Trzy osoby zobaczyłem w tv. Podczas jednego, tego samego dnia.
Brat cioteczny, kolega szkolny i chłopak siostry. Jednego nie widziałem miesiąc, drugiego dwa lata, trzeciego trzy. Teraz jednego długiego listopadowego dnia miałem okazje zobaczyć wszystkich. Jednego po drugim. Pierwszego, brata, rano; drugiego, szwagra, po południu; trzeciego, kumpla, wieczorem. Wszystkich na srebrnym kurwa ekranie.
Leżę z dzieciakami z rańca przed telewizorem i oglądam bajki.
Nie jest wieczór, dlatego nie jest to ani Bolek ani Lolek, czy też Reksio na Silesi, tylko Piraci z Nibylandii na Disney Chanel. Dzieci wpatrzone w ekran jak zahipnotyzowane, stan, którego nie doświadczam już nawet podczas najlepszych meczy piłkarskich czy sensacyjnych filmów, oglądam, i jeśli oglądam z zainteresowaniem, co zdarza się na prawdę rzadko, to i tak bardziej leżę, bardziej odpoczywam, bardziej nie robię niczego innego niż tylko oglądam. Więc dzieci oglądają a ja półleżę i nic nie robię, bajka się kończy, ożywienie i protesty małolatów wyrywają mnie ze słodkiego odrętwienia i wtedy zerkam w tv. Tam reklama, znaczy nie reklama w sensie ścisłym, tylko przerwa reklamowa, podczas której nadają krótki filmik promujący mycie dziecięcych zębów jedną z bardziej znanych na rynku past do zębów. Do machania szczoteczką zachęca kobieta i facet. Ona nawet nawet atrakcyjna, on, dla odmiany, kogoś mi przypominający.
Długo nie kombinowałem. Połączyłem fakty. Jako posiadacz pełnego defektów i dlatego super wydajnego mózgu wykonałem pamięciowo skojarzeniowy fikołek i zaraz wiedziałem. Chłopak przypomina mi brata, dentystę z zawodu, który jakiś czas temu pochwalił się na fejsie udziałem w akcji promocyjnej związanej z branżą. Mieszanina głupiej radości, dumy i zażenowania. Radość niewytłumaczalna, duma z nie swoich zasług a zażenowanie? nie wiem…Widzę brata w tv i mogę się tym zaraz komu tam pochwalić. Wołam tego i owego i chwalę się. Jestem umówiony na Ursynowie na przegląd paszczęki. Kontakt wzrokowy nawiazałem z bratem dwa tygodnie przed wizytą. On na ekranie, ja przed.
Fejs źródłem informacji wszelakich a też ważkich. Koło południa znajduje posta Seby aktora, że wieczorkiem na dwójeczce pójdzie program rozrywkowy. Noc kabaretowa. Kolega poza telewizją i teatrem działa również w kabarecie. Jako że właśnie jadę pociągiem, jako że czekam na piaseczyńskim przystanku na autobus, jako że czekam długo, nocy kabaretowej nie oglądam. Ale mam telefon, który mówi, że jest. I że właśnie dają skecz z udziałem Seby, aktora. Że na widowni „mój człowiek” dostrzega Natasze, siostrę. (później okazuje się, że jej tam nie było, ale jako że została dostrzeżona, była).
Skeczu nie widzę, ale i tak odczuwam dumę, radość i zażenowanie. Dumę z nieswoich osiągnięć, radość niewytłumaczalną oraz zażenowanie… Bo nie wszystkie kabaretowe żarty mnie śmieszą. Nie wszystkiego kabarety lubię i cenie. Jakby śmieszyły mnie wszystkie skacze wszystkich kabaretów miałbym – paradoksalnie – niewesoło. Sebastiana darzę wielką sympatią, ale podczas kabaretonu listopadowego nie śmieję się, bo, po pierwsze, nie oglądam (jadę, czekam), po drugie duma i radość nie pozostawiają miejsca na pusty śmiech. Po trzecie zażenowanie. Niewytłumaczalne.
Aktor kabareciarz w stolicy. Z siostrą pogodzony. Odwiedzę niebawem.
Wieczorem znów leżę. Lubie leżeć. Wolę półleżeć, ale leżenia sobie też nie odmawiam. Leżę już na wsi, bo się przemieściłem. Patrzę na fakty. Śledzę dzisiejsze newsy. Polityka, dramat społeczny, wybory się zbliżają. Między Milerem żartującym z żony Hofmana a siedzącym ze biurkiem przewodniczącym komisji wyborczej dostrzegam kolegę. Kolega ze studiów stoi dumnie na sejmowym korytarzu , trzyma kamerę i filmuje. Poznaje go, albo wydaje mi się, że go poznaje. Bo wzrost, bo broda, bo wiedza moja wybitna podpowiada, że on tam czasem z kamerą się pałęta. Duma, radość i pewne zażenowanie… Leże i leże jeszcze długo i nagle uświadamiam sobie, że czuje się gorzej i gorzej. I jeszcze gorzej.
Auto diagnozuje się i zastanawiam, co się stało? Czy mam napad jakiegoś alkoholowego głodu o straszliwym wzmożeniu? I jeśli tak, co go wywołało? Czy któraś z wiadomości w tv spowodowała, że jako osoba czasem nadwrażliwa i psychotyczna załapałem się na jakąś paranoje, nakręciłem i teraz ledwo dycham? Szukam, przypominam, zastanawiam. Co wywołało mój stan podły a niewyraźny? I zaraz doszedłem. To kolega Łukasz, widziany przez ułamek sekundy „na robocie”, na salonach, wśród elity, jego obraz i inne skojarzenia. Po prostu kurwa co, zazdrość? Żal jakiś niewysłowiony nieuświadomiony? Że ja tu leżę sam i nie pachnę, że jutro do roboty, do gwintowania blaszek, a on, no wiadomo, żyje normalnie, znaczy sukces. I jakoś nieswojo. Chociaż…
Nie widziałem Łukasza czas jakiś. I też żal. Kilka pożywnych zimnych piw i ożywczych łyków wódeczki wypiliśmy. Kilka spraw omówiliśmy. Teraz? Duma, radość i zażenowanie w tym przypadku przerodziły się w jakieś gówno. No źle mi się zrobiło, poczułem się mały i niepotrzebny. Słaby i głupi. Na wsi i zagubiony.
Zapaść trwała kilka minut. Dopiero, gdy przypomniałem sobie, że jestem gwiazdą rocka i geniuszem, minęło mi. Dawno już nie piłem i zapomniałem. Przypomniawszy to sobie, odzyskałem poczucie wartości. Radość, duma i…Zażenowanie.
Więc, co o tym myślisz?