Blog
Ukraińcy i Krasnoludy
Jak to najczęściej bywa, musiałem poczekać na relacje kolegi kolegi. Ani koledze nie mogło się to przydarzyć bezpośrednio; nie mogło się zdarzyć, bym ja świadkował takiej akcji. Rzecz wydarzyła się na Dolnym Śląsku. Gdzieś w okolicach Wrocławia. Dla sprawy ma to znaczenie żadne. Kreślę jednak ramy geograficzne by nadać opowieści odpowiedni smak. Chociaż może ma znaczenie. Na zachodzie, mimo, że ze wsi, ludzie jednak bardziej otwarci, odważni. Bliżej Europy?
Rodzina mieszka pod miastem. Na kupie, acz nie w ścisku. Kasa jest. Kasa się przelewa. Jest ziemia, są maszyny. Ludzie nie oderwani od pługa, acz gospodarujący na roli. Rodzina liczna. Rodzice, dzieci, bracia, siostry, dzieci. Dzieci mają dzieci. Jest dziecko niepełnosprawne. Jeszcze nie pełnoletnie, ale prawie dorosłe. Ma zespół Downa. W dużej mierze samodzielne. Z większością codziennych czynności radzi sobie całkiem dobrze. Często nawet jest zastawiane na jakiś czas samo. Tak było i tego dnia…
Facet przed pięćdziesiątką miał coś do załatwienia w mieście. W pobliżu był spokojny, urokliwy park. Dziecko zostało poinstruowane, że może spędzić czas, w którym ojciec będzie w urzędzie, jak chce. Nie raz tak się działo. Nie raz dziecko nawet samo wracało te kilka przystanków do domu na przedmieścia.
Ojciec szczęśliwy, że przypieczętował co zamierzał, wrócił do parku. Niestety dziecka z niepełnosprawnością nie zastał. Ani na ławce, ani wśród nielicznych alejek parkowych. Nie bawił się na placu zabaw. Nie czekał w pobliżu. Jak kamień w wodę. Zaniepokojony, ale nie zrozpaczony rodzic postanowił lecieć do domu. Miał nadzieję, że Downik zdecydował się na powrót solo. Znał drogę, robił to nie raz. Nawiedzenie rodzinnych stron dla starego okazało się naznaczone niespodzianką. Pod chatą policja. Widać – awantura.
Co się stało? Wyrośnięte, szczególnie w wyniku swej umysłowej przypadłości psychicznej silne fizycznie dziecko – okazało się – porwało człowieka. Spacerując po parku małolat napotkał także spacerującego alejami karła. Bardzo mu się ta postać spodobała. Znał podobne z bajek, które oglądał na wielkim wypasionym telewizorze LCD. Dziecko nauczone było wolności, wiedziało, że ma przywilej robienia co chce. W rozsądnych granicach. Chłopak zauroczony widokiem małego człowieka, wziął go za postać rodem z baśni.
Zagadał, po czym nie bez przymusu bezpośredniego wziął ze sobą. Zawiózł za miasto, zaprowadził do domu. Niezauważony zamknął faceta w łazience. Kiedy przyjechał ojciec, jemu wyznał prawdę. Z policją nie chciał rozmawiać. Zresztą pozostała część rodziny, chroniąc domowy mir, służb mundurowych nie chciała za żadne skarby wpuścić „na pokoje”. Jedynie ojciec poznał prawdę z ust swojego upośledzonego, silnego, wiedzącego jednak czego chce i w tej chwili rozentuzjazmowanego dzieciaka. – Tato! Tato! Bo ja spotkałem krasnoludka. Wziąłem go ze sobą i teraz będziemy go mieli na własność.
Policja zjawiła się dlatego, ze karzeł miał przy sobie telefon komórkowy. Zadzwonił z łazienki i podał przybliżony adres, bo głupi nie był i podczas porwania śledził niedługą trasę uprowadzenia.
Stawiam rusztowania na budynkach rosnących w okolicy powstającej właśnie obwodnicy Radomia. Niebawem jadąc z Warszawy do Kielc będzie można nie bez przyjemności ominąć nasz gród łukiem. My stawiamy rusztowania, budują Ukraińcy. Siła ich, w liczbie około szesnastu. Rano dowozi ich busikiem człowiek, którym jest podwykonawcą prac przy nowej trasie. Zapytałem, z ciekawości i dowiedziałem się. Przywozi ich, nadzoruje, wydaje polecenia, potem odwodzi. Gdzie? Trzyma ich u siebie na działce pod Radomiem. W trzy pokojowym drewnianym domu, gdzie oni pewnie się tłoczą i nie narzekają. Pilnują posesji. Potem cały dzień pracują. Jeżdżą w te i we wte. Pan Piotr jest ich panem i władcą? Kontroluje ich życie? Śpią na kupie i wtedy jego tam nie ma, ale potem cały dzień jest. I oni pod nim. Daleko do domu. Czy porwani? Nie. Z własnej woli poszli w ten Jasyr….
Więc, co o tym myślisz?