Moje życie erotyczne pod czujnym okiem papieża

Życie erotyczne pod czujnym okiem papieża

 

Co ma zrobić człowiek stary, który z całego swego serca pragnie spotkania z bogiem podczas Światowych Dni Młodzieży?

Ja, pozbawiony w sposób bezceremonialny łaski wiary, mogę jechać na dni młodzieży. Chyba jeszcze mogę. Tylko po co? Może sobie popatrzeć…? Nie wiem, czy to pora letnia, czy wiek, znaczy ilość noszonych na dowodzie wiosen, sprawia, że więcej fantazjuję. I nie chodzi w moich fantazjach o przyszłość. Nie czas gra w nich rolę. Nie imaginuję też sobie innej, alternatywnej przeszłości: że oto to i owo mogłoby pójść inaczej. Wtedy wszystko teraz wyglądałoby nie tak, jak wygląda. Tyle że nie byłbym sobą, gdybym nie dodał, że teraz, w tej chwili akurat, kurewsko mi się podoba, jak dokoła toto wygląda. I o to właśnie mi chodzi. Że mi się podoba. Oczy pewne rzeczy cieszą, co za tym idzie, fantazjuję. Fantazjuje erotycznie. Miałem okresy dramatycznych seksualnych majaków. Przechodziłem fazy gwałtownych samogwałtów, które karmiłem tak wspomnieniami, jak i obrazami z różnych stron czy ekranów. A teraz sobie niewinnie fantazjuje. Nie wiem tylko, dlaczego teraz. Nie wiem też, jak bardzo to niewinne.

Mam to szczęście, że dziewczyna, z którą w miarę regularnie sypiam, nie czyta tych intymnych zwierzeń. Jakbym jej nie namawiał, wysyłał teksty w wordzie, załączniku pdf czy linki do bloga, nie zainteresuje jej raczej. Twierdzi, że wie. I tak wie, nawet nie czytając. Podobnie zresztą jak niejeden kolega. Są tacy, którzy mówią, że nie muszą, bo wiedzą. Ale czasem czytają. Z grzeczności. Albo żeby potwierdzić, że wiedzą. Że wiedzieli.

Jako że ona nie czyta, ja mogę się tu przyznać bez większego ryzyka, że fantazjuję. Gdyby jednak przyszło jej do głowy przeczytać, od razu się tłumaczę. Moje życie seksualne erotyczne w rzeczywistości wspaniałe jest i niczego, no, prawie niczego mi nie brakuje. Także nie chodzi tu o żadne deficyty czy niezaspokojenia. Chodzi o to… Chodzi o wielość, o potencjał. O możliwości. Chodzi o to, że miło oko na jednej czy drugiej dziewczynie zawiesić. Pomyśleć, co by było gdyby.

Ale jak gdyby?! Kiedy gdyby!? Co gdyby?! Żeby było gdyby, żeby w ogóle coś z tego czy tamtego było, należałoby od fantazjowania i estetyczno- erotycznego upajania się widokami ledwo latem zakrytych piersi i pośladków, przejść do fazy omawiania, do etapu podrywu, do kwestii realizacji.

Kiedyś byłem po prostu bardzo nieśmiały. Żeby pójść z dziewczyną do łóżka, to ona najczęściej musiała wyjść z inicjatywą. Zrobić pierwszy krok. Znaczy w moich oczach, w zapatrzeniu, w uśmiechu, nie wiem kurwa, tonie, barwie głosu, sposobie siedzenia był już ten pierwszy krok, ja często byłem mocno zainteresowany, żeby doszło do czegoś więcej. Jednak z mojego punktu widzenia, w pewnym momencie inicjatywę przejmowała zawsze ona. To był moment decydujący. Ja mógłbym godzinami gadać, pić, palić, chodzić, a żeby trafić do łóżka, czy na inne kuchenne blaty, należało wyciągnąć tą dłoń. I ta dłoń to była najczęściej jej dłoń.

Teraz nie jestem już nieśmiały. Do niedawna miewałem lęki, ale teraz są dobrze dobrane leki. Więc i się nie boję. Czego? Na przykład porażki. Odmowy. A co mi tam?! Jak odmówi, nie wie co straci! A i tak nie proponuje… Widzę ponętne budzące chuć kształty, widzę nawet czasem coś w oczach, wypadałoby coś powiedzieć, uśmiechnąć się (co nawet czasem czynie, i spotyka się to nierzadko z odwzajemnieniem, jednak nic poza tym – te wstępne gesty pozostawiają nas odległymi jak pędzące w kosmosie słońca innych układów planetarnych). Do niczego nie dochodzi. Ale fantazjuję zawzięcie. Z uporem godnym lepszej sprawy.

Chodzi o to, że wszedłem w jakiś nowy czas. Wszedłem w nowy okres, w którym fantazje seksualne erotyczne są dość intensywne. Raczej potrzebne mi. Jednak zadowolony w realu, nie wykonuje nic w kierunku realizacji owych fantazji. Fantazje stanowią równie satysfakcjonującą sferę mojego życia, co doznania realne. Tak potrzebuje czasem dzikiego, czasem subtelnego seksu w łóżku rzeczywistym, jak i popatrzeć i pogdybać, co by było, jakbym tak zaproponował. I poszlibyśmy. Z  tą czy tamtą. Tam czy gdzie indziej.

Są dwa powody, dla których nie proponuje, nie realizuje marzeń fantazji seksualnych, ze spotykanymi na ulicach, w autobusach, sklepach i windach dziewczynami.

Całkowicie wyzbyty lęków, boję się jednak. Nie odmowy, ale tego, że nie podołam. Znaczy nie znajdę wystarczająco intensywnej przyjemności w przygodnym seksie. Że nie zaspokoję godnie jej samej? Nie, tego się nie boję. Raczej to bym wiedział jak zrobić… Ale że, kurwa, dosłownie, jak leci,  nie produkuje wystarczająco dożo spermy, by zaimponować wytryskiem. By wystarczająco długo, mocno i namiętnie kochać fizycznie. Fantazje fantazjami, ale ja do końca nie wiem, czy taka realizacja nie pokomplikowałby mi i tak zakręconego życia. Czyli jednak strach.

Poza tym, wiem, poderwałbym, zaciągnął „do siebie” czy hotelu, ale od razu chciałbym się napić. Dla przełamania pierwszego oblodzenia. Dla kurażu, dla rozbudzenia zmysłów. Dla lepszego krążenia. Dla łatwiejszego nawiązania rozwiązania rozebrania. Szybszego przejścia do rzeczy. A ja nie mogę najczęściej pić. Co dzień, coraz mniej mi po drodze z piciem. Każdego ranka, południa i wieczora sobie odmawiam, bo raz, nauczyłem się, dwa, są inne rzeczy do roboty. Wykluczające chlanie. Muszę sobie chlanie radykalnie reglamentować. Więc nie mogę też przekraczać granicy między fantazjami, jakie mam na widok nóg, włosów, rysów twarzy, stóp, dekoltów czy innych wybrzuszeń, a przejściem od wizji do czynów.

Jednak sama możliwość przejścia jest dość podniecająca. Często wystarczająca.   

10Shares