Zaostrzone objawy przyczyn
No i miałem sen! Wędkowałem na rzece. To nic, że tu miałem (mam?) łapać na oceanie. Łapałem we śnie pstrągi, chyba pstrągi. Nie znam się na rybach aż tak dobrze. Nie znam się na rybach aż tak dobrze, żeby rozróżniać gatunki. Tym bardziej egzotyczne. A pstrągi, które łapałem, były z deka egzotyczne.
Jako przynęty używałem parówek. Cóż innego miałem zastosować?! Parówki stanowią lwią cześć mojej teraźniejszej diety. Nie tylko jako danie główne, ale też jako dodatek. Do ziemniaków, ryżu, makaronu, kanapek… Parówkę więc na małe kawałki i wędka zarzucona. Chwila. Dosłownie sekundy i branie. Zaraz wyciągnąłem jedną, ale nie zabiłem ogłuszyłem od razu. Byłem na tyle zachwycony, że obserwowałem. Obserwacja w zachwycie zajęła mi tyle, ile droga ryby do jakiejś dziury w ziemi koło metalowego kołka. Tam ryba wpełzła. Wywnioskowałem, że jest tam jakieś tajemne przejście do wody. I po rybie. Ale złapałem jeszcze dwie. Podobne. Już myślałem o filetowaniu….
Ta rzeka jakoś dziwnie przepływała przez część mojego pokoju. Pokoiku. A za ścianą Gemar. Mój filipiński kolega. Ten, który wędkuje. Ten, który już na samym wesoło – tragicznym początku mojego pobytu tu, obiecał mi, że zabierze na ryby. Do tej pory nie spełnił obietnicy. Co więcej, przyznał, że nie ma swojej wędki. Jak on chce mnie zabrać na ocean, nad zatokę, do portu na ryby, kiedy on nie ma wędki?!
Wybudzanie się to jest energia. Jak ta logika wkrada się w tajemniczy i magiczny świat snu, wtedy owa energia uruchamia się, człowiek się budzi. Ja osobiście podczas takich wybudzeń czuje, odczuwam, wiem o uwolnionej energii, którą można by nawet zmierzyć. Zważyć w garści. Na dłoni. Tylko jak? I po co…
Podobno ludzie na Islandii cierpią na różne dolegliwości natury psychicznej, spowodowane tutejszym klimatem. Pogodą. W ogóle „rzeczywistością”, jaka ma tu miejsce. Krajobrazem? Tym, że jednak mało tu jakoś ludzi i każde spotkanie z nimi można porównać do święta, wydarzenia specjalnego, które należy celebrować?
Wcześniej często tu śnił mi się ojciec. On mi się w ogóle często śni. Najczęściej tańczy. Tylko teraz śni mi się jako utrudnienie. Najczęściej siedzę z kolegami i koleżankami i już mamy się zrywać, ja proponuje mój dom, domówkę że tak powiem, wtedy pojawiają się wątpliwości, co na to stary; przez sen, powoli, we śnie dociera do mnie, że przecież już go nie ma, on nie żyje już od kilku lat, to myślenie logiczne we śnie wywołuje zakłócenia onirycznych rojeń, zakłócenia wybudzają mnie, i już nie jestem z kolegami i koleżankami z lata dawnych, już nigdzie nie idziemy, szczególnie nie idziemy do mnie, tylko wybudzam się i dociera powoli do mnie, że jestem tu, Keilisbraut,748 (room 301) 235 Keflavikurflugvollur, Iceland. I tu na razie zostanę.
A było już blisko, żebym nie został. Bo swoje depresje i psychozy przywiozłem ze sobą. Jak do tego doszły te wywołane lokalnymi uwarunkowaniami, to wyszedł niezły miszmasz. Przeżyłem kilka lekkich paranoj i ze dwa potężne stany lękowe i gdyby nie odległość, już jeździłbym autobusami radomskimi by załatwiać całkiem nieważne sprawy, które stanowią często treść mojego życia. Odległość. Błogosławiona i przeklęta zarazem odległość.
Przypomniał mi się sen o rybie, która patrolowała uliczki Kazimierza Dolnego nad Wisłą. Najpierw było branie, potem długa i ciężka walka, w końcu ukazał się – wyjechał na gąsienicach rybo- czołg. W przestrachu zapytałem przechodzącego ziomka, co to jest?! Co to znaczy?! On tylko spokojnie odpowiedział, że ona (ta ryba) czasem tu patroluje. W ogóle miewałem kiedyś sny, z których wybudzał mnie histeryczny rechot. Teraz sypiam i śnie bez fajerwerków, acz ciekawie.
Nie zdałem egzaminu testu z Dangerous Goods. Czasem myślę, że sam jestem obiektem studiów tej dziedziny wiedzy. Tak jak wymagając opieki, pojechałem do Gloucester opiekować się innymi. Świat jest pełen paradoksów…
Więc, co o tym myślisz?