Głos w sprawie roboty
Boję się odzywać do Łysego w kwestii wakacji czy wręcz przeciwnie, bo zaraz jestem skazany na uwagi o moim rzekomym zbyt lekkim podejściu do tematu pracy zarobkowej. Tak sobie myślę… Przecież pracowałem! Moja najdłuższa przygoda z pracą naprawdę (poza karierą w Polski Express, która trwa już ponad 20 lat), na poważnie, to była opieka w angielskim Gloucester. Łysy nie musi tu mi wierzyć na słowo, bo mnie w tym mieście odwiedził. Podarował szalik. Szalik kibica. Kibica klubu Chelsea. Oczywiście wystąpiłem w nim nie raz, jednak na co dzień w nim nie chadzam. Szczególnie latem w nim nie chadzam.
Moja praca w opiece w Gloucester trwała bez mała trzy lata. Krótko? Długo? Nie wiem. Była pracą nielekką! Polegała gównie na oglądaniu telewizji. To samo robię teraz. Ale mi nie płacą. Podobnie z innymi obowiązkami: czasami musiałem zmienić pieluchę. Kiedy wróciłem do kraju i za jakiś czas wżeniłem się w rodzinę, zmieniałem pieluchy małej nie raz i też nie wołałem za to pieniędzy.
W moim Bungalowie mieszkała czwórka pacjentów. Trzeba było „chodzić” koło każdego, ale tylko o określonych porach. W międzyczasie siedziało się przed telewizorem. Albo z pacjentami, albo wtedy, kiedy oni leżakowali w swych komnatach. Tam wciągnąłem się angielską wersję Idola, Britain got Talent, tam pokochałem BBC, choć często dziewczyny wolały oglądać inne stacje, komercyjne, gdzie dawali więcej sensacji, więcej patologii życiowej tak interesującej, więcej rozrywki taniej (Jeremy Kylie show).
Przed pracą, podczas, a i po, dużo pisałem. Dzienne raporty, plany leczenia, wymyślałem menu na następny tydzień a też układałem grafik wycieczek moich potworów. I teraz dużo piszę. Teraz płacą mi mniej niż w Gloucester. Niż w Holmleigh Care.
Nie wiem, czy miało to ścisły związek z pracą, ale w tym samym czasie, kiedy raz dniami, w innym okresie nocami opiekowałem się Susan, Philem, Ronim i Charlesem, w tym samym czasie podupadłem na zdrowiu. Piłem więcej. Był mój organizm tak wycieńczony, a spożywałem tak intensywnie, że dwa razy przydarzyły mi się głosy. Wziął i odezwał się Pieczara. Przestałem pić i już nie mogłem. Nie chciałem. Właśnie musiałem wrócić do pracy. Ponad tydzień już nie byłem. Mogłem. Mogłem sobie na to pozwolić. Zawsze znalazł się ktoś chętny mnie zastąpić. Taki był system pracy. Zdrowy. Ktoś nie pracował, żeby pracować mógł ktoś. Nadgodziny. Zastępstwo. Więc ja już byłem na tym sicku ponad tydzień i łoiłem. Przestałem, a organizm zaczął szaleć. Tak go pozbawić alkoholu!? Nagle? Bez znieczulenia? I wziął i zwariował. Zemścił się na mnie psychozą. Psychozą alkoholową. Nie z tych najgorszych…. Słyszałem tylko Pieczarę i jego ówczesną dziewczynę. On wywodził, że należy mnie zabić, bo jestem bezużyteczny. Ona oponowała. Chciała mnie oszczędzić. Mówiła pokrzepiające rzeczy. Niestety, jego groźby przemawiały do mnie mocnej. Mówił o mnie rzeczy kompromitujące a prawdziwe! Kto zna mnie lepiej niż własne paranoje…? Gelo mnie mocno w mojej bani dołował. Jeszcze trochę i bym się sam zabił. Nie jeden się sam zabił mając głosy.
Pierwszy raz je przeczekałem. Cztery dni mi buczały w głowie głosy przekonywujące a nierzeczywiste. Podpijałem w dzień. W nocy pracowałem, nie sypiałem. Głosy spać nie dawały. Przemęczyłem się i w końcu doczekałem końca czterodniowej zmiany. Napiłem się, uprawiałem dziki seks z Janą moją Czeszka (jesce, jesce…), zmęczony 124 godzinami bez snu, pierdoleniem, kilkoma piwami – zasnąłem. Obudziłem się zdrowy. Pieczara mówił do mnie już tylko w telefonie.
Drugi raz zadzwoniłem od razu do szpitala. Przyjechało pogotowie. Zabrali na oddział. Zadali haloperidol. Głosy po czterech godzinach minęły. Niech ktoś mi powie, że kura łatwo miałem.
Jeden Komentarz
Więc, co o tym myślisz?
Głosy https://www.youtube.com/watch?v=WlPxgm0FSYw