Generuj aFDe do eMki z bufora!
Ta praca bywa opresyjna. Uświadomił mi to fakt, że jeden człowiek mówi na porządku dziennym drugiemu człowiekowi, co ten ma robić. Mniejszy lub większy frajer mówi mi, co mam robić i kiedy, i ja to robię po to, żeby raz w miesiącu dostać jakieś pieniądze. Brudne pieniądze. Bo wszystkie pieniądze są brudne. Nie chcę przez to powiedzieć, że idea życia bez środków płatniczych urzeka mnie jakoś szczególnie. Nie, godzę się z tym, że czasem mam kase, że czasem jej nie mam, czasem wydaje, czasem bym wydał. Nie chce powiedzieć, że barter jest lepszy. Chce powiedzieć, że dotyka mnie, kiedy kto inny wskazuje mi czynności i inne okoliczności, i jeśli ja się podporządkuje, będę dobrym pracownikiem. Po miesiącu dostanę przelew.
Nie chce też narzekać na styl. Wiadomo, przełożony może być chujem prostym i polecenia przekazywać chujowo. Ale nawet jeśli jest tylko pół kutasem i mówi, że fajnie by było, jakbym zrobił dziś to i to, że ma prośbę, żeby do jutra zrobić jeszcze to i to, że widzi potrzebę, żebyśmy nawet kurwa razem popracowali nad tym czy owym, to jednak on to mówi z pozycji kogoś wyższego w hierarchii i będzie jakoś egzekwował.
Mnie się to nie podoba. Sam będę decydował co i kiedy mam zrobić, żeby zarobić. Z małymi wyjątkami. Czasem się dostosuje. Nie jestem niezłomny jak Duda. Dostosuje się tymczasowo, żeby przez nieporównywalnie dłuższy czas pokazywać potencjalnym przełożonym fuck off. Za mniejsze nawet pieniądze żył, ale sam zastanawiał się co robić. Sam robił.
Kwestia tych anachronizmów. Jednego dnia poprosiłem, aby wyjść dwie godziny wcześniej. Powody osobiste, czyli zmyślone. Drugiego dnia miałem wezwanie do sądu, ale nie wziąłem przysługującego mi dnia wolnego, tylko przyszedłem rano, zrobiłem dostawę i wyszedłem dopiero przed oblicze sędziego. Było nie daleko. Okazało się zaraz, że wszystkie te godziny muszę odrobić! Znaczy zostać w pracy dłużej w inne dni. Mam przeczucie, nie wiedzę, ale czutkę, że to są reguły nie z naszych czasów! Że ścisłe trzymanie się wymiaru pracy, ilości koniecznych do przepracowania godzin to XX wieczne, jeśli nie XIX wieczne przeżytki! Wtedy pracowało się osiem dziesięć godzin dziennie w jednym zakładzie pracy całe najczęściej życie i nikt nie widział w tym niczego niestosownego. Poza faktem, że nikt tego nie kochał. Wszyscy pewnie traktowali to jako zło konieczne, przez co ich życie pełne było wewnętrznych konfliktów i frustracji.
Tak jest do tej pory. Tak ma większość. Są szczęśliwi nielicznie, którzy zarabiają na swojej pasji. Reszta pracuje u kogoś. Wykonuje polecenia, by zarobić. Nie podoba mi się żadna hierarchiczność. Czy to w pracy, w wojsku czy kościele. Zresztą z tych dwóch ostatnich jestem wypisany jakby z natury. Pracować czasem muszę, kurwa.
W pracy bywa mi zbyt chłodno, czasem za ciepło. To dolegliwe jest. Ja tak nie chce. Trzeba wtedy iść do szatni się ubrać rozebrać. Są momenty, że w tej dolegliwości trzeba trwać. Bywam głodny, spragniony. Nie zawsze jest to dobra chwila, by jeść pić. Pracuje z ludźmi, którzy gadają co chcą i kiedy chcą. To zbyt wiele. Ja nie mogę znieść tych wszystkich żartów, opowieści. Tych oschłości czy wylewności. Tych wrogości czy uprzejmości. Nie mogę znieść tego całego ludzkiego wymiaru mojej pracy. Może gdybym pracował z przewidywalnymi robotami…?
Syndyk radzi, żeby pracować na podstawionego słupa. Lać kasę na nie moje konto. Inaczej będzie musiał rządzić moją wypłatą. Płacą mi deko powyżej najniższej krajowej, czyli nędznie. Jestem nowy w branży magazynowej i jeśli zostanę w tej pracy, zawsze będzie to moja pierwsza praca w magazynie. Jak znajdę drugą, będę już magazynierem z doświadczeniem! Kierownik sklepu, atrakcyjna czterdziestka Renata, do tej pory, a minęło już ponad miesiąc mojej tam pracy – nie padła z wrażenia i nie połączyło nas coś więcej. Kolega, z którym współpracuje przyjmując towar, jest kochanym młodym wariatem i będę za nim tęsknił, ale za innymi mniej. Tam jest dobrze, więc zaraz bym wyprodukował w sobie jakieś sentymentalne przywiązanie. Przywiązywać się do magazynu?!
Wiele powodów zaiste, by jutro iść do lekarza. A najpoważniejszy ten, że coś mi ostatnio strzyknęło w plecach (w mózgu już dawno) – konsultacja lekarska konieczna!
Więc, co o tym myślisz?