Śniadanie jem na obiad

Śniadanie jem na obiad

No i wyszło na to, że śniadanie jem o drugiej w nocy. Wszystko przez to, że śpię coraz lepiej. Jeszcze wczoraj przedwczoraj owsiankę robiłem i spożywałem piąta szósta. Było to niestety po kiepsko przespanej nocy. Kiedy zjadłem nad ranem i wziąłem jakieś leki – jeszcze zasypiałem. I spałem do ósmej dziewiątej. Nie podobało mi się to. Noc nie przespana a nad ranem odrabianie zaległości? Nie. Ma to wszystko związek z tym, że jeszcze wczoraj byłem w fazie „trzech snów”. Tak mam kiedy dochodzę do siebie po ciągu rockendrolowych dni. Najpierw jest faza bez snu w ogóle. Ta jest najbardziej męcząca. Później, po dwóch trzech dniach od zaprzestania przyjmowania substancji przychodzi faza trzech snów. Polega ona na tym, że w ciągu całej nocy nachodzą mnie trzy krótkie, piętnastominutowe, półgodzinne sny kolorowe a arcyciekawe. Ale to tyle. Noc ma te osiem godzin i resztę trzeba się przetarmosić.

Teraz, tarmosząc się od dwunastej już (pierwszą noc spałem od dziewiątej do północy), o drugiej postanowiłem zjeść tą owsiankę i wziąć leki. Skoro działa nad ranem, dlaczego ma nie zadziałać w nocy? Miałem racje. Zadziałało. I usnąłem. I spałem do tej szóstej rano co jest moim docelowym. Iść spać kole dziesiątej wieczorem i spać do szóstej. Czy mi się uda? Jeszcze chciałbym nie brać nic na sen, co też czynie. Nie dość że nie mam, to jeszcze nie chce. Mam benzynę, która pomogła by zasnąć, ale nie chce. Przeczytałem tekst na stronie internetowej Instytutu Psychiatrii z Sobieskiego w Warszawie o uzależnieniu krzyżowym i przedawkowaniu benzyny – koszmar. Już coś takiego zacząłem przeżywać, lęki, haluny, płaczliwość, obniżenie nastroju – nie chce!

Jedzenie śniadania o drugiej w nocy nie jest normalne. Ale człowiek chwyta się wszystkiego, żeby ten sen unormować. Bo jak dzisiaj dzięki owsiance z lekami w środku ciemnicy zasnąłem zaraz i spałem do szóstej jedynie, jest szansa, że zasnę normalnie wieczorem! Tym bardziej, że mam jeszcze dzisiaj o siódmej wieczorem dwugodzinny trening, na którym się srogo podmęczę. Jest więc szansa na zdrowy sen. Coraz bardziej zdrowy. A pomyśleć, że jeszcze kilka tygodni temu nie było żadnych problemów! No może poza tymi, że wstawałem dość rano. Szedłem spać wcześnie. Zdarzało się, zasypiałem ósma wieczorem. Ale spałem! Spałem i wstawałem piąta szósta. I było co robić! Kawka, radyjko, oczekiwanie, aż dziewczyny się obudzą.

Wyspany (po tej owsiance przecież zasnąłem jak malowany) i syty (po obudzeniu zjadłem drugie śniadanie, wiadomo, jajecnice), pojechałem na Górniczą po rower. Najwyższy czas oddać go do naprawy, przeglądu, odświeżenia po zimie, przygotowania na wiosnę. Rower, jak obiecano, stał na klatce, ale i tak musiałem wejść do domu powiesić rozwiesić jakiś dywanik uprany dopiero co. Przy okazji zakręciłem się, zrobiłem pirueta i szpagat, zajrzałem do lodówki i szuflady, znalazłem winogron a też pit zusowski i postanowiłem się w końcu rozliczyć z fiskusem. Bo tak jak rower już w styczniu miał wylądować u Pana Ryszarda – wtedy jest czas, dużo czasu, im bliżej wiosny, tym więcej rowerów na głowie pana Rysia, tak i rozliczenie miałem złożyć na początku lutego, bo już miałem wszystko. Ale u mnie widocznie jest tak, że co mam zrobić jutro, robię za miesiąc dwa….

Wziąłem w końcu tego bicykla i popchałem go całą długość Chrobrego aż do Struga i dalej na Niedziałkowskiego. Chciałem sprzęt zostawić na tydzień dwa, żeby Pan Ryszard dobrze go przejrzał, podrasował, podkręcił, podoliwił, podpompował, sprawdził hamulce, przerzutki, koła, światła, chciałem rower zostawić na dłużej, żeby odebrać go po świętach jak nowy. Pan Ryszard pokręcił, ale głową i rzekł, że koło naprawi od ręki ale nic więcej z tym rzęchem nie da się zrobić. Się nie podejmuje. Zrobił koło, kazał jechać.

Zaprotestowałem, nie jeżdżę w take pogodę. Dogadaliśmy się, że zostawię go tam na podwórku i sobie odbiorę, kiedy zechcę. A zechcę, kiedy już owsiankę będę jadł rano i wyspany, a nie po to, żeby się wyspać.

7Shares