mąż jego żony z tamtego małżeństwa

Mąż jego żony

 

Rzuciłem robotę by żyć skromnie a bez ram. Nie to, że wcześniej żyłem w luksusie, nie. Nie to, że wcześniej pracoholizm i jakiś szczególny porządek, ale „od” „do” się za kasę pracowało. Ale wstawało się rano, by co miesiąc, co tydzień chwycić w garść wypłatę.  Ale na kulinarne pieszczoty starczało. Na kulturalne wycieczki było. Czyli jeszcze nie bieda. Nie jakieś rozpasanie, nie, że piąty filar, prywatna służba zdrowia, narty w Garmich Partenkirchen, wakacje z karabinem w Syrii, czy żłopanie tylko wody San Pellegrino. Nie, ale też nie MOPS, nie zupka w kościele na Młodzianowie, nie piwo z Biedronki i gorzała z mety.

Teraz została tylko jedna trzydziesta druga etatu w gazecie i – jakby to powiedzieć? Jak ja to zaproponowałem, by widniało na przelewie? –  „wsparcie egzystencjalne”, „benefity familijne”, „tymczasowa gratyfikacja”, „dodatek funkcyjny”, „życzliwa garść złota”, „odsiecz finansowa”   – i tak to jakoś teraz się tytułuje… na ekranie. Jak należy, na razie wirtualnie. Zanim w moje łapska się toto dostanie. Ale nie nie!!! Nie jak kiedyś. Nie najbliższy (bo czas) albo znajomy (żeby nie wstyd, że trzęsiawka) Western Union i kasa, taksówka, biuro, i dalej – las, ryby, knajpy, pyzy, kajaki, rzeka, Bytom, Poznań, Londyn, klify, plaże, wydmy, żeby nie powiedzieć – dziwki, benzyna, ogień, porno, smoła, dragi i leki, wóda i zioło, samochody i fontanny, burdele, pałace, deptaki, wyciągi górskie, tory wyścigowe, lody włoskie, kuchnia francuska.

Teraz – spokój… I rozsądek… I – porządek. Obrządek, sensoryzm, natręctwa, ekskrementy…

Teraz jak należy jest. Jest, czy raczej byłoby jak trzeba. Gdyby nie kilka rzeczy: takie gówna, jak niespodziewane wydatki. Jak choroby dzieci. Jak wyjścia do kina. Jak brakujące ingrediencje. Jak koszt dziesięciu biletów komunikacji miejskiej. Piętnastu litrów paliwa. I dalej: pieniądze na wymianę sprzęgła, naprawę hamulca, łyżwy, hotel w Szczyrku, kapę na wyrku, kupę w worku, piętrowe łóżko dla dzieci, segregacja śmieci, abonament dla vipa w PLAY i co jakiś czas – zero siedem, hej! Znaczy się było by całkiem w porzo, gdyby było pod tym, czy innym względem odrobinę inaczej. Ale źle nie jest. Bywało gorzej.

Odprowadzam dzieci do przedszkola. Gotuje obiady. Jako widz współtworzę programy telewizyjne. Jako kibic przed ekranem uczestniczę w wydarzeniach sportowych. Jako fan na kanapie przyczyniam się do sławy co jaśniejszych gwiazd. Płacę i daję to, czego za pieniądze kupić nie sposób.

Śpię dobrze i rozmawiam rzeczowo. Śnie ciekawie. Choinkę rozbieram i wynoszę od tygodnia. Ona rozbiera się sama i po tym wnoszę, że ma ochotę. Stare łóżko rozkładam powoli – miałem już nawet w ręku klucz imbusowy. Biegam kilka kilometrów dziennie i co wieczór rzucam palenie. Z uporem godnym lepszej sprawy nie piję i nawet ciągnę to wszystko – nie jak dawniej, kiedy miałem „przerwy” – na dupuścisku. Tylko – tak, tak Norbert – na rozpostarciu!

Jem zdrowo, czytam w miarę, odpoczywam dużo. Ratowałbym świat, uzdrawiał chorych, promował zdolnych. W planach byłaby praca, byłaby rekreacja, obowiązki, kasa i motor, i  byłyby dzieła, byłby rozwój, progres i wykres, ale plany są tam, gdzie mam to wszystko, co mam w dupie, wiec planów nie ma. Na razie nie ma. Na razie to wszystko, co jest – wystarcza.

 

 

0Shares