Nie mogę być pewien, czy jest tak w istocie, ale raczej jest. Zawsze miałem nieodparte przekonanie, że jestem tak wyjątkowy, tak przystojny, tak atrakcyjny, tak magiczny, tak interesujący, tak wrażliwy, tak męski, tak zmysłowy, tak eteryczny, tak efemeryczny, tak yczny w ogóle i owy – że zniewalający. Że jeśli kobiety dziewczyny niewiasty nie padają na mój widok i na myśl o mnie na glebę, to tylko dlatego, że nikt normalny, czytaj psychopatologicznie przeciętny ? nie pada na ulicę nie będąc pijanym kompletnie lub potrąconym przez auto. Powinny teraz i powinny były padać. Gdyby nie wrodzony atawistyczny zmysł równowagi i rozsądek? padały by. Powinny padać. By padały by.
Oczywiście zdaję sobie sprawę ze swoich wad i niedoskonałości: mało klasyczny nos, niskie przyniskie czoło, mało krzywe nogi, głód mocy i arystokracji, niemożność zdobycia wiedzy, kłopot z odczuwaniem szacunku wobec odpowiedzialności, problem z zaspokojeniem głodów duszy, okresowe skrajne ubóstwo, nałogi, włosy w uszach, afirmacja przeżyć zbyt intensywnych, lenistwo, mówiąc językiem cybernetyki ? turbulencje jeśli chodzi o zachowanie dawniejszego programowania i pamięci oraz niemożność stałego rozwoju według uprzednio wytyczonych linii.?
Zawsze sobie z tego sprawę zdawałem, ale nie zmieniało to przekonania o własnej atrakcyjności i wyjątkowości. Snobuje się na siebie.
Tym bardziej bolesne było moje dzisiejsze zdziwienie. Jechałem autobusem linii numer siedemnaście ( kto z grodu ten wie, gdzie można dojechać siedemnastką, kto nie, niech się domyśli). Z przystanku na przystanek przybywało młodych ładnych dziewcząt. Młodych w różnym wieku. O bardzo różnych typach urody. I nie padały?Co gorsza, nie zwracały prawie wcale uwagi. A mimo to, że popiło się ostatnio trochę (tekst archiwalny nieco), i mimo to, że się jechało leczyć (a może dlatego właśnie?), i mimo to, że się powinno wyglądać gorzej jakoś, to się wyglądało dobrze! Jak zwykle się wyglądało ? (ulubione słowo Łukasza ? fenomenalnie!) się wyglądało, jak filmowy amant się wyglądało, jak James Dean, Hłasko i Brat Pit w jednym, w jednym, ale innym, lepszym! O niebo?Doskonalszym wyjątkowością, przecież! A co się czuło! Czym się emanowało, za przeproszeniem! Jaka myśl lotna temu jechaniu towarzyszyła! Szkoda gadać?
A nie padały?Nie zwracały uwagi. Nie zawracały sobie głowy. Co więcej: nawet spojrzawszy na mnie, okiem od niechcenia rzuciwszy, nie dość, że nie padały, to jeszcze żadnej fascynacji zainteresowania w ich oczach nie widziałem.
Zajęte rozmowami, myślami własnymi, zapatrzeniami, w okno, na innych, bawiąc dzieci, pieszcząc rurki, obejmując drążki, układając nóżki, pokazując botki, głaszcząc kolanka, miziając łydki, poprawiając włos ? na mnie nie zwracały szczególnej, takiej, jaka mi się należy, uwagi. Nie padały?
Tak przecież patrząc z perspektywy czasu, zawsze miałem najładniejsze dziewczyny, a te inne najładniejsze, których nie miałem, które nie były nijak moje, pewnie i tak padały na widok, na myśl o mnie. O mnie marzyły. Nie oszukujmy się?
A tu takie rozczarowanie. W wieku trzydziestu sześciu lat uświadamiam sobie nagle i ze zgrozą, że nie padają. A powinny? Strach mnie ogarnia i przerażenie, wątpliwości nachodzą, że może, może, może, dla młodych jestem za stary, przez co mniej atrakcyjny, jeśli w ogóle, a równolatki (o starszych raczej nie śmiem myśleć) dawno się pogodziły z losem, że mnie nie zdobędą żadnym manewrem sposobem manipulacją, i z braku laku związały się z innymi. Na stałe. I padać nie wypada.
