Idę tam gdzie idę (czyli fejsbookowy człowiek w stronie biernej)

Idę tam gdzie idę (czyli fejsbookowy człowiek w stronie biernej)

Nierzadko na fejsie znajduję informacje o różnego rodzaju wydarzeniach. Są one w swoje istocie głównie kulturalne, ale też sportowe, stricte muzyczne, z pogranicza socjologii, idei tłumu. Są one zapowiedzią spotkań niszowych, spędów wielorakich, eventów bardzo popularnych. W dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto, odczuwam chęć pojawienia się tam. Niezależnie od tego, czy ma to być za dwa dni, za tydzień czy za miesiąc. Nie zraża mnie też, jeśli miejscem docelowym ma być Warszawa, Wrocław czy Gdańsk, acz bardziej ochoczo najeżdżam kursorem na pole „interesting” jeśli organizatorzy decydują się na gród mój rodzinny. Wtedy jestem „interested”. I to jest prawda. Pociąga mnie tak samo wydarzenie, jak i możliwość spotkania (tych) ludzi.

Jestem najczęściej zainteresowany, jednak praktycznie nigdy nigdzie nie bywam. Próbuję tu przyznać się do tego, że brakuję mi gradacji wyrazu zainteresowania. Powinienem mieć opcje bardzo zainteresowany, średnio zainteresowany, zainteresowany, ale nieprzekonany, zainteresowany i przekonany, ale dalej oczekujący na przypomnienia, oczekujący na więcej szczegółów, pragnący perswazji, że mam iść, namowy, że to właśnie ja jestem tam mile widziany. Nie dostaje tego. W zamian dostaję tylko możliwość wyboru między zainteresowany, albo „going”, że niby wiem, że idę. A przecież niezależnie czy wybiorę zainteresowany, czy going, i tak nie pójdę. Bo praca, bo rodzina, bo lenistwo.

Przy czym w moim przypadku praca, rodzina i lenistwo to nie są wymówki! Jak idę do pracy o szóstej czy siódmej rano, to jestem zazwyczaj wywożony. Kielce, Warszawa. Lublin. A czasem też Starachowice, Skarżysko kamienna, Wąchock, Iłża. Bardzo rzadko impreza reklamowana na fejsie odbywa się tego konkretnego dnia w tym konkretnym miejscu, gdzie akurat jestem wywożony. Wracam wieczorem i już nie dojadę, tam gdzie event. Wracam zmęczony i późno, i już nie pójdę do ludzi, nawet kiedy spotykają się w grodzie. Marzę wtedy o kąpieli i łóżku. Jak wyrażałem zainteresowanie, byłem najczęściej domyty. I w pościeli.

Pierwszy tydzień tegorocznego maja ma to do siebie, że moi współpracownicy budzą się co dzień rano ogarnięci strachem i wątpliwością, czy należy iść do roboty czy nie. Kiedy człowiek żyje ustalonym przez naturę i kalendarz rytmem, nieczęsto miewa takie wątpliwości. W tym tygodniu dni ustawowo wolne od pracy splecione są jak Grupa Laokona z tymi pracującymi w ten sposób, że człowiek nie zna swojego miejsca. Nie wie, czy powinien właśnie pakować drugie śniadanie czy leżeć i pachnieć. To idealny tydzień natomiast by wykazać zainteresowanie jakimś reklamowanym na fejsie wydarzeniem. Zapisałbym się na wernisaż czy koncert. Jest przekonanie, że poszłoby się. Jest jakieś pięćdziesiąt procent szans na to, że znajdzie szans i tyrka nie przeszkodzi.

Jest nawet cicha nadzieja, że po spotkaniu kogoś mniej lub bardziej znajomego i wymianie uprzejmości, zapytany jak leci nie będę musiał kłamać, że w porządku. W tych chwilach, bardzo kurwa wyjątkowo jest ogólnie w porządku. Więc miałbym i możliwość, przekornie, odpowiedzieć, że przejebane. Jednak czując się dobrze, emanując energią i radością powiedziałbym to z urokiem, który zaskarbiłby mi jakąś przychylność. Bo człowiek jest próżny. Człowiek jest, mimo wszystko, mimo wszystko samotny. Człowiek jest żądny pochlebstw i przychylnej oceny ze strony postronnych. Człowiek uda że nie i często zarzeka się, że wprost przeciwnie, ale jakoś zależy mu na akceptacji tych innych.
Także jak siadam przed kompem i widzę informacje o kolejnym spotkaniu fakturzystów, dorocznym zlocie feministek, rozpoczęciu wiosny motocyklistów, jestem trochę zainteresowany, jestem dość, jestem nawet zainteresowany. Brakuje mi odcieni szarości wzmiankowanej deklaracji. Może dlatego nigdy nie chodzę, nigdzie nie bywam.

Czy też nie bywam, nie chodzę dla innych przyczyn? czy dlatego nie chodzę, nie oglądam, nie bywam, bo jestem mizantrop? Albo mnie to wszystko nie obchodzi, a deklaruje zainteresowanie, bo wpadłem w fejsbookową pułapkę życia w wirtualu, i tu chcę istnieć, zabrać głos, wyrazić zdanie… a żyję, jak żyję…

Ale żyje się! I jak przypuszczałem, ja z wiosną się rozkręciłem! Jeszcze się! Roztańczyłem!

11Shares