Chewbacca

Chewbacca

 

Nie ma nic złego w pomysłach wycieczek do Londynu, w waleniu browarów w ciągu dnia, w podpijaniu whisky wieczorem. Ale to co naprawdę dobre, to napierdalanie mocnego alkoholu bladym świtem. Lekko kontrowersyjne i obarczone to ryzykiem, które jednak warto podjąć. Może nastąpić konwersja, metamorfoza. Na razie nic na to nie wskazuje, chociaż pierwsze symptomy (sen pijany, restrykcyjna dieta polegająca na nicniejedzeniu, zapomnienie o sprawach z punku widzenia trzeźwego człowieka istotnych, a tak naprawdę ? gówno istotnych.)

Cloe poszła w odstawkę, zdradziła, wybrała ?tańce? w Jacku z innym nieznanym mi towarzystwem. A miało być tak fajnie? Jak nie ona, są chłopaki, towarzysze przemienienia.

Spirytualia z rana wprawiają w nastrój baśniowy. Dzień nie składa się zaraz z poranków południa po i wieczorów. Dzień jest jednym lepkim gładkim ślizgiem po szyjce butelki. I zapadaniem w sen niezależnie od natężenia światła czy wskazówek zegarka. Inni mają rutynę dnia: wstają, pala, jedzą, piją kawę, lezą do jakichś swoich wymyślonych czy rzeczywistych obowiązków. Ja ? trwam. Trwam nasączony, rządny głębszego nasączenia.

Kilka dni wolnego. Od poniedziałku do piątku. Przemijają szybko i wolno zarazem. Jeden dzień to cała epoka, z jej zaraniem, brzaskiem, rozwojem, charakterem, zmierzchem, upadkiem, powstaniem. Wszystko to poplątane. Nielogiczne. Kilka dni podobne do ery, podzielonej na okresy ?chłodniejsze? i ?cieplejsze?, bardziej dogodne do rozkwitu rozwoju, i mniej płodne. Barokowe, renesansowe, romantyczne, realistyczne, różnie.

Właściwie jestem cały czas w tych ścianach, wynurzam się tylko po zakup. Pozorowany zakup żarcia, w istocie po płyny.

Zaczynam przejawiać zachowania co najmniej dziwaczne, poruszam się na przykład tylko ?na niskich rejestrach?. Czołgam się czy turlam po podłodze. Z pokoju do pokoju, w przestrzeni kuchni. Jestem ?niskopodłogowy?. Na czworakach. Pożywienie zdobywam z poziomy dywanu, otwierając lodówkę, zaglądając do niej, wyjmując pozostałe tam jeszcze nie pierwszej świeżości wiktuały. Jem w otwartych jej drzwiach, w świetle jarzeniówki.

Chudnę w oczach. Łakomych widoku ewenementu oczach współlokatorów. To prawda ? przemianę materii to ja mam. Potrafię ?zrzucić? dziesięć kilo w ciągu tygodnia. Do mojej prywatnej księgi legend przeszedł wyjazd do Irlandii, tygodniowe nawiedzenie Pieczary, podczas której to wycieczki ubyło mi literalnie dziesięć. Nie żeby nie było co jeść, nie, było, sporo było, możliwości były, inni ? jedli. Brak ochoty apetytu przekora konsumpcyjna. Się nie je. Się chudnie. Raz wróciłem z dwutygodniowej ?tarzanki? i dochodziłem do siebie. Po jakimś czasie zacząłem nawet ćwiczyć. Podciąganie na drążku to moje ulubione oszukiwanie ciała że jest w formie. I oto po okresie totalnego umęczania całej konstrukcji psycho fiz, podciągam się we framudze drzwi na Świętokrzyskiej. I idzie mi zaskakująco dobrze. Robię dwadzieścia sztuk podchwytem. Jestem oszołomiony swą kondycją, sprawnością, siłą. Wydaje mi się to jednak podejrzane. Idę odwiedzić babcię i tam wstępuję na wagę. Kiedy ważyłem się dwa tygodnie wcześniej, było mnie dziesięć kilo więcej. Nie dziwne że z łatwością podciągam dwadzieścia procent lżejszą powłokę.

Teraz spadają mi spodnie. Trochę nie chce mi się ich podnosić na biodra. Trochę za często spadają. Więc czasem jestem bez spodni na dupie. Plecy przydupne porośnięte gęstym ?swetrem?. Śpię tak w livingu, na sofie, na brzuchu, eksponując owłosienie tylne czołgające się z pod majtek w górę. Wewnętrzna strona ud też pokryta kołtunami. I to wszystko wywalone. Przychodzą (podobno) goście w postaci Cloe. I drugiej Cloe. Są dwie, mieszkają we dwie. Na dole. Wpadają do nas czasem. A ja ? dostaję ksywę Chewbacca. Mówię mało albo wcale. Moje niewątpliwe zdolności nawigacyjne to sterowanie delikatną fregatą Milleninum Falcon po powierzchni  podłogi. Jestem sprawnym mechanikiem, potrafię otworzyć butelkę, mam jednak kłopoty z jej zamknięciem. Nie kręce już szlug. Zbyt pracochłonne. Proszę o to innych. Zlecam to z powodzeniem. Czasem instruowanie kolegów, gdzie jechać i co mi kupić. Nie wychodzę już wcale. Wysublimowany w swoim mentalnym oddaleniu posiadam wielką silę, której nijak nie ujawniam. Przeciwnie, wykazuje same słabości. Jestem lojalny wobec swoich nałogów. Porozumiewam się z otoczeniem za pomocą wookiee language. Na język składają się pojękiwania, pomruki, warknięcia. Jestem ogólnie rozumiany. Budzę sensacje. Politowanie i podziw zarazem.

Chewie?

0Shares