Brzuchacz leżący obok mnie na łóżku, półśpiący, półoferujący mi szklankę (nie mam), łyżkę (nie mam), cukier (nie mam, nie słodzę), proponuje mi też jutrzejsze śniadanie, i na pytanie dlaczego, skąd ta szczodrość, odpowiada spokojnie jakby mówił jakąś oczywistość: bo nie jem. A mnie to wszystko nie cieszy, nie bawi, bo one nie padają. A powinny, przecież?
Czuje się porzucony, opuszczony, samotny, niedoceniony, odczuwam brak kobiecego ciała obok siebie, brak kobiecego słowa do mnie, brak kontaktu, brak seksu. A tu nie tylko, że nie padają, to w ogóle nie zainteresowane, ignorują, nie zwracają uwagi na niewątpliwe wdzięki i przymioty, nie indagują, nie zaczepiają, nie podrywają, nie próbują, nie flirtują, nie obserwują, nie obgadują nawet, nie szepcą?
Być proaktywnym! W dniach, kiedy śniłem o statusie odnoszącego sukcesy artysty biznesmana tego mnie uczyli. Tą zasadę, ten sposób postępowania, taką postawę można by i zastosować w kwestii kłopotów z niepadającymi dupencjami. Może jakby zagadać, zagaić, zaproponować co, może by padały?
Ale przecież strach! Lęk przed porażką? Przecież przeraźliwie boję się tego odrzucenia, co by pewnie przyszło, choć nie powinno by. A tu nie nauczony niewinnego flirtu na sposób włoski. Nie nauczony tego podejścia. Nie podrywający pierwszy nigdy. Skazany na czekanie. Kiedyś zawsze owocne. Teraz?? Nie padają?
Zawsze pierwsze spotkanie, ona pada, zauroczona, często i ja, zauroczony, padam nawet, pijaństwo, seks, potem różnie, stosunki bratersko siostrzane, albo ojcowsko córczyne, albo matczyno synowskie, albo partnerskie, albo w ogóle kretyńskie, ale już razem, różnie długo, ale razem. Potem najczęściej stwierdzały, że nie było przed czym padać i odchodziły. Ale to po czasie. A wcześniej padały?
Ale przecież zawsze po tej, co odeszła, przychodziła nowa, i padała. Zawsze znajdowała się następna. Zazwyczaj podobnie najlepsza z możliwych, najlepsza z istniejących w ogóle. I padała. Szybko nadchodziła, jeszcze szybciej padała. Bo bywałem tak przystojny wykwintny czarujący mądry arystokratyczny a swojski dobrze ubrany elokwentny pijany ę ą i w ogóle z klasą, że zawsze jakaś sztuka prima sort wzięła i padła.
A teraz mija rok, ja niebawem zacznę siwieć, chorować poważnie, starzeć się, stanę się ? w wyniku postępującego alkoholizmu i lekomanii ? impotentem kompletnym, dziadem zasiedziałym, i co? I nic?
Oczywiście, zdarzają się kryzysowe narzeczone. Ale już nie wiem, czy to dobrze, że się zdarzają, czy źle. Bo przecież ?Mężczyzna piękny jest tylko w samotności, albo kiedy zdobywa swoje najwyższe marzenie w postaci nieprzypadkowej kobiety?.
Cóż. Nie ma co narzekać. Jest jeszcze onanizm, ekshibicjonizm, masochizm, sadyzm, doraphilia, wampiryzm seksualny i pigmalionizm, ksenofilia, są inne frykasy. Alkoholik, lekoman, onanista ? samotny: pozna atrakcyjną, może flegmatyczną a nawet apatyczną, mądrą, zamożną, młodą, koniecznie cierpliwą, z ambicją naprawiania świata, damę, która weźmie i padnie. Chyba trzeba będzie jakoś tak?
Więc, co o tym myślisz?