oskarżony

Sprawa sądowa przeciwko mnie na rowerze i alkoholowi we mnie toczy się przeszło pół  roku. I końca nie widać. Zaczęło się przed wakacjami. Padło pytanie, czy leczyłem się psychiatrycznie i czy mam problemy z substancjami psychoaktywnymi lub alkoholem. Po tym, jak padła odpowiedź, trzeba dodać ? wyczerpująca, wysoki sąd rozprawę odroczył do ?po wakacjach?. Do września.

Należało zbadać naszą (bo pedałowałem na bani nie sam) poczytalność. Rozumiałem, że jeśli zbadają i wyjdzie, że jestem byłem czy też będę, nie wiem, nie znam się ? niepoczytalny, wtedy koniec z odpowiedzialnością za niecne czyny. Badanie poczytalności albo nie mało odbyć się w Szpitalu Psychiatrycznym w Krychnowicach, moim drugim domu. Jakoś specjalnie nie musiałem się do ?badania? przygotowywać. Ot, jak co dzień, wypiłem kilka piw, dwie trzy lampki wina, coś mocniejszego potem, zapaliłem jointa, zabrałem ze sobą butelkę likieru i na przy oddziałowej ławce smakowałem alkohol czekając na swoją kolej. Miał mnie egzaminować ordynator X, który słynie z przyjmowania łapówek w zamian za wystawianie korzystnych orzeczeń. Na łapówkę nie stać mnie było (to był naprawdę ciężki okres w moim życiorysie), więc grałem va banque: nawalony, obuchany, zasiadłem na ławce wśród wypoczywających wariatów i stawałem się jednym z nich. Jedynie upojenie mnie od nich separowało, oni trzeźwi jak dętki, ja pijaniutki, ale gaworzyliśmy od rzeczy jak równy z równym. Zadbałem też o swój image: nie ogolony, wczorajszy a nawet przed, potargany. Zapach z pyska a jakże. Ciuch zmięty i świeżością nie grzeszący.

Resztki przyzwoitości a też wrodzone skąpstwo powstrzymało mnie przed częstowaniem i wypiłem wszystko sam. Inni wariaci schli. Było ciepło i słonecznie. Głupio. Mój czas nadszedł, przeniosłem się do środka na P6. Szybko zaproszony do gabinetu na początek zostałem zapytany, dlaczego smolę pod oknem Pana Ordynatora (zauważył mnie, chlałem centralnie vis a vis miejsca, gdzie rezydował ?szefunio?.) Ja na to, że pić mi się chce srogo a w takich razach smolę gdziekolwiek. I potem poszło. Omówienie moich wcześniejszych wizyt w szpitalu, próby samobójcze, trzeźwienia, border lajny moje, depresje, zaburzenia osobowości itd. itp. Bredziłem ślicznie, śmiałem się głupio, uśmiechałem idiotycznie, zamyślałem sztucznie, zawieszałem książkowo. Pięć siedem minut i po wszystkim. No poczytalny nie byłem. Wtedy i nigdy wcześnie. Nie mogło być z tym problemu.

Ostatnia, wczorajsza rozprawa (najświeższa, ale nie ostatnia) odbyła się w dzień deszczowy. Padało. Od dawna nie padało, a teraz tak i musiałem założyć ?przeciwdeszczówkę?. Zdjąłem ją po wejściu i podczas oczekiwania na rozprawę szukałem miejsca, by rozwiesić. Był, owszem, jeden wieszak, ale pusty. Nie powiesiłem i ja. Pewnie tu kradną. Wziąłem ze sobą.

Poprzednie rozprawy zostały odroczone, bo najpierw te badania poczytalności. ( w międzyczasie, na świstku papieru, informującym o kolejnej dacie obligatoryjnej obecności w sądzie, stało także, że psychiatra wykrył, iż nie ma wątpliwości co do mojej poczytalności, znaczy mam ją, poczytalny jestem, i obrońca z urzędu nie przysługuje mi.) Później nie stawiali się dwa razy świadkowie i nie można było dokończyć. Następnie nie dotarła wiadomość, czy zarejestrował coś miejski monitoring, czy nie. Czy jestem nagrany, jak próbuje wsiąść na rower, spadam, próbuje wsiąść, spadam, próbuję, spadam, próbuję, udaje mi się, jadę, spadam. (odczytane zeznania świadków).

Taksówkara, która doniosła na moje nocne wywrotki uliczne, zeznała, że dziewczyna się przewracała, chłopak rower prowadził, pomagał dziewczynie wstać. Poprosiłem o głos. Sprostowałem, że pomylono płcie. Zaszła co do osób, płci pomyłka. Z tego co wiem, to ja jestem ten brawurowy czytaj głupi nieodpowiedzialny, i to ja, mimo że ledwo szedłem, chciałem jechać. Koleżanka rower prowadziła i mi prowadzenie radziła. Nie słuchałem. Chciałem pruć ciemną nocą bez trzymanki ulicami grodu i osiągnąć chatę szybko, a nie się wlec kobyłę prowadząc. Zeznałem, że mimo iż świadomość czynu była wtedy mocno ograniczona, to ja jednak wiem, ze przewracałem się osobiście, i mi pomagano. Ja mam czerwoną kurtkę (zeznano, że dziewczyna miała czerwoną) i z torby z którą się nie rozstaje wyciągnąłem ten corpus delict (padało jak wspomniałem, więc akurat miałem). Wygłosiłem krótką mowę o tym, iż teraz, będąc trzeźwym jak kora drzewna, mam świadomość swej nadnaturalnej wręcz atrakcyjności, ujmującej urodzie, całemu wdziękowi i czarowi, jaki zadaje dokoła, ale musze przyznać, że to owe dziewicze siedzące obok na ławie oskarżonych, jako recydywa jeśli chodzi prowadzeni pojazdów mechanicznych wstawiona, rower tej nocy prowadziła i mnie to doradzała, ja, mężczyzna w czerwonej kurtce, wsiadałem, spadałem, wsiadałem, spadałem wsiadałem, spadałem, aż raz wsiadłem, i spadłem i wstałem i zobaczyłem przed sobą samochód policyjny i śmiejących się w głos panów w mundurkach. Że ja moja męskość cierpi kiedy jestem mylony z dziewczyną a tym bardziej cierpii jeśli miałbym uniknąć kary z powodu takiej pomyłki, kto inny miałby zostać ukarany za moje przewiny. Że  – to na prawdę, wysoki sądzie był ciężki dla mnie okres – byłem szczuplutki, żeby nie powiedzieć chudy, wiotki, a że podpity (wypiłem o kilka wiader za dużo) to i wiotki, i nie stabilny, jak dziewcze wrażliwy na wszelkie niedogodności . A kolezanka sprawiedliwej postóry, można było nas mylić z daleka. Odnotowano. Czułem się rycersko.

Potem koleżanka dziękowała.

Jest miejsce na piękne zachowania i szlachetne gesty, na uczciwość, nawet po ?trzeźwemu?. Kto by pomyślał? I smakuje to i inaczej, nawet fajnie, i kaca nie ma?

Więc kolejna rozprawa za trzy tygodnie, nie będzie mnie. Jadę. Będę daleko. Zostawiam wszystko. Zmieniam otoczenie i nawyki.

 

 

7Shares