Klasa

Dupa, będe pisał na tym pierdziochu małym. Co robic. Rupieć w naprawie, nie wiadomo kiedy i czy wróci. A tam już się zaczęło ładnie pisać scenariusz….Co robić po wybryku?
Oglądałbym cały dzień tenis z Australii, bo chory jeszcze przeziębiony i zmęczony a nic mi tak nie wchodzi jak pasingshot po crosie i return voley na dobrym ziemnym korcie na słonecznych Antypodach. Jednak nie mogę cały czas. Męczy czasem mnie. I czasem trzeba gdzieś wyjść. To jest najgorsze. Mizantropia nie zachęca mnie do kontaktów w człowiekiem. Ale życie nabiera barw jak mozna w spokoju poczytać Drwala albo obejrzeć rozgrywke Nadala z jakim pretendentem czy Federera – klasa sama w sobie. (przynajmniej nie dłubie sobie w dupie, nie ciagnie gaci przed podaniem)
Tam na tych kortach wszystko takie ładne nowe cenne, ludzie na trybunach z klasą, zawodnicy w stylowych trykotach, rakiety i cały sprzęt pierwsza klasa albo i lepiej. Ręczniki nawet, pokrowce, torby, torebki, okulary, napoje nawet butelki ładne,i krzesełka, i piłki i ci co je podają, i pogoda, i brak pogody, i gra, najlpepsza jest gra, rywalizacja, zawody, zmagania. Ale też czapki kapelusze i szorty. Areny stadiony trybuny. Wszystko ładne, wszystko pierwswsza klasa, prima sort. I zegarki odmierzające czas i te które badaja szybkość piłki. Nawierzchnia i niebo. Linie na korcie jak ramy dobrego życia. I sędzia ma klasę i włądzę. A zawodnicy to prawdziwi ludzie. I sa różni, i róznie reaguja, i różne poziomy prezentują. I grają, i wygrywaja, i przegrywaja, ale grają, ale są w grze… I radują sie, i zamartwiają, denerwują, złoszczą zdrowo, i walczą. No dobrze jest popatrzec na Wielkiego Szlema.
I miałem ten sen o uniwersytecie. Jakoś sami z siebie, żeby mi pomóc czy docenić przeszłe i pszyszłe zasługi, przyjęli mnie na uczelnie. Szkoły były dwie. Po sąsiedzku. W starych stylowych budynkach: jedna w wielkiej stylowej secesyjnej kamienicy z mansardami, druga w neogotyckim gmaszysku z czerwonej cegły i z wieżyczkami.
Moją koleżanką i przewodniczką w pierwszych dniach była przemiła Anita G. Oprowadzała po rozległych terenach szkół, zapoznawała z ludźmi, wprowadezała w program nauczania.
Jak wspomniałem, szkoły były dwie. Tak sie złożyło, że sąsiadywały ze sobą budy o zasadniczo odmiennym charakterze. Mimo że obie o profilu artystycznym: malarstwo, rysunek, rzeźba, poezja – to jedna prezentowała podejscie stricte klasyczne, konserwatywne; druga to awangarda. Wszyscy zazdościli mi, że trafiłem do tej nowoczesnej. I to bez żadnych starań, żadncyh egzaminów, ot tak, w nagrode, czy jak? A było tak, że prawie wszyscy studenci z „klasycznej” marzyli i starali sie o transfer do tej nowoczesnej. Taka różnica jak Kraków i Poznań w latach sześćdziesiątych. Klasyka i nowoczesność. Konserwatyzm i awangarda.
Zwiedzałem jednak obie szkoly i cieszył mnie widok setek młodych ludzi spoczywajacych na placach skwerch trawnikach. Siedzieli weseli i rozmawiali. W słońcu i entuzjazmie. Albo marzyli. o czym? Tłumy studentów obłożone różnego rodzazaju „pomocami naukowymi”: a więc były tam blejtramy, rulony papieru, stosy książek, palety, szkicowniki, zeszyty, był prowiant i był ładny artystyczny bałagan.
I były te dwie szkoły. I byłem znowu wśród ludzi odpowiednich. I czułem sie cholernie doceniony. A może nawet szczęśliwy?

0Shares