suwari waza mea ukemi

Wychodzi na to, że im ma człowiek bardziej przesrane w życiu, tym piękniejsze sny. I na odwrót. Postępując straceńczo i nieodpowiedzialnie, śniłem o wielkich kolorowych rybach wynurzających się na kazimierzowskim wiślanym brzegu, by patrolować. Za dnia pijąc, olewając wszelakie obowiązki, ignorując tak zwaną normalność, nigdzie nie dążąc, nic nie udowadniając, nie wiele robiąc, a jak już to autodestrukcyjnie ( i nie tylko auto) – w nocy miewałem sny, które budziły mnie spazmami śmiechu. Odzyskiwałem świadomość, trzęsąc i skręcając się ze śmiechu z żartu, który w moim śnie wypowiedział profesor Kwiatkowski.

Nadeszła zmiana. Jak wiadomo, zwana dobrą. I ja zgłupiałem. Pierwszy raz w życiu zawróciłem ze ścieżki zatracenia, na połacie krainy kompromisu i wygody. Wyszedłem wkurwiony na cały świat z kilkoma stówami w kieszeni, obmyśliłem plan na dwa trzy dni, skierowałem się do Sabatu i na przystanku obok postoju taksówek zamiast wsiąść, w to czy w to, zawróciłem. I to był już dawno temu. I od tamtej pory jestem grzeczny a wkurwiam się w granicach normy. Letnio się wkurwiam. Nie do końca. Nie do granic.

Od miesięcy zachowuję się jak człowiek jakoś poukładany; nie to, że opiekuje się dziećmi, bój się niestniejącego boga powiedzieć, że je wychowuje. Nawet nie to, że nie piję, że pieniądze przeznaczam na rzeczy mniej baśniowe niż wóda i tytoń. Nie to nawet, że myję się codziennie, jem regularnie, uprawiam sporty. Ja na dodatek pracuje. Objął mnie program pierwsza praca – tak się czuję.

Praca moja obecna – jak każda inna, wywołuje u mnie liczne schorzenia. W zamyślę miała leczyć. I jakąś tam funkcję kuracyjną – ot, choćby socjalizacyjną  – spełnia. Ale leczyć było z czego w dużo większym zakresie. Mizantropia, lęki, w tym ten społeczny, liczne kompleksy, diagnozowane na przemian i w dowolnej kolejności border line czy ta dwubiegunowa – nad wszystkim tym należało się pochylić. Są tacy magicy, co sądzą, że właśnie praca jest dla nieroba lekarstwem najlepszym. Otóż nie zgadzam się z tym. Praca moja licznych mych niedomagań nie naprawia, kilka nowych dzięki niej nabyłem. Otóż nigdy dużo nie lubiłem mówić. Szczególnie przez telefon. Jedyną instancją, kiedy w słowotoku się miłowałem, były to chwile kłótni, w których triumfowałem; moment zwycięstwa pragnąłem przeciągnąć w czasie. Dalej tak mam. Ci co mnie znają nazywają to ględzeniem. Otóż czasem ględzę. Zazwyczaj milczę, jak już mówię to ględzę. Jak z milczenia praca na telefonie mogłaby na siłę mnie uleczyć, tak z ględzenia, w godziny przeciągające się rozmowy już mniej. Do tej pory ględzenia mojego doświadczali bliscy. Otóż teraz jest tak, że jak już długo, zbyt długo w robocie na tej słuchawce wiszę i gadam, to i tym bogu ducha winnym pacjentom zaczynam ględzić.   

– dzień dobry – odbieram połączenie i słyszę ten sam co przed chwilą, i ten sam co usłyszę zaraz głos kobiety (większość, zdecydowana większość miłych głosów kobiecych zlewa mi się jeden miły głos kobiecy). – chciałabym prosić o wystawienie recepty. – Mówi. A ja na to co? A ja na to – Z dziką przyjemnością! Wie pani co, wystawę pani tą receptę z dziką niekłamaną perwersyjną przyjemnością! I wystawiam. – Pacjentka lekko zlękniona podaje nazwę leku i godność lekarza (takie procedury) po czym cicho dopytuje: a dlaczego z taką przyjemnością? – Bo jestem lekomanem. Proszę pani. Jestem lekomanem i alkoholikiem. I kiedy nie piję, lubię postawić. Z dziką przyjemnością stawiam pijącym, kiedy nie piję. Z dziką przyjemnością wystawię pani receptę na leki, bo jestem w robocie i jakby pracuje. Jest w tym, wie pani, pewna analogia. Daleka może, ale jest.

– ….dziękuję bardzo…- do widzenia. Do usłyszenia.   

A jeśli chodzi o te sny, to miałem koszmar. Śnił mi się egzamin na 6 kyu. Mam zdarte kolana i nie wiem czy w ogóle podejdę. Spacer samuraja mnie wziął i poobcierał. Miałem koszmar w którym egzaminował mnie jeden skośnooki jegomość, podobno złodziej sklepowy, poszukiwany i ukrywający się. Ja cały w bandażach bardzo chciałem mieć ten egzamin już za sobą, choć wątpiłem, czy zdam. Poprawiałem tylko opatrunki. A on mnie na mate nie wpuszczał. Koszmar.

0Shares