Sajonara ćpuny cd.II

Tylko jak ja gdziekolwiek pojadę, skoro nie mam grosza? Wyzbyłem się ?wszystkiego? ze względów ?terapeutycznych?, a też dlatego, że się ze światem chciałem jakoś godnie pożegnać. Przecież nie będę jechał stopem (iloma stopami??) do innego nawet dolnośląskiego Monaru, o nie, nie chce mi się, zmęczony jestem (nagle jak na zawołanie poczułem się bardzo zmęczony) i nie będę przecież od tej dziewczyny, czy od kogokolwiek innego pożyczał kasy, żeby dojechać, gdziekolwiek miałem dojechać. Nie będę szukał, nie będzie nic w ogóle. Dupa.
Ktoś potem mi szepnął, że podwiezie mnie kierowca tutejszy, ze społeczności. To mnie jakoś uspokoiło. Uśpiło.

Anka w płacz. Jakieś dziewczyny niby ją pocieszają, jacyś kolesie niby patrzą ze współczuciem, ale większość leje na to wszystko i korzysta z faktu, że jest niedziela rano, że dzień w miarę luźniejszy, bez przymusu pracy, bez konieczności podążania za wskazaniami grafiku z żelazną konsekwencją. Więc jest niedziela rano?
Co robić? Zapomniałem, że padł w ogóle jakiś idiotyczny pomysł przeniesienia mnie gdziekolwiek i czekałem. Do końca jednak zapomnieć się nie dało, bo mnie zaraz zaczęli, to jeden, to drugi, ?macać?, badać, sprawdzać, pytać. I niektóre z tych dochodzeń miały oczywisty związek z przeniesieniem. Tyle że ja jakoś się odprężyłem, wyluzowałem, zadomowiłem, przycichłem, zaczaiłem, czekałem?

Najpierw podobny do Ślimaka z Acidów ćpun z dwudziestoletnią trzeźwością na karku pytał: jak wyglądało moje życie z narkotykami i alkoholem (bo terapeuta mój kochany Piotrek podpowiedział, że lepiej będzie wyglądało, jak na plan pierwszy pójdą dragi, bo alkohol sam w sobie słabo się w Monarze przyjmuje). Więc konfabulowałem pięknie, choć tak naprawdę to musiałem tylko koloryzować. Jak każdy twórczy alkoholik z przyjemnością rozprawiałem o swoich początkach i drodze aż do teraz, o przejściach i przeżyciach, o swoich upodobaniach i antypatiach, o swoich przyzwyczajeniach, nałogach i słabościach, a także o wszystkich co ciekawszych okolicznościach, jakie towarzyszyły narodzinom moich zmór i demonów.

Potem lekarz. Badanie, standard. Ile ma pan lat, co pan powie, nie wygląda pan, o dziesięć lat mniej bym dał, daj pan spokój lepiej i przejdź do opukiwania kolan, to najbardziej lubię, czuć że żyję, że moje kolana potrafią jeszcze reagować na ten lekarski mały delikatny precyzyjny młoteczek, a mogę też zanim pan porosi stanąć na jednej nodze z zamkniętymi oczami dotknąć kolejno oboma palcami wskazującymi mych stabilnych i demiurgicznych dłoni czubka zadartego nieco nosa mojego, wszystko to mogę, wszystko to znam, wszystko to robiłem po stokroć, tylko proszę mi powiedzieć, pan taki cichy wyciszony i wygląda rozsądny i zorientowany, i mówi pan w dodatku, że córka też dziennikarstwo na studiach wybrała, niech ją Pan Bóg strzeże, ale już za późno, mogłem wcześniej przyjechać, bym panu parę rzeczy opowiedział, niech mi pan lepiej wyjaśni, po co i dlaczego oni chcą mnie stąd pogonić, proszę pana, oni maja rację, tak będzie lepiej, ja myślę inaczej, szkoda że pan nie rozumie, ja myślę, że będzie jeszcze w ten dzwon bite i że to jakoś odkręcimy, niczego już nie odkręcicie, decyzja zapadła, decyzja nieodwołalna zapadła, pan tak młody, po co to panu, po co pan tak sobie szkodzi, życie jest piękne, sam dużo piłem, potem dwadzieścia lat nie piłem, potem znowu zacząłem, czy ma pan jakieś marzenia, nie, raczej nie, szkoda, zacząłem, a co pan zamierza, zamierzam się podleczyć, potem pojechać za granicę i pracować, praca mnie uratuję, proszę pana, też tak myślałem, to jest mit, to jest nie prawda, praca?
Się wraca do nałogu, tylko długie leczenie, tylko nieustanne leczenie, tylko tu, tylko tam, w zamknięciu, bez pokus, bez możliwości, odizolowany, to wszystko od lat działa, ludzie się ?naprawiają?, można z tego wyjść, ja już bym wyszedł stąd, pan poczeka, jeszcze kilka pytań, choroby zakaźne, HIV, cukrzyca, nic z tego, zdrowy jakoś chwalić Pana jeszcze jestem, ćwiczę, biegam, wie doktor, z tymi narkotykami to przesada, kazali tak mówić, nie bierze się, czasem się zapali, alkohol główna przyczyna mojego upadku, alkohol i tylko alkohol, wszystko jedno, to to samo, z tego też można wyjść, po co to panu?.

