Bądź życzliwy, zostań w domu

Bądź życzliwy, zostań w domu

Jeżdżę autobusami. Z uporem godnym lepszej sprawy nie robię prawa jazdy i co za tym równo idzie – nie prowadzę auta. Dużą część dnia mojego pełnego przeróżnych mniej lub bardziej sensownych działań zajmuje przemieszczanie się busami średniomiejskimi. Jeżdżę samochodami Autosan M12LF, Solaris Urbino 12 CNG i MAN NL 313 CNG rano, wsiadam w południe, wysiadam popołudniami, niechętnie przesiaduję w nich wieczorem czy  – o, już dawno, dawni nie – nocą.

W ciągu całego swego życia byłem świadkiem wielu zmian jakie zaszły w radomskim przedsiębiorstwie komunikacji miejskiej. Sama nazwa się pewnie nie raz zmieniała, teraz jest enigmatyczne MZDIK, czy już było, a jest inne? Nie wiem… coś czytałem, czy śniłem… Pamiętam kiedy autobus jednej linii prowadzącej przez tory stawał często zatrzymany opuszczonym szlabanem i stał. Czasem dość długo. Nie trudno sobie dopowiedzieć, że w tamtych czasach tak zwany rozkład jazdy był fikcją. Pamiętam (chyba) jak w autobusach palono jeszcze szlugi. Pamiętam kiedy pod dworcem PKP nie było wątpliwości: czekać na autobus i kupować bilet, czy brać taxi. Bez namysłu, jeśli tylko była, wsiadało się do taryfy. Pamiętam autobusy, w których nie było klimatyzacji. Przynajmniej raz znalazło się rozwiązanie. Pieczara przyuważył w „dziewiątce” mojego ojca. Jechał przed południem strasznie skacowany na Gołębiów  – pożyczyć kasę, wiem to ja, z empirii, Gelo mógł nie wiedzieć. Mój kolega jednak widział, że ojciec jest nieco nerwowy. Przestraszony światem a też obecnością innych pasażerów kręcił kciukami tak zwanego młynka. Palce dłoni splecione a po środku poruszające się miarowo kciuki. Stres był wielki a upał w nie klimatyzowanym autobusie dolegliwy. Na szczęście wir powietrza wytworzony przez ruch obrotowy kciuków ojca wentylował skutecznie wnętrze, przynosząc ulgę spoconym.

Pamiętam autobusy jadące objazdami i dłużej i krócej niż normalną trasą. Pamiętam autobusy nie przyjeżdżające wcale.  Pamiętam „nocne”, w których frekwencja była wyższa niż średnia dzienna. Pamiętam autobusy dziurawe (najczęściej były to Ikarusy z ową gumową obrotową śluzą po środku) i ozdobione mocno wlepkami – różnej treści i formy. Pamiętam różne bójki i awantury w autobusach a też swój wieczny strach przed nimi. Pamiętam częste kontrole biletów a też ich zbawienny brak. Nie pamiętam cen biletów. Nigdy ich nie kupowałem i nie kasowałem motywując to racjonalnie tym, iż są zbyt drogie (bilet czy piwo?  – pytanie retoryczne klasyczne), a też politycznie, uważając się za anarchistę oraz socjalistę (sprzeczne pozornie), z czego wywodziłem, że mój bunt przeciwko opresyjnemu nakazowi przejazdu z biletem jest święty, a w ogóle ludzie powinni jeździć za darmo – a koszty działania komunikacji miejskiej powinno ponosić miasto. Dopiero mocno nie socjalistyczny Skurkiewicz dogonił po latach moje oczekiwania, jednak ludzie okazali się głupi i przedkładając wartości uniwersalne nad zasobność portfela wybrali innego prezydenta. Teraz wolni i radośni będą jeździć, ale dalej bulić.

Przez lata wielokrotnie zmieniała się flota firmy przewożącej po mieście radomian. Były pewnie jakieś Jelcze, były legendarne Ikarusy, potem coraz lepiej, coraz cieplej, coraz wygodniej, aż zaczęło toto gadać.

