Prokurator na rower
Wiosna, zaczął się cholerny błogosławiony okres, kiedy kładę się spać wcześnie. Zasypiam koło dziesiątej zmęczony zbyt intensywna pustką wypełniającą dzień. Budzę się po trzeciej, koło czwartej. Niby zdrowo. W tamtym roku trwałem w ciemności obok śpiącej w najlepsze powabnej nimfy i czekałem na godzinę piątą chociaż, w ciszy czekałem i myślenicach, jak i teraz, podobnie jak teraz, ale teraz włączam radio i słucham Nocy Muzycznych Pejzaży. Leżę. Światła nie zapalam. Wole ciemność i widzieć jak się przeistacza w mniejciemność.
Wtedy czekałem w ciszy aż zacznie się przejaśniać, wstawałem po cichu, ubierałem w gacie koszulkę czapeczkę i okular i biegłem. Biegłem Wałem Międzyszyńskim. Mijałem jeden drugi most i stawałem. I zawracałem. I biegłem z powrotem. Robiłem tak, bo gdybym biegł dalej, osiągnąłbym Otwock a nie miałem nigdy przy sobie pieniędzy na bilet autobusowy powrotny. Kieszenie pełne czereśni. Zresztą chciałem zdążyć jeszcze na rower, który czekał na balkonie gotowy, żeby koło ósmej zawieść mnie, przez innym most, w parze na Konwiktorską czy Bonifraterską, jakie to ma teraz znaczenie… Kiedyś miało?
Nie czekam w ciemności na kolejną przebieżkę, bo za zimno. To znaczy dla mnie, według mnie za zimno. Takie moje kurwa subiektywne odczucie. Poza tym, odwykłem od biegania. Zraził mnie ostatni Maraton Warszawski na który jechałem już z grodu we wrześniu roku pamiętnego. Na liście startowej byłem, więc pobiegłem, tyle że do Sabatu i przesiedziałem tam cały bieg. Cały maraton. Wszystkie maratony odbywające się we wszystkich większych stolicach europejskich. Wszystkie maratony odbywające się we wszystkich miastach świata; przesiedziałem albo przejeździłem. Rzadko rowerem. Zraziłem się więc, że siedziałem, zamiast biec. I nie biegam.
Te pobudki ważne są, bo wyznaczają granicę czasu magicznego. Do świtu. Do przedświtu. Do pierwszej herbaty. Do pierwszego na miękko. I to radio. I ta potrzeba, konieczność, przymus, żeby to wszystko po raz tysiąc tysięczny przemyśleć. Co znaczy ni mniej ni więcej, tylko wspominać, uświadamiać sobie gówna różne, które dokoła opływają w podtapiającej mnie mętnej protoplazmie rzeczywistości. Przemyśleć znaczy pobudzić mózg. Żadnych wymiernych korzyści. Ot, proces spontaniczny półświadomy bezpłodny nie męczący nawet za bardzo, ale tak niepotrzebny, zbędny.
I tak leci. 3.30am. 4.25am. 5.17am. Wreszcie szósta am kiedy to mogę iść zrobić sobie pierwszą herbatę. Wcześniej głupio mi jest przed tymi wszystkimi (trzema) reklamowymi dupami, co se je powycinałem z czasopisma K MAG i powiesiłem na ścianie vis a vis (obok akwareli babci z Halinowa, przedstawiającej kwiatka w doniczce, w tle draperia, a jakże). Całkiem dobre dziewczyny, całkiem ładne zdjęcia. A najładniejszą grafiką, najfajniejszą z dam jest unoszący się w powietrzu Tomasz Stańko z trąbką a jakże, gdzie trzeba, w dłoni, a ręka bezwładnie wzdłuż zgiętego ciała. I on Leci. Nad poletkiem, nad drzewkiem. Ja leże i na nie wszystkie patrzę jak się wyłaniają z ciemności. A to dzięki poświacie toshiba, czy to jak już wstanie git planeta. Tyle że dziś pada, słyszę, więc będzie szarówka, pochmurno, rozświetlenie będzie powolne. I wietrzne.
Frank Zappa zmarł na raka prostaty.
Ale są zawszenowe rzeczy, nowe gówna.
Panie prokuratorze! Panie sędzio! Ławnicy czy inni protokolanci! Nie pozbawiajcie mnie karnie możliwości jazdy na rowerze przez jeden okrągły rok! Ja wiem, owej feralnej nocy rower powinien grzecznie prowadzić mnie. Brawura moja była niewskazana. Nie powinienem był dosiadać, kiedy tak wiało. Ale zwracam się zuprzejmą prośbą, o wybaczenie się zwracam. Przecież jest tak, że jechałem na rowerze, jak wielki nasz Bóg sprawuje pieczę nad światem swym i swymi owieczkami: nieudolnie, to mało powiedziane. Ale próbowałem! Chciałem jechać. Po to rower, żeby jechać. A że katastrofy i upadki? Czyż na świecie nie ma większych?! I że doniosła taksówkara, na której dokonana zostanie surowa zemsta? Cóż, niektórzy wstają i leżącemu pomagają, inni dzwonią po milicje.
Ale przecież wiosna, wczesne pobudki to jedno, a rower, konieczność rowerowa to drugie. Panie sędzio?..
Prawo się zmieniło, zakaz jazdy na rowerze nie wyklucza prowadzenia auta. Kiedyś wykluczał. To mnie nie pociesza. Miły prokurator wszystko wyjaśnił, w tym, jak się bronić. Tylko prosił o dyskrecje.Uważa większość tych wszystkich przepisów z kk za jedno wielkie szambo. Ale oficjalnie nie może?.
Więc, co o tym myślisz?