Naga Gaga

Naga Lady Gaga

 

Lady Gaga przechadza się po lesie. Zupełnie naga. Widziałem. Goła. Idzie bokiem a szczegóły i tak „rozmyte”, ale jednak. Idzie i wydaje z siebie jakieś dziwne niskie mrukliwe dźwięki. Idzie wielkimi krokami. Jak z ministerstwa głupich kroków idzie. Potem sobie trochę poleży na podłodze. Chodzi o relaks. Taki relaksacyjny performance.

A na Warcie cztery dzieciaki wchodzą do rzeki i chuj. Nurt. Co to za rzeka?! Ani nie górska, ani nie szczególnie duża, a zdradliwa. Ciężko w to uwierzyć. Dobrze że mam naturalny lęk przed wodą. No, może nie całkiem naturalny. Przez szparę w drzwiach, jako małe jeszcze pachole obejrzałem scenę jedną z filmu „Szczęki” (dawno, więc oczywiście część kurwa pierwsza). I mnie zabrało. Wakacje często spędzałem na działce w Jedlni, gdzie nas kilku chłopaków, kilka dziewczyn. I się szło kąpało do Siczek nad zalew. Wieczorem też. Na rowerach. Raz pojechaliśmy. Płynę z mola na druge stronę, słońce zachodzi krwisto. I sobie przypomniałem tą scenę. I już go czuje już go widzę. Ledwo co dopłynąłem. Od tamtej pory wolę baseny. Ale tam często zimna woda. Wiem, że w takie upały ukropy szagmy to brzmi mocno absurdalnie, ale naprawdę – woda w basenie potrafi być za zimna. Ostatnio byłem w Gloucester. Zimna. Chwile byłem. Wolałem już grać w tego squasha z Julianem. I tak był lepszy (choć starszy, a może dlatego). A i mi się nie chciało. Skończyłem ze sportem kiedy poszedłem do liceum. Nie było czasu. Potem się biegało. Wszędzie, ale tylko trochę. Teraz się pocę…

Czytam Szaleństwa panny Ewy. Taka desperacja, ale zacząłem i skończę toto dzisiaj. Nawet fajne. Lepiej mi. Lżej. Prosta rzecz o prostych sprawach napisana prostym a ciekawym językiem. Wiem wiem – dla dziewczyn. Właśnie dlatego. Jak powiedział kiedyś kolega o magazynach dla kobiet: „czytam, należy czytać pismo wroga”. Chociaż momentami Ewa kurwa wzruszająca. Momentami nawet śmieszna, czytam to, i nie to że ciągle infantylne, nie, da się czytać.

I oglądam tenis w telewizorze. No, znaczy oglądam więcej, jak stary wychodzi oglądam cokolwiek. Może nie oglądam, ale włączam i więcej chodzę. Łażę po chacie. Siadam tu i piszę. I oglądam. I podjadam. I podpijam zimne i ciepłe. Wszystko dla ochłody. Wszystko by uzupełnić płyn. Nie chodzę tylko do pokoju Edka. Bo nie wierze dalej, że jego nie ma. Że nie żyje. Mam wrażenie, że albo jest w pokoju (często mam go przed oczami leżącego tam martwego już, jak go bezradny zostawiłem, kiedy poszedłem z krótką niewinną wizytą), albo zaraz wróci z kolejnej rajzerki. Otworzy drzwi i chwiejnym krokiem uda się cicho do pokoju. Jego pokoju. Tam jeszcze długo nie wejdę. A stary już się tam w najlepsze zapuszcza. Jakieś nawet porządki robi.

Byłem na komendzie. Miejskiej Policji koło Wojewódzkiej Policji. W Radomiu. Komendant odpowiedzialny za takich jak ja, co to mają odpracować coś znaczy prace społeczne wykonać rzekł, że coś tam będę woził, że będę jeździł. Ucieszyłem się. Lubię jeździć. Mogę wozić. Kocham wszelkie środki transportu. Jak cenie sobie bezruch stateczność statyczność apatie aponie ataraksje lenistwo niemoc, tak kocham ruch dynamikę zmianę nerw mieszaninę krzywdy szczęścia zmęczenia bólu i radości.

– będziemy jeździć wozić? Zapytałem Bartka, który na mnie czekał na parterze na recepcji. – e tam, po co jeździć, za dobrze by było. Ty sobie tu dziś posprzątasz u nas. Dostałem grabie łopatę pokaźne dwie szczoty i zostałem wysłany w pewne miejsce nieopodal. Obok parking, alejka wśród drzew niewielkich jeszcze. Chodniki. Puścili mnie ponad godzinę wcześniej.

Wracam. Widzę pod biurem samochód Huberta. Cały tydzień z nim nie pracowałem. W poniedziałek te sądy i komendy, we wtorek był zszedł z rana samego Edek na chacie, potem środa cicha i mecząca a czwartek już ok., ale bez ruszania dupy, bez żadnej szarpaniny. Dziś wiadomo.

Napisałem mu na fejsie, że widziałem bryke i że jest ok, że jestem gotowy. I odpisał. I pojedziemy. Jeśli już nie jutro, to w poniedziałek. Ale pojedziemy. A w środę, przyszłą środę, do Szczecina. Na jeden dzień. Pogadać o pracy. O wyjeździe. Nigdy nie byłem w Szczecinie. Pojadę do Wawy autobusem PolskiBus, wezmę se TLK na północ, siedem godzin i dojadę nad morze na sam koniec kraju. Czy znajdę czas żeby iść na wały? Czy zdążę? Tam są jakieś znane świetne wały…

 

4Shares