i spokój spacerując, kiedy koło 9 rano w sklepie jednego pasażu osiedlowego rozwierać się zaczęła roleta, a na witrynie pod nia jak byk Świat Używek Zaprasza.
Kiedy wiekszość walczy o godne życie oszczędza gorsza i unika nadmiaru kosztownych rozrywek, ja wydałem małą fortunę na truciznę mającą skrócic te moje radości, w miarę bezboleśnie i podczas snu unicestwić. Straciłem wszystkie (nieswoje) pieniądze liczone w tysiące, bawiłem sie do upadłego a budziłem ciagle żywy i pusty, oddychający i biedniejący, zakatarzony i ubogi… Reszte kasy ukradli „dobrzy” ludzie. Specjalny rodzaj valium mający powalić słonia – zgubiłem. W międzyczasie ulubiony komputer oddałem do naprawy bo szwankował (nowy miałem kupic z dotacji, ale były inne priorytety). Żyję więc dziwnymj trafem, nie moge odebrać sprzętu, bo nie ma funduszy. Zostałem bez grosza. Piszę w zeszycie znaczy brulionie. Wybieram sie na terapie. pije herbate. Pada śnieg.
Więc, co o tym myślisz?