A tam Adama dom

A tam Adama dom

A tam dom Adama. – powiedziałem. Byliśmy w Warce, więc dodałem, że zaraz, za jakieś pół godziny przeszkodzę w lekturze „Piątego Dziecka” Doris Lessing i powiem, „a tam dom Adama.” Przejechaliśmy kilka stacji. Minęło około 30 minut i powiedziałem: a tam dom Adama. I pokazałem palcem. Był.

Ja bym wolał nawet Kuczki Kolonia czy Milejowice. Bliżej, a można odpocząć. Od dzieci. Ale padło na Podkowę Leśną – brzmi lepiej! Jak będzie, się nie wiedziało. Się wiedziało, nie będzie dzieci, nie będzie nikogo, oby nie było nikogo. Nie było prawie nikogo.

Zaciszna okazała się nie końska, nie od kowala, ale leśna podkowa.

Wolałem nie samochodem. I stanęło na moim. Że pociąg. Najpierw autobus MPK. Co ciekawe, to to, że dla mnie to norma. Ale nie dla każdego… I ja to lubię. Lubię za towarzysza wziąć sobie kogoś, dla kogo pierwszyzna. Pojechać autobusem z kimś, kto nie jeździ. Usiąść w pociągu osobowym z kimś, kto nie zna kabana. W jakiej oni żyją rzeczywistości?! Ci, którzy nie czekają na przystankach, nie jeżdżą pierwszymi i ostatnimi autobusami, a też nocnymi czasem? Ci, którzy zza kierownicy własnego auta widzą świat, który im wolno i bezgłośnie i bezzapachowo i bezcieleśnie przesuwa się, znika zaraz?

A mogłem iść do kina. Ale jeszcze trochę. Czekam na czas, kiedy żeby pójść na dobry i odpowiadający gustom film, wystarczać będzie wyjąć telefon i powiedzieć do niego – do kina. System sprzężony z bazą informacji o świecie, w tym o mnie, znajdzie kino, znajdzie film, zapyta czy pasuje mi kino położone najbliżej tego miejsca, gdzie jestem, czy chcę się może przejść przejechać; odpowiem i urządzenie pomocne kupi bilet, zapłaci moją kartą debetową (kredytowej jeszcze nie mam i pewnie nie będę miał), zamówi taksówkę dla mnie i dla osób mi towarzyszących. Potem, na czas po seansie, zaproponuje knajpę, która mi się spodoba. Bo system będzie zdolny i system będzie wiedział.
A tak? Trzeba było zgodzić się na Podkowę Leśną, zamiast Siczki albo Grabów nad Pilicą. Sam nie lubię dzwonić, więc ktoś musiał zadzwonić. Mógł zarezerwować pokój przez Internet, ale nie było jasności w kilku sprawach w tym w temacie Marioli nie było jasności. Telefon i trzeba było dać słowo, że się będzie. Zaliczka nie wymagana, ale słowo tak. To jednak pocieszające, że nie trzeba było wpłacać całości ani nawet zaliczki wcześniej. Że wystarczyło słowo. Ale jednak jednak słowo zobowiązuję jeszcze niektórych bardziej, niż pieniądze. Wiec nie było odwrotu.

Potem trzeba było sprawdzić pociągi. Z Radomia do Warszawy. WKD ze Śródmieścia do tej zalesionej podkowy. Zadzwonić raz jeszcze i poprosić o śniadanie, bo się dopiero po niewczasie zorientowało, że mimo iż nie tanio, to bez porannej miski ta oferta. Ktoś musiał kupić bilet MPK na trójkę w grodzie. Ktoś, nie ja, bo ja jeżdżę bez biletu. Taka moja mała anarchia. Całe życie jeździłem. Całe życie dostawałem za to mandaty od MZDiK Radom, a i przewoźnika stołecznego też.. Kredytowe od PKP, od Kolei Mazowieckich, od Intercity i od Przewozy Regionalne. Wielu się za głowy łapało i pytało w zdumieniu, jak to sobie wyobrażam? Że przecież będę musiał oddać! Że komornicy, firmy windykacyjne, nie ma nic za darmo i w naszych czasach nie ma możliwości, by nie upomniał się o swoje ten, komu jestem winien. Albo niby winien.

Podobnie jak Stachura mam przekonanie, że coś zawsze do jedzenia i miejsce na noc do spania powinno mi się od życia losu świata należeć za darmo. Tyle że moje roszczenia są rozleglejsze. Ja jeszcze będę jeździł za darmo. Zwiedzał za darmo. Bywał za darmo. Większość z tego wszystkiego, jak z oddychaniem. Za darmo. I tu należało się postarać. I tak się złożyło…

Niech mnie wszyscy komornicy prowadzący przeciwko mnie liczne postępowania egzekucyjne w pompę pocałują! Nie ścigający mnie za przejazdy, którymi delektowałem się przez 20 lat bez biletów z drugiej strony pompy, w dupę mnie cmokną. Się postarałem i nie muszę nic oddawać. Się wziąłem na sposób, i nie muszę za przejazdy płacić. A jak już, to grosze, symbolicznie. Mogę ze światem się siłować, ale bardziej w sferze symboli, nie na olinowanym ringu.
20 lat dość profesjonalnie uprawiałem ten tamten sport. Teraz same z tego benefity. Zniżki, wstępy darmowe, przejazdy sponsorowane, dodatkowe przerwy w pracy, oddzielne okienka w urzędach, zaproszenia na bankiety, gdzie nie bywam, ale mógłbym; będą wywiady, są wspomnienia do spisania, które ktoś chce wydać, a ktoś czytać.

Warto było. Mimo wszystko.

A tam oj dom Adama.

10Shares