Nie padają cd
Współlokator, nie bez pewnej ironii, zwraca się do mnie per „książę”. Nie pierwszy raz się tak dzieję. Książe, królewicz, panicz, hrabia…Bierze się to zapewne z tego, że przejawiam pewne cechy przynależne stanowi wyższemu, szlachcie: upodobanie do nałogów, podejmowanie niezdrowego ryzyka i tendencja do zachowań niewytłumaczalnych, dobre maniery, kontrowersyjność, fochy, wybredność, nieprzysiadalność, niechęć do spoufalania się, pewne wycofanie, rezerwa, dystans.
Wiem, jestem monotematyczny: jak nie wódeczka, do dziewczynki. A w ogóle cały czas „ja”. Ale co ja na to poradzę podpijam, i czy podpijam czy nie podpijam – cieszę się pewną estymą w „towarzystwie”. Stety niestety nie przekłada się to na relacje moje bliższe męsko damskie. Sam jestem. Znów, i znów myślę o tym w czarnych barwach. Nie widzę dla siebie łatwego ratunku. O trudnym nie wspominam. Nie mam siły ani czasu. Pat.
Miałem w przeszłości powodzenie. Nie mogę zaprzeczyć: kobiety upodobały mnie sobie jako przedmiot westchnień. Bywałem w związkach. Moje dziewczyny zawsze były najpiękniejsze. Z konstrukcją psychiczną różnie bywało. Ale nie mam co narzekać. Ja: neurotyk, nałogowiec, szaleniec można powiedzieć, utracjusz i ladaco, tchórz i egoista – dziewczyny miałem na pewno mądrzejsze, czytaj rozsądniejsze niż ja sam. Za dowód niech starczy fakt, że zrywały ze mną wcześniej niż wydarzyła się jakaś katastrofa. Odchodziły a jakby uchodziły z życiem. Wiedziały: dalsze ze mną przebywanie może prowadzić do nieodwracalnych zmian w ich biografiach, do plam na życiorysie, do strat moralnych i fizycznych.
Piękniejsze jeszcze niż przedtem, mądrzejsze i bardziej obyte odchodziły dziewczyny moje porzucając mnie bez skrupułów, wnioskując pewnie, że prędzej czy później a raczej prędzej znajdę sobie, a jak to bywało w rzeczywistości, tak na prawdę – znajdzie mnie – następna najwłaściwsza „z towarzystwa”.
Dziewczyny… Oświadczam się i wyznaje miłość co lepszym „sztukom” jakie spotykam na swej wyboistej drodze. Obśliniony, brudny, pijany – zarzekam się, że kocham, że będę szanował i dawał radość. Nie działa, bo i jak ma działać?
Zostaję wiec sam i czekam na cud. Ciężko nielekko jednak czekać, kiedy wszystkie dziewczyny, byłe i potencjonalne śnią się po nocach i w dodatku w przerażających sytuacjach. Dlaczego takich strasznych? Proste, śnią się z innymi. „Tymi” innymi. Których nie znam i jestem zmuszony w bólach wyobrażać ich sobie także. Dziewczyny w jednoznacznych sytuacjach.
„Moje” dziewczyny. Jeśli w rzeczywistości jeszcze nie są w związkach. Jeśli są, jest spokój. W moich snach nieustannie w sytuacjach łóżkowych, heteroseksualnych. Tylko czasem sam jestem „czynnym” bohaterem tych snów. A na jawie?
No kurwa myślę. Już nie mogę. A myślę. Czy to już choroba? Czy zwyczajny nieprzystojny żal. Który mnie ściska? Bo prawda jest taka, że już nie chce mi się starać. A wiem, ze jakbym się postarał…! Chyba wszystko ciągle w porządku. Chyba? Na pewno! Wiem to…
Kupiłem sweterek, Che Guevara na nim. Sweterek ciepły, wełniany. Ale postanowiłem go sprezentować. Kupiłem sobie zaraz drugi. Pstrokaty. Sam też chce mieć sweterek. W prezencie dziewczynom, którym się tu oświadczam bez powodzenia – kupuje rękawiczki. Najłatwiej a gift prima sort.
Za tydzień jadę lecę do kraju. Oj będzie się działo. Wyeksploatuje się towarzysko. Czy spotka mnie coś szczególnie miłego? Mam nadzieje.
Co robię nie tak, ze nie padają?
Więc, co o tym myślisz?