Korzyści z sarny w Solarisie

Korzyści z sarny w Solarisie

Jechałem załatwiać sprawy. Dziewczyny lubią chodzić po sklepach i nie tyle kupować, co wydawać pieniądze. Ja mam inne hobby. Utrzymywać kontakt z jak największą liczbą urzędów. Jeździć tam, pytać, wnioskować, składać pisma, odpowiadać. Dziewczynom nigdy specjalnie nie ułatwiałem realizowania ich pasji kupowania i płacenia za kupowane. Nie dokładałem się. Co więcej, jeśli byłem towarzyszyłem, narzekałem na czas, który traci się na wojażach sklepowych. Do rozpasanej konsumpcji odczuwam niejaką wzgardę.

Me towarzyszki czy towarzyszę też nie poszerzali spektrum moich urzędniczych peregrynacji. Sam jestem zmuszony dokładać starań, abym miał gdzie chodzić i co „załatwiać”. To często wiąże się oczywiście z jakimiś pieniędzmi. Albo żeby zdobyć. Czasem żeby nie musieć oddawać. Żeby rozłożyć na raty. Żeby wywalczyć należne. Żeby zdobyć te do zdobycia!

Rano, przed wyjściem z domu odbyła się rozmowa. Jednym z jej wątków była kwestia osobników posiadających nazwiska albo ksywy odzwierzęce. Sam znam Byka, dawno nie widziałem, ale serdecznie wspominam kolegę Słonia, znam dwie Jaszczurki, znałem i kochałem Muchę, przeżyłem dni pełne wzlotów i upadków z jednym Piskorzem, mój mistrz Aikido to nie mniej ni więcej tylko Dzik, pisany przez Dziqu,; od lat przyjaźnie się z Grzybem, który z nazwy należy bardziej do świata flory, nie fauny, ale jednak, ale jednak. Do tego syndyk Kapusta. Ech…

Czekam na autobus. Przepuściłem 21, bo nie chciałem od razu do nory na Świętokrzyską. Najpierw chciałem na berze – kupię sobie, pomyślałem, bilet kolejowy do Krakowa na 21 stycznia, zobaczę, ile zapłacę, co jest zagadką ciekawą, zważywszy na zniżki, mniej lub bardziej mi się należące, które jednak posiadam i nigdy nie wiadomo jak i do czego mnie uprawnią.

Jedzie autobus numer 13. Zdążyłem dopalić cienkiego zielonego Chesterfielda i już w oczy zza przedniej szyby rzuciła mi się sarna. Karolina Sarna. Koleżanka z jednej z prac płatnych, jakie podjąłem w 2016. Wiedzę o życiu innych ludzi czerpię z facebooka, miałem informację, że moja koleżanka Sarna zmieniła pracę. Wiedziałem, że nie pracuje już w Medicover, nie wiedziałem, że robi dla MZDiK i kieruje autem marki Solaris Urbino 12.

Usiadłem tuż za kierowcą. Pod dwóch przystankach zgadaliśmy się, że poznajemy. Zaczęliśmy rozmowę. Nie wiem dlaczego, ale podczas całej tej trasy gadałem, ale i myślałem. Kombinowałem, jakie korzyści mogę mieć z tej nowej sytuacji? Że oto mam koleżankę jeżdżącą komunikacją miejską. Czy mogę jeździć teraz na gapę? Czy taktowne będzie, jeśli poproszę ją, żeby wypuściła mnie tutaj o, a nie na przystanku? Czy mogę wejść do jej kabiny? Usiąść za kierownicą? Napić się kawy z jej termosu? I dlaczego taką mam jakąś podłą naturę, że wszystko analizuję w kategoriach korzyści?!

Ochłonąłem na mrozie i do kas.

Uprzywilejowany drobną opłatą uiszczoną za bilet na drugą klasę w pociągu bezpośrednim do Krakowa, poszedłem radośnie dalej, do Centrum handlowego Feniks na Śląską. Po kilku dniach bezowocnych poszukiwań to tam miała odnaleźć się przejściówka Ethernet – usb. Miała dać mi Internet z kabla wystającego ze ściany na Świętokrzyskiej i wtłoczyć w nowy ni to laptop, ni to co innego, komputer, który nie posiada odpowiedniego wejścia. Wszelkie rutery i inne odpuściłem, bo konfiguracje jakieś tajemnicze niezbędne. Bo kasa większa. Przejściówka w Feniksie była. Tania.

Na chacie dałem mojemu Kocaso zagrzać się 20 minut i spróbowałem połączyć. Gówno! Wchodziłem potem z papierosem w gębie i kawą gorącą w łapie na różne conrol panele, centrum połączeń sieciowych, diagnostykę sieci, rozwiązywanie problemów z połączeniem, konfiguracje kart sieciowych… Nic. Zadzwoniłem gdzie? Do urzędu! Tym razem miasta. Bo Internet w domu to spadek po jeszcze dwa lata temu żyjącym ojcu. Żeby uniknąć wykluczenia cyfrowego wziął udział w konkursie i miasto przyciągnęło kabel dający połączenie. Nic nie wskórałem. Czekam na kontakt panów techników.
Jakiekolwiek mają nazwiska czy ksywy, niech przyjdą i zrobią co trzeba. Czekając na telefon napisze maila do kolegi Borsuka, miło powspominam panią Wilk od rosyjskiego z podstawówki i obejrzę coś z Lisa w telewizorze.

Jak śpiewa noblista: „Adam nadał imiona wszystkim zwierzętom, u progu czasu, u progu czasu…”. I jakoś zleci!

26Shares