Chrystus tańczy zumbę
Nie zapomnę… Kolega Zieliński coś niewyraźny był po świętach. W samym fakcie jego niewyraźności nie znalazłem nic osobliwego. Kolega Zieliński lubił, więc ponosił konsekwencje. Jednak podczas tego spotkania po świętach (podczas których ja głównie jednak pracowałem) on do mnie ewidentnie chciał coś rzec. Jednak tu żona, tam dziecko, nie mógł znaleźć odpowiedniej chwili.
W końcu udało nam się zasiąść do szachów. Względny spokój. Tylko czasem ktoś podchodził podpatrzeć. Kibicować. I wtedy Rafał powiedział mi konfidencjonalnym szeptem. Powiedział mi to, czego nigdy nie zapomnę. Powiedział mi to, czego na początku do końca nie zrozumiałem. Choć już byłem po paru latach szkół wszelakich. Zieliński pochylił się ku mnie nad szachownicą i rzekł w te słowa: Wojtek, wiesz co, ja przetańczyłem całe Triduum Paschalne…
O Triduum coś kiedyś słyszałem pewnie, ale w zestawieniu z wyznaniem grzechu dopiero zabrzmiało! Wiedziałem, coś takiego istnieje, ale nigdy nie umiejscawiałem tego w żadnym czasie, w żadnej przestrzeni. Że są to te trzy główne dni Świąt Wielkiej Nocy? Nie pomyślałbym. Ktoś powie: laik, ignorant. Może tak. Pewnie tak. Ale religii w domu było mało. Na studiach religioznawca był fanem buddyzmu i hinduizmu, więc nie bawił się w katolickie obrządki.
Teraz wróciłem w okresie. Pierwszego dnia na schodach ucałowała sąsiadka i w słowa, że już święta. Ja, że jeszcze prawie dwa tygodnie. Ona że nie, nie, to już, już te wszystkie wielkie dni, palmy, już wypieki, już porządki, już malowanie jaj, już marzanna utopiona, wielki tydzień, jeszcze większy miesiąc.
Dość długo nie zaglądałem do skrzynki pocztowej. Jak to bywa, na święta wróciłem na stare śmieci. Wiec do skrzynki zajrzałem. Że niosłem jakąś torbę w jednej ręce, teraz miałem równowagę. Bo po otwarciu ze skrzynki wysypał się stos folderów reklamowych różnych sieci handlowych (Lidl do mnie pisze, Tesco do mnie pisze….)
Wiec dostałem tej poczty, a pośród kopert, których nadawcami były te wszystkie Providenty, Kruki, Asecco, Spółdzielnie Mieszkaniowe, awiza i inne dziwne twory, była też śliczna, filigranowa, nieoznakowana mała biała koperta. Ta przykuła moja uwagę. Dlatego zaraz po wejściu na chatę ( w drzwiach to wszystko pierdolnęło mi na glebę, w jednej ręce torba, w drugiej zakupy, ta poczta wypadałoby że w trzeciej, ale tak zmutancony jeszcze nie jestem) otworzyłem właśnie ją. Zaraz wypadło śliczne małe zdjęcie na cienkim papierze przedstawiające scenkę rodzajową: pan murzyn w towarzystwie pani o rysach południowo amerykańskich – obydwoje eleganccy i uśmiechnięci, ściskają rękę wyglądającemu jak petent, bo zgiętemu w pół jakby serdecznie za serdecznie dziękował. Na pierwszym planie człowiek też śniady a w koszuli w drobna pepitkę czyta z zainteresowaniem taki właśnie folderek, jak ten, na którym zdjęcie (bo okazało się, że to nie samo zdjęcie, tylko mała książeczka, mówię, folderek). Dalej z koperty wypada kartka w kratkę, ale taka cienka, też, z cienkiego jakiegoś papieru, jak folderek). Na kartce formatu A4, ręcznym odręcznym pismem stoi na samej górze: szanowny Panie. Że tak do mnie! Jeszcze, że Radom. Szanowny Panie z wykrzyknikiem. Zacząłem czytać, bo do mnie. „Napisałem ten krótki list…”, „dostarczyć zaproszenie na Doniosłą Uroczystość…”, „ Czy zastanawiał się pan jak upamiętnić śmierć Jezusa…”, „w ostatnia noc przed śmiercią…”, „chleb wyobraża ciało Chrystusa a wino jego krew”, (winciacho ostatnio waliłem akurat, wiec czytam dalej). „dzięki obecności na tym święcie…”, „swojego syna aby za nasze grzechy umarł…”, „więcej szczegółów co do miejsca i czasu…” – zaproszenie! A ja ostatnio taki samotny i przybity.
Ze sterty papierów wypadła jednak jeszcze jedna całkiem podobna koperta. I ja otworzyłem przepełniony nadzieja, że jeszcze mnie gdzieś zaproszą. I tak! Owszem! Zaprosiła mnie zumba fitness!
Skwapliwie skorzystam z obu zaproszeń, ze wskazaniem na zumbę.
Więc, co o tym myślisz?