Gdzie spotkać Anulix wiedziałem ? muszę znaleźć tylko miejsce, gdzie wszyscy jarają? Trudno i nietrudno było zarazem znaleźć to miejsce. Naprzeciwko bramy pod którą, w cudzysłowie, dużym cudzysłowie czekałem, stoi ten budynek złożony z dwóch części tworzących jakby literę L, i w miejscu połączenie modułów jest dziura na przestrzał przejście, tam po obu stronach wejścia do pojedynczych części i dalej jakoś, od drugiej strony, na zewnątrz wychodząc masz schody dwupoziomowy taras na górze dwu trzyosobowa huśtawka obok ławka przy wejściu ławka ? palarnia jak się patrzy. A palą wszyscy, poza tymi, co nie mają. (Nie posiadanie przez jednego gościa szlug i jego namiętne natrętne próby pozyskania tytoniu od towarzyszy niedoli były jednym z tematów jednej ze społeczności: pognębili chłopaka, nie dość że nie miał co zarajać, nie dość, że nikt go nie częstował, to jeszcze mu przy wszystkich obrobili dupę czym skłonili do kolejnej już decyzji o opuszczeniu tego miejsca; jednak nie odszedł, został, pewnie nie miał gdzie iść, będzie cierpiał głód tytoniowy, aż jakiś mityczny ?ktoś? nie dośle mu szlugów na następne tygodnie?)

I Siedziała tam wyglądająca jak bida z nędzą Anula Fi paląca szlugę za szlugą. Próbowałem tłumaczyć, że wszystko będzie dobrze, i sam już nie wiem, czy ja to do niej mówiłem, czy siebie zaklinałem, bo przecież musiałem coś przeczuwać? Mówiłem bredziłem coś o tym, że ja pojadę tam (cokolwiek znaczy ?tam?), ona zostanie tu, po jakimś czasie może uda nam się jakoś do siebie zadzwonić (poza Anulą w tym momencie życia nie miałem do kogo dzwonić, no, Ciocia Basia, no? i tyle, do Matki zadzwonić z oczywistych względów by mi nie dali?), podzdrowiejemy, skontaktujemy się ze sobą, kiedy jedno lub drugie podejmie ostateczną decyzje o opuszczeniu ?miejsca pobytu?, wrócimy do rodzinnego Radomia razem, może jakoś się uda nie pić, może coś się wymyśli życiowego?

Obiad. O, dla tych posiłków rozważałem możliwość pozostania ze ?społecznością?? Ale czy dla żarcia poświęcać swoje ideały oraz niejasne przeczucia, że coś tu kurwa nie gra?! Można było. Można było to wszystko przeżyć, przetrwać. I całą niedzielę tak myślałem. Całą niedzielę do tej chwiejnej tezy przekonywałem Ankę. I jakoś leciało. Po obiedzie palenie, po paleniu kolejne palenie. Ale co się nie minąłem z Anulą (przebywanie zbyt długo razem było raz zakazane, choć teraz to nie miało żadnego znaczenia, i tak miałem zostać ukarany, awansem, za nic, więc mogłem broić, ale się jakiś fason trzymać chciało i jakiś szacunek do panujących tu reguł się miało, nie wiadomo po co; dwa niewygodne, niesmaczne?), za każdym razem, kiedy z nią rozmawiałem dawała wyraz swojej frustracji, swojemu załamaniu, świadczyła z uporem godnym lepszej sprawy, że nie wytrzyma tu ani chwili dłużej, żeby już, w tym momencie spadać, wyjeżdżać, wracać, spróbować żyć normalnie, ale ?na wolności?, tylko nie tu, tylko nie tu? Auschwitz, mówiła, i więzienie w jednym.

Rano już wywiesiliśmy rozwiesiliśmy pranie. Moje, cała wielka micha mokrych łachów czekała na mnie w piwnicznej pralni. Uprało się w nocy, ktoś jebnął do michy i gniło se do rana późnego?
Tam zawiodła nas dziewczyna, która bezwstydnie, ale z pewnym wdziękiem pokazywała wszystkim swój dorodny biust; nie żeby się negliżowała, nie, po prostu taki miała styl, tak się ubierała, nie dało rady nie patrzeć, nie dało rady nie patrzeć i nie widzieć dwóch kształtnych potężnych gał. Widziałem ją oczyma wyobraźni w kilku zgrabnych porno scenach…
Za miednice i przez korytarze piwniczne na schody na zewnątrz koło świnek, koło kurek, koło piesków, dalej, obok ogródków były sznury do wywieszania prania, było tego od cholery, i zmieściliśmy się jakoś, i buty na szczytach słupków miały schnąć dzień cały. trampki, buty do biegania, na nogach chodaki. I teraz, po obiedzie, przed kolacją, był właśnie czas żeby iść i to pranie może zdjąć, było ciepło i słonecznie, pewnie wszystko poschło.

0Shares