Bo już wiemy, że jedziemy do Londynu. Ja żeby uściskać dłoń królowej (czytaj zamienić słowo z Łysym). Cloe jedzie, właściwie nie wie po co, jedzie ze mną, wie że będzie ciekawie, dobrze, że będą spacery, że będzie odwiedzani znanych ludzi i miejsc, że będzie zdrowy kwas i ekstrawagancja na mostach (może pod nimi). Ale ale ale.

Dworzec daleko, najpierw idziemy tym morzem i walczymy z szarpiącym jak zdziczała suka wiatrem, potykamy mało gładką konwersacją obcych o przypływy i dopływy. Idziemy do pubu. Chloe jest głodna. Ja – spragniony. W środku zgoła inaczej niż na powierzchni. Cicho, muzyczka gra, dużo ludzi ale zero gwaru, wszyscy grzecznie siedzą i rozmawiają kulturalnie albo przeglądają prasę, czytają wzory tapet. Podwójna dawka mocnego alkoholu. Piwo już nie tete. Cloe wzięła browara, bo jednak już nie je, tu nie je, będzie jadła później. Podwójna dawka dała efekt. Taki efekt, że mnie lekko zamroczyło. Nasączony podziękowałem. Spieszy nam się. Jedziemy do Lodynu. Ja żeby potrząsnąć rączyną królowej, Cloe?

 

Po co jedzie Cloe, tego nie wie nikt. Ale jedzie. Najwyraźniej ma ochotę jechać ze mną do Londynu. Ja żeby? W sklepie naprzeciwko są mrożonki,. Nie widzę więc sensu żeby tam wstępować, tym bardziej że śladu widu ani słychu alkoholu, ale idziemy. Kupujemy zimne zafoliowane mięsne żarcie. Kulki kotlety placki? Już wiemy, że jedziemy. Wiemy to nieustannie. Co do tego nie ma wątpliwości, ja żeby? Cloe? No to jedziemy! Cloe załatwia formalności na dworcu. Oznajmia, że pociąg mamy za dziesięć minut (szybko dość, lubię komunikacje tu w Anglii  – autobusy z lotniska na Victorie co dziesięć minut, pociąg do Londynu z tej dziury ? co godzinę. W ogóle wszystko lata ładnie). Walę jeszcze piwo z puszki przed berzą na dworzu i lecimy na peron, gdzie pociąg już czeka; więc wsiadamy, zajmujemy miejsca w ?czwórce? w pustym wagonie. Słabnę. Mam jeszcze sześć puszek, powinno starczyć. Wypijam jeszcze jedno i robię się senny. Podczas tej podróży, tej osobie nie musiałem po raz kolejny opowiadać historii mojego życia. Nie musiałem nic mówić.

 

Jechaliśmy. Tak nie musiałem nic mówić, i tak jechaliśmy, że aż usnąłem. Położyłem głowę na tym stukilowym cielsku i wspominałem jej przyjemny głos, jej bezwarunkową zgodę na wyjazd ze mną. Cloe, choć wielka i dla niektórych nieestetyczna, naprawdę jawiła mi się jako bardzo sympatyczna babka, wypowiadająca się z pewną manierą, z miną i intonacją dziecka. Cała była pewnym spowolnieniem, cała była fochem, cała była ową manierą, pozą pełnej rezerwy i dystansu młodej kobiety. Zasnąłem na jej miękkościach i spałem. Aż obudziłem się przebudziłem, uniosłem głowę, zobaczyłem jej twarz gładką i plastyczną, włączyło się to ?cos? i powiedziałem do niej cicho: ?Cloe, Kiss me??. Nie ukrywam, znam te historie więcej z opowiadań, z przypowiastek, które powstają i krążą samoistnie powtarzane przy lada okazji w celu rozładowania sytuacji, jako wspomnienia. Wiem, że powiedziałem co powiedziałem, i wiem jaka była odpowiedź. Otóż Cloe odmówiła grzecznie i sympatycznie, oraz dodała: ?I`am not that kind of girl?? I tak sobie jechaliśmy dalej. London oddalony od wsi w której rezyduję jest około sześćdziesięciu mil. Pruje się tam pociągiem ponad godzinkę, najczęściej bez przesiadek. Czasem z. Czekało nas więc jeszcze pół godziny wspólnej wesołej aktywności po przełomie. Bo moja propozycja ?kiss me Cloe? okazała się, musiała okazać się przełomowa. Mogło być już tylko lepiej, albo w ogóle mogło nie być. I być przestało. Otóż koleżanka dość dużo czasu spędzała na pisaniu wiadomości, najwyraźniej z kimś namiętnie korespondowała.

 

I w pewnym momencie, gdzieś między Redhill a Merstham ? Cloe odebrała esemesa, przeczytała go dwa razy (obserwowałem, już przetrzeźwiałem, już poczułem znużenie, niechęć do dalszego wlewania w siebie piwa, niechęć podróżowania, niechęć do przemierzania przyszłego Londyny metrem, niechęć spotykania kogokolwiek) i oświadczyła, że wracamy, że dostała wiadomość i chciałaby dziś wieczorem jeszcze udać się na party na miejscu, w Bognor, na ośrodku, w naszej mieścinie. Przestraszyła się? Okazało się , że nie. Nie w tej chwili, nie w tym pociągu, nie tego dnia. Miała przestraszyć się lekko później. To wracamy, pasuje. I zimno i niedobrze mi już. ?Kiss me Cloe? zarządziła, że wysiadamy, że przesiadamy się. Dawno już ciemności spowiły naszą wycieczkę. Nie bardzo kontaktowałem, nie kojarzyłem. Zdałem się kompletnie na nią. Wysiedliśmy, zmieniliśmy peron, wsiedliśmy do pociągu, który jak na zawołanie podjechał zaraz i zabrał nas w drogę powrotną. Nie zobaczymy dziś stolicy. Nie pogadam z Łysym. Nie będzie spacerów i pijaństwa londyńskiego.

W sklepie na rogu kupiłem ładną butelkę whisky i wróciliśmy na ośrodek. Wszedłem do livingu na chacie. Dwóch siedziało i gadało. Przyłączam się podpijając.

0Shares