kot show

Zginał kot. Często ginie pies. Giną ludzie. I zaczyna się szukanie. Odkąd? Od fejsa. Na facebooku często raczej szukamy. Ale jak zginął na Kabatach w stolicy to ja i tak gotów jestem taką informacją i zdjęciem podzielić się. Znam się na kotach. Mogę go znaleźć w Radomiu. Gdziekolwiek mogę go znaleźć. Ale raczej nie znajdę. Podzielić się mogę.

Trzeba przyznać, że na fejsie coś ginie (kot pies człowiek) prawie tak samo często jak przypadają urodziny moich znajomych. A przecież przypadają codziennie. Mimo tego że relatywnie nieliczni. Ci znajomi. A i tak nie każdemu mam odwagę złożyć życzenia. Jeszcze się przestraszą, że coś chcę. Że czegoś potrzebuje, albo że szukam.

Gdzieżby inaczej, też na fejsie, pojawiła się informacja, że na tegoroczne Air Show nie będzie można wnieść własnej wody. A długoterminowa (jak długo?) prognoza pogody mówi, że będą upały. Dowiedziałem się też, że już wcześniej na poprzednich edycjach imprezy nie można było wejść z własnym alkoholem. Dla niektórych to gorsze od zakazu dotyczącego wody. Zbąblują się wcześniej, dobiją jakimś śmierdzącym piwem na miejscu. Nie mając wody ani na wodę – dostaną tych wszystkich udarów i ataków. Krzesełko i parasolka składana tak. Woda – nie. Alko – nigdy.

Ktoś twierdzi, że na takich pokazach w Czechach czy na Węgrzech woda jest. I to za darmo. Dla każdego. Zapewniona przez organizatorów. Nasi organizatorzy zapewnili, ale ładne pieniądze właścicielom punktów sprzedaży wody. Dorosły facet w taki upał musi wypić około czterech litrów wody dziennie. Jak wali browar, z dziesięć piw mu starczy. Do wieczora. Z gorzałą jest różnie. Gorzała bywa nieobliczalna.

Jak litrowa woda będzie za piątkę, to te dwie dychy trzeba wyrzygać. W sumie żadne pieniądze. Liczy się jednak fakt. Nic nie można… I tak człowiek tylko te pieniądze wydaje, bo niewielu ma okazje zarabiać, to jeszcze wydawać tak, jak ktoś inny chce. Se życzy. Nie jak ty chcesz. Kurwa.

 

Ja sobie pięknie Air Show zbojkotuję. Zawsze tak robie. Nigdy nie byłem. A czasem byłem w grodzie podczas lata. Tego lata, kiedy ta impra przereklamowana. Zresztą z balkonu od ojca wszystko pięknie zobaczę. Samoloty to nie zwierzęta, nie muszę ich dotykać, żeby poczuć. Szczególnie trudno maszyny dotknąć, kiedy latają. A przecież będą latać? Chyba o to chodzi w samolotach…Trzeba tylko zadzierać głowę i drżeć czy zaraz nie pierdolnie na sąsiada. Bo złego nie weźmie.

Organizator jeszcze twierdzi, że zakaz jest wprowadzony ze względów bezpieczeństwa, jak na innych tego typu imprezach w Europie, czym przeczy tezie wygłoszonej przez jednego oburzonego, cytowanego wcześniej. To jak to jest? Dają tą wodę gdzie indziej, czy nie? A alkohol sprzedają na terenie lotniska? Pewnie tak, amatorów chmielowej wilgoci nie brakuje.

 

Leżałem i chciałem już tak zostać. Na zawsze. W tym miejscu. W tym jednak ciepłym, jednak bezpiecznym miejscu. W norze. Na Świętokrzyskiej. Gdzie tyle złego. A leżałem i czułem ten kurz co się zbierał dekadami zniszczenia i przemocy. Aksamitne pyłki niewidzialne wszędobylskiego kurzu okrywały mnie i tuliły w łonie moich rojeń o tym, jak dobrze by było, gdyby już nic się nie musiało.

 

A później, nagle, jak to zwykle bywa – postanowiłem jechać. Nie, nie postanowiłem: poczułem silną nieodpartą szaloną żądze, żeby pojechać. Żeby zostawić to wszystko, ostatnie tygodnie „nieogarnięte”, kapryśne, chaotyczne, głupie. Żeby pojechać i uporządkować. Uporządkować i żyć z pracy jakiejś. Zdrowo, nawet bardzo zdrowo. Żeby zostawić Radom, Polskę, ludzi znajomych, i jechać, poznawać, doznawać niespodzianek, nieznajomego. Nieznajomego. NIEZNAJOMEGO.

Żeby się oderwać. I może już nigdy nie wrócić. Właśnie, już nie wrócić. Zostawić to. Pojadę.

Głupi narwany jestem – jeszcze trzy miesiące tu pracy a ja aplikuję już tam. Do tam.

6Shares