W Radomiu nie, ale w takiej Warszawie, czy innym Poznaniu lub Krakowie zawsze brakowało mi, by mówiło więcej. Mówiło tylko o tym, jaki jest następny przystanek. Nie pamiętam szczegółów mojego niezadowolenia, w zasadzie w ogóle niewiele pamiętam, jednak wiem ze chciałem, żeby mówiło więcej. Chodziło mi chyba o to, że informacja, jaki następny przystanek to była informacja wybrakowana. Nie znając dobrze miasta i trasy sieci połączeń, chciałem wiedzieć o co najmniej dwóch kolejnych przystankach? Czy to dlatego, że zawsze dokładnie skrupulatnie ze szczegółami planuje każdą wycieczkę, czy z faktu, że zawsze w  przestrachu, że źle wysiądę czy przegapię – chciałem wiedzieć więcej. Na przykład słysząc informacje, że następny przystanek to Kanał Brudnowski, zaraz o tym zapominałem i kiedy autobus stawał i mówił, że następny to Zacisze, ja już nie wiedziałem, gdzie jestem i czy aby nie powinienem czmychnąć.

Teraz, w grodzie, moja potrzeba by mówiło więcej zmaterializowała się w zaskakującej i irytującej mnie formie. Otóż od kilku dni mówi, jaki jest następny przystanek, i zaraz z automatu apeluje do mnie w ten oto sposób: „bądź życzliwy, jeśli możesz ustąp miejsca starszej osobie.” To niepisane prawo, zasada pasażera autobusu, pewien przymus moralny miałem zawsze mocno wyryty we własnym kodeksie etycznym. Wchodziła starsza pani, choć zmęczony i leniwy, wstawałem i ustępowałem. Tak też czynili inni, nie raz widziałem. Werbalizowanie tego co kilkanaście sekund przez autobus, który mówi, denerwuje mnie. To tak jakby w domu ze ścian mi krzyczało, podnieś papierek po cukierku, który widzisz na swoim szlaku. Albo jakby w pracy z sufitu nawoływało – wykonuj swoje obowiązki sumiennie. Albo jakby na zaproszeniach weselnych i ślubnych dopisywano: pamiętaj, na imprezę ubierz się w miarę możliwości zgodnie z powszechnie panującym dress codem. Jeśli już trampki, to chociaż marynara.

Jadę teraz, autobus mi przypomina o Znanej jak dziesięć przykazań powinności ustępowania miejsca starszym, a ja głupieje! Rozglądam się nerwowo dokoła, czy może nie zauważyłem kogoś godnego mojego fotela. Zamiast jak zwykle jechać i spokojnie bezmyślnie patrzeć w szybę czy refleksyjnie obserwować ludzi, w co ubrani i jakie robią miny – ja teraz jadę i tężeję w strachu, że przeoczyłem i nie ustąpiłem.

Kilka razy miałem ochotę na tak zwaną interwencję obywatelską. Chciałem zwrócić uwagę kierowcy, że zbyt często komunikaty przypominające o oczywistej powinności każdego pasażera są niewłaściwe. Do tej pory jeszcze tego dnie zrobiłem. Rozważam „uderzyć” od razu gdzieś wyżej. Kierowcy naszych autobusów nie wydają się ani otwarci na pasażerów, najczęściej ani ich aparycja, ani smak, gust muzyczny mi nie odpowiada. W ogóle jazda autobusem, gdy się nad tym zastanowić, to zawsze jest walka oczekiwań pasażera z autorytarną postawą kierowcy – pan i zdani na jego łaskę i niełaskę poddani. Pasażerowie często wykłócają się o swoje urojone prawa w sposób skandaliczny, kierowcy nie rzadko lekce sobie ważą wszystko i wszystkich, czym odstręczają.

Poczekam na efekty globalnego ocieplenia i niebawem kupię sobie skuter. Prawdziwe zimy pamiętam jedynie z dzieciństwa, czas dorosnąć i usamodzielnić się komunikacyjnie. Za rok dwa dam radę smukłą Vespą pomykać przez cały rok.

8Shares