Odprowadziłem małą nie najmniejszą do szkoły. Jechali do teatru na Śnieżkę, więc mieli się stawić z plecakami pod szkołą za dziesięć ósma. Byliśmy za dziesięć, nikogo przed szkołą. Weszliśmy, a że mieliśmy wór z butami do zostawienie w szatni, dobrze weszliśmy, i do szatni, i z powrotem, i już mały tłumek starszych i młodszych się grupował, ale nie przed, a na holu, w szkole, więc mnie to zniesmaczyło… Obraziłem się i straciłem wiarę sens istnienia oraz w człowieka jako takiego w ogóle. Ciągnęło mnie przed szkołę. Na kartce było wyraźnie napisane: dzieci z plecakami przed szkołą za dziesięć ósma. Było już za pięć. Zaraz miałem autobus. Jechałem do tych strasznych instytucji.
Nagle jeden tata, z drugim tatą zaatakował mnie znienacka: co z plecakami? Co z plecakami? Do szatni?! Zabierają ze sobą? Do teatru?! Ja na to spokojnie… My mamy taki oto mały plecaczek. Bardziej dla ozdoby. Bardziej dla zabawy. Mamy tam kanapki, picie i inne drobnostki. Jak żeście dali dzieciom plecaki wielkości tenisowego kortu, to się teraz zastanawiajcie. Na karteczce było napisane, że po teatrze jedna godzina lekcyjna. Jedna tylko. Po co daliście latoroślom dźwigać tą całą niestosowność? Po co? Teraz się zastanawiajcie, ja nie mam czasu, do widzenia, my mamy mały plecaczek z Frozen, i to sytuacje klaruje, wyjaśnia.
A jak macie jeszcze za ciemno, jak trzeba wam wyjaśnić lepiej, bardziej, to mówię przeto, że dzieci u nas mają nie tylko małe plecaczki z Frozen. Dzieci mają bluzeczki z Frozen, dzieci maja zegarki z Frozen, dzieci mają czapeczki z Frozen, dzieci mają plakaty i kalendarze z Frozen. A że lubię was tylko trochę i to nie na pewno, to powiem wam więcej: dzieci u nas mają dywany w Frozen, mają tapety z Frozen, mają kule pod sufitem z Frozen. A że dzieci są przez nas kochane i szanowane nieporównywalnie bardziej niż wasze dzieci przez was, choć nie wątpię, że jakieś ludzkie uczucia mata, ale nie na pewno, i dzieci swe może i lubita, może i rozpieszczata, ale jedno wam powiem, jeszcze jedno, nie tak jak my, nie tak jak my. Bo my dzieciom kupujemy woreczki śniadaniowe z Frozen, ciapy do przedszkola z Frozen i kurteczki przeciwiatrowe z Frozen. A że więź z dziećmi czujemy silną i nieustającą, sami kupujemy sobie. I mamy: robota kuchennego z Frozen, zestaw mebli kuchennych z Frozen, widoczek na jej Macku z Frozen, i nalepkę na mojej Toshibie z Frozen.
Gościnni jesteśmy i nasz dom otwarty. Ale nie dla każdego, nie dla każdego. Trzeba zasłużyć. Trzeba się najpierw postarać. Także jeśli ktoś całkiem akceptuje, a nawet adoruje fakt, że my na ścianach mamy miłosne sceny z Anną i Christofem, mamy sceny schadzek Elzy i Księciem nadrukowane na tapicerkę foteli w livingu, mamy obok nierozebranej jeszcze choinki Olafa, który jest jeszcze całkiem Frozen – to taki ktoś może z nami, może do nas.
Mamy dla gościa takiego komplet sztućców prosto z Krainy Lodu, mamy Frozen sprzęty RTF i AGD. Mamy Frozen szczoteczki do zębów i deski do prasowanie oraz te sedesowe. Mamy Frozen w wannie i na parapetech. Mamy tatuaże Frozen i w leki zaopatrujemy się w aptece z Krainy Lodu. Jedzenie kupujemy Frozen i picie Frozen wybieramy. Dłużej trzyma. Lepiej klepie.
Mamy Frozen w szafach i pawlaczach. Mamy Frozen w domu w najbliższym sąsiedztwie. Mamy całą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość stąd w nieskończoność Frozen. Mamy kurwa wszystko Frozen, i jeszsze więcej i więcej Frozen Frozen.
Także co wy zrobicie ze swoimi przyciężkimi plecaczkami na plecach swoich mniej rozgarniętych, a uroczych dzieci – nie wiem. My mamy Frozen. Mały Frozen. Bo taki wzięliśmy. Mały plecaczek Frozen. A mogliśmy większy. Mogliśmy duży. Mogliśmy wielki. Mogliśmy każdy, bo mamy wszytko i na każdą modłę Frozen. Mogliśmy, ale pomyśleliśmy! Bo my myślimy! Bo my trzy razy dziennie od roku oglądamy Frozen a każde dziecko wie, że nic tak nie rozwija, nie pobudza do myślenia, nie buja wyobraźni niż wielokrotne, nieustanne oglądanie Frozen.
Tyle wam powiem. A teraz idę. Spieszę się do lekarza…
Więc, co o tym myślisz?