Myśli przy obieraniu ziemniaków
Kto myśli? Ja otóż myślę. Rzadko, znaczy czasem, znaczy przez sen.
Bo tak, jest o czym. Stary zaczął pić tydzień temu i zapowiadał, że potrwa to dwa dni. Następnie udał się do szpitala i zapowiedział, że przedłuży się toto do trzech tygodni. Edek zamieszkujący mały pokój zaczął pić w wieku prenatalnym. Ja zacząłem pić kilka dni temu. Wszyscy się spłukaliśmy z pieniędzy, z tym, że Edek ich nie miał w ogóle nigdy. Ja miewałem. Stary posiadał. Ale się zesrało i skończyło. Tak jak zawartość lodówki. Zostały ziemniaki. I czy to nie powinno skłonić do refleksji? Do mega ekstra refleksji? Ziemniaki? ziemniaki same. Jedyne.
Chciało by się za sparafrazować klasyka i napisać zapiski na obierkach ziemniaków, ale myśli były tak nieadekwatne do mądrości i erudycji Eco, że się nie napiszę.
Otóż myślałem o podstawie egzystencji. Obierałem i myślałem o żarciu. Jak przeżyć bez żarcia. Jak to się stało, że trzech gości zaniedbało tak lodówkę, że pingwin. Znaczy dwóch ? Edek nie ma wstępu do kuchni. Ja znowu nie kupuję. Zostaje stary. Odpowiedź jasna ? stary dał dupy. Ale podobno miał powód. Tej dupy dostał wścieku przeze mnie. A przecież zachowywałem się wzorowo, jak przystało na trzydziesto sześciu letniego alkoholika. Czyli parę dni chlałem. Wcześniej popełniłem moje piąte samobójstwo, co ja mówię, ja i wczoraj popełniłem samobójstwo, tyle że szóste i jak większość, nieudane.
Ja wiem, że z ziemniaków można zrobić wiele. Można usmażyć frytki, można zrobić pyzy, można zagnieść i ugotować kopytka. Ale co z tego, co z tego? Mięsa się chce jeść i chociaż są jeszcze jakieś udka z kury (z tą samotnością ziemniaków to przesadziłem, taka przypadłość alkoholika) ale co zrobić, co zrobić z udkiem, kiedy nie ma panierki, kiedy nie ma sałatki, kiedy nie ma surówki.
Nie jem i nie będę jadł. Chociaż właśnie zaburczało mi niepokojąco w brzuchu.
Drogą pół finansowych manipulacji uzyskałem jeszcze pięć jajek. Nie wiedząc co z nimi zrobić (ani to nie pomoże, ani nie zaszkodzi) postanowiłem je zjeść. Zjem jajecznice a potem już nie będę jadł. Asceza. Głodówka. Detoksykacja. Odtrucie. Będę pił. Hola hola, nie nie, nie alkohole wszelkich rodzajów. Będę pił wody. O właśnie w radio mówią, że na Saharze trzeba uważać z wodą. Nie no, nie mogę już słuchać tej audycji dla dzieci. Albo one, albo głód mnie zabije.
Albo sam to zrobię, chociaż wiem, jestem w tym wysoce nieudolny.
Więc wczoraj obierałem ziemniaki. Musze przyznać, że nie były to pyry najlepszej jakości. Jakieś pnącza, jakieś twory się na nich porobiły. Ale ładnie obrałem i nawet nawet smaczne były jak je z tym udkiem nie wiadomo skąd uzyskanym pochłonąłem.
Ale czas płynie. Ojca w szpitalu potrzymają ze dwa trzy tygodnie. Edek je gdzie popadnie, wolę nie wiedzieć gdzie. Boże broń. Albo może nie je. Muszę podpytać. Może zna jakąś receptę na niejedzenie całkowite.
Teraz lecę, bo mi się smaży jajecznica, ale nie chciałbym jej stracić, zmarnować.
Rozbijając te jajka (bo wcześniej smażyła się cebulka, o której zapomniałem wspomnieć, czyli nie jest tak źle, nie jest tak źle) to przypomniałem sobie rady wszystkich moich dziewczyn co bardziej rozgarniętych a i kolegów wszelakich, że jak się jajka rozbija, to należy najpierw sprawdzić jego stan, najlepiej przelać do innego naczynia, zanim na patelachę. Zapomniałem. Złapałem się na tym, że szeptem modle się o jajko w dobrym stanie, nie zjełczałe na przykład. Mogłem pomodlić się o takie z podwójnym żółtkiem, zawsze to więcej strawy, ale zajęty mamrotaniem o niezjełczałości, odpuściłem.
A pomyśleć że jadło się kiedyś jadło się pierś z rekina, Stek aromatyczny sosem z zielonego pieprzu doprawiony mocno, Pikantna tarta z serami i suszoną żurawiną, Polędwiczki wołowe w zdecydowanym sosie winno śliwkowym, oraz jadałem pierogi w Pierogarni z pewną ukochaną, przy czym ona z nieposkromionym apetytem zjadła mi podebrała jedną sztukę. Urocza bezczelność.
Idę obierać ziemniaki. I pisać na obierzynach.
Więc, co o tym myślisz?