Wooden Woody
Leżeliśmy razem na łóżku przed telewizorem i oglądaliśmy ?Anything Else? Allena. W tradycyjnej podkołdernej symetrii ciał odrębnych. Z głowami zawieszonymi na wezgłowiu, na ścianie przeciwległej do telewizyjnej. W sino niebieskiej poświacie ekranu.
Film nam się podoba, a jakże. Śmiejemy się. Ona się śmieje rzadziej, ale nigdy w momentach, które rozśmieszają mnie. Co jest nie tak? Czy ona nie łapie tych właśnie niuansów? Czy nie śmieszy jej w ogóle to ciągłe gadanie? Tylko pojedyncze żarty, śmieszne, oczywiście, ale w ten mniej subtelny sposób zabawne. I to trwa. I to się nie zmiana. Ja wpadam w radosny dygot trzy razy w ciągu minuty, dwóch, ona następnie robi jakiejś jej takie?eojjj? i przechyla głowę w moją stronę, szukając jakby, czego? Porozumienia,? Aprobaty? A może zwykłej bliskości?
Może ona rozumie więcej, a śmieje się tylko na ten swój wymuszony lekko i nie przemawiający do mnie sposób, wtedy, kiedy ona, Zuzanna Walc, skonstruowana tak, jak zbudowana, niepowtarzalna i niezmienna, tak zaprogramowana i tak oddychająca Zuzia, śmiać się właśnie musi? Wtedy właśnie, a nie kiedy Oddek. Ale dlaczego nigdy razem?
Może to wina dzisiejszych zajść. Może pogubiliśmy siebie podczas tych sprzeczek dzisiejszych, awantur wcześniejszych, a nieodległych.? Może? A może jednak nie pasujemy. To mnie martwi. Film to pokazuję. Czy to jednak na tyle istotne, żeby na przykład spędzało sen z powiek?
Oczywiście, to, że pojechała do rodziców, kiedy ja trzy dni popijałem i niby, powtarzam ? niby zachowywałem się skandalicznie, to nie było dobre rozwiązanie. Ale pojechała? Rodzice nie kochali mnie nigdy, teraz żyją w stanie mocnego szoku poznawczego: ich córka żyje w strachu przed życiem z alkoholikiem, a którym chce żyć bo go kocha i akceptuje, także jako alkoholika.
Nie będzie więcej wspólnych wypadów do lasu na grzyby, nie będzie wizji o prowadzonych razem interesach, wyjazdach za granicę?
Ale my razem już się dogadujemy. Broń zawieszona. Dzisiejszy seks? Niebo. Wanna, podłoga w łazience, łóżko i zakończenie na krześle, kiedy to doszliśmy razem. Choć nie powinienem kończyć w środku. Bierze środki, ale kilka dni temu zapomniała jednego, wiec teraz powtarza, że lepiej nie. Jednak tym razem, dziś, na krześle, zgodziła się. Nie miała wyjścia: na włosku ważyły się losy rozkoszy.
Jednym słowem, było dobrze.
A gdyby tak zaszła w ciąże? Nigdy nie chciałem mieć dzieci. Nie myślałem o tym poważnie. Nie myślę teraz. Raczej z niechęcią i strachem o tym myślę, jeśli myślę. Chociaż czasem… Chciałbym! Więc gdyby? Ale jaja! Szczególnie jej starzy. Oni by mieli komplet: walące się kominy, jeden synalek z ADHD, drugi, już duży, choć młody ? nie pałający rządzą przyswajanie wiedzy, nawet tej elementarnej, następny ? od niedawna mąż cycatej, spokojniejszy jakby, ale niepewny, głowa rodziny, Juzek, bez pracy, oskarżony o to, że będąc celnikiem brał w łapę, robił jakieś przekręty, sprawa w toku, podpijający i palący coraz więcej, Hela, mama, bardzo chcąca ogarnąć te rzeczy nie do ogarnięcia, bezradna, czasem żałosna, tracąca bezpowrotnie to, co kobietę czyni kobietą, mniejsza o to, czym to coś jest w tym przypadku, i ona, moja współuzależniona asystentka spędzająca dnie w korporacji, kompulsywnie pochłaniająca batony, Snickersy, Liaony, i groszki – emenemsy, ona, chuda, cienka jak noga od stołu, na diecie, co raz, widząca w sobie grubasa, ta, która, tak mi bliska, ukochana, śmieje się na Allenie nie wtedy, kiedy ja. Śmieje sie tak, ze widać, ze ją to śmieszy. to, co mnie średnio.
Ładna rodzina ładnie by się powiększyła.
Zasnąłem, ale nie spałem dobrze.
koniec
10. 10. 2010
Więc, co o tym myślisz?