alkohol sponsorowany

Alkohol sponsorowany jest zbyt limitowany.

 

I przereklamowany. Zamiast iść w pochodzie, siedzę na dupie. W jakim pochodzie? Nie wiem już… Przecież nie pierwszomajowym. Był jakiś pochód ostatnio? Może planowałem sobie pochód jednoosobowy? Zostawmy to…

Łażę po chacie i sam się z siebie śmieje, jak stężałem na wiadomość, że Sia kogoś ma. Napisała mi o tym wczoraj. Myślałem, że padnę. A przecież sam jej tego z całego serca życzyłem. Żeby znalazł się ktoś. Ktoś na dłużej. Ktoś na stałe. Żeby nie musiała się puszczać co tydzień z kim innym. Żeby nie błądziła, nie gubiła się. Żeby ktoś się zaopiekował, a nawet jeśli opieka tu nie potrzebna, żeby był ktoś, do kogo można ze wszystkim, kto jest, czeka, zrozumie, przytuli, powie cos miłego, rozśmieszy. Dowiedziałem się i zaniemówiłem. Zatkało mnie przytkało.

I ona mi jeszcze wypomina, że mnie zablokowało… Jakby nie wiedziała, że przytka zatka. Dla niej to proste. Dla mnie niby też, tego życzyłem, do tego powinienem dojrzeć, powinienem zrozumieć, normalne to, w końcu musiało się tak stać. Ale jak się już stało, mnie przytkało. Dobrze że nie chleje. Dobrze że mam co robić. Dobrze że powiedziała napisała w takim momencie. W takim stylu. Lakonicznie. Normalnie. Z pozorami zwyczajności. Jakby to było nic takiego. A przecież jest. I dla niej. I dla mnie. Bo jej jest dobrze, ktoś się nią zaopiekował, spędzają ze sobą bardzo dużo czasu. Jej słowa. Mnie jest źle. Spędzam ze sobą jeszcze więcej czasu. Spędzam teraz ze sobą jakieś dwadzieścia godzin dziennie. Cztery śpię i spędzam w innych dziwnych światach.

Jestem sam na sam ze sobą i zmuszony znosić te śmierci odejścia łączenia w pary i nie może wydawać mi się to sprawiedliwe, przeciwnie, wydaje mi się to mocno niesprawiedliwe, tylko przypominam sobie siebie kiedy beztroski i nonszalancki, i mówię – nikt nie obiecywał, że będzie sprawiedliwie. To znaczy byli tacy co obiecywali. To znaczy człowiek zawsze będzie miał nadzieje, że jakaś forma sprawiedliwości istnieje. To znaczy, zawsze będę oczekiwał, że po latach cierpienia nastaną wiosny radości i beztroski. Ale już w to nie wierze.

Także łażę dziś rano po kwadracie i cień uśmiechu nawet pojawia się w okolicach tych skrzywionych w grymasie rozgoryczenia ust.

Wiem wiem wiem. Należy przejść nad tym do porządku dziennego. Być ponad to. Albo i przekuć w sukces. W końcu to  dobrze, że jest dobrze. Że mi jest źle, moja brocha. Ale nie tak łatwo, nie tak łatwo. Czas czas czas. Jąkać się zacząłem. Chyba nerw jakiś łapie. Pisać, uczyć się hiszpańskiego. Czyścić te wykładziny dywany tapicerki. Sprzątać. Pracować. Gadać po angielsku z kimkolwiek. Załatwiać sobie pracę daleko stad. Życzyć im wszystkiego dobrego. Łatwo ale ciężko. Jeszcze radio IRA śpiewa gra.

Na śniadanie zjem coś ciężkiego i niezdrowego: kiełbasę i z cebulą wszystko mocno smażone i musztarda i ketchup. Zapracować na telefon który sprzedałem w dzień śmierci Edka bo widziałem innego sposobu oddania mu hołdu czci pamięci jak tylko pić. A teraz dzięki niemu nie chleję. I nawet nie mam już lęków. Już mogę wejść do tego pokoju. Już postarałem się, żeby zapachy było inne.

Jem pije kawę bronię się, żeby nie kupić szlug i nie zacząć palić nerwowo w nerwach napić się nie napiję zabezpieczyłem się i czasem żałuję ale jednak jednak jak to zniosę na trzeźwo nic złego mi się nie stanie.

6Shares