Wilk syty i wiewiórki

Wilk syty i wiewiórki

Na Tybla był wilk. Prawdziwy. Tyle że w klatce, dużej, przydomowej. Tutaj, na wczasach, w okolicznym wielkim parku jak lesie (bo rzeczywiście jest on częścią „zewnętrznego” lasu) są wiewiórki, lisy, ptactwo wszelakie, nie daleko woda, stawy i rzeczka.

Wilka na Tybla widywałem codziennie. Nie było dnia, żebym nie szedł w stronę placu między Koszarową a Malczewskiego i mijał klatkę, w której był wył wilk. Jak swoi dzicy bracia, gdzie tam, o szczekaniu nie było mowy. Wiele było okolicznych psów, mieszańców, rasowych i pól rasowych, a nawet bardzo rasowych. Wilk był jeden i był zjawiskowy. On i ja na Tybla byliśmy nie u siebie, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności wypadliśmy ze swojego naturalnego środowiska i wylądowaliśmy na tej egzotycznej też jakoś ulicy w środku miasta, znanej ze szkoły, w której jest sekcja karate.

Czasem, kiedy z samego rana szedłem do banku czy kserować a później na pocztę, wysłać, wilk wył. Nie powiem, że do księżyca – wtedy go jakoś nie widziałem. Tu – inaczej. Rano, kiedy wychodzę przed pawilon zapalić, z kawą, widzę na jaśniejącym niebie księżyc. Ale tu wychodzę wcześniej… Tu życie rozpoczyna się dla mnie koło trzeciej nad ranem, kiedy się budzę, i koło piątej, kiedy w budzącym się dniu palę pierwszego papierosa. Później pomagam innym kuracjuszom w pisaniu. Każdy ma coś do napisania. To dziwne, ale ludzie piszą, mają przymus pisania, szczególnie tu, w jakimś wymuszonym czy wybranym osamotnieniu, gdzie dużo rozpamiętuje się o rodzinie, bliskich, dzieciach, żonach…
Czy wilka można w centrum miasta umieścić w przydomowej klatce legalnie? Siwiejący, potężny, i – co najważniejsze – wyjący jak to wilk. Ten jego chód – miał gdzie chodzić, parę ładnych metrów miał od siaty do siaty. Jednak kiedy wył, stał. Głowa lekko w górę i po centrum niosła się pieśń o Bieszczadach, które gdzieś jeszcze są, są w moim zasięgu, trzeba tylko poczekać na powrót snu i wyrównanie ciśnienia.

Na Tybla czekałem. Tu czekam. Później, w październiku – bo do miasta zamieram wrócić właśnie z początkiem tego miesiąca, będę czekał. Rzeczy się dzieją poza mną i dokoła mnie, nie mam sprawczości, pozbawiłem się jej, oddałem w inne ręce, odpoczywam, zdrowieję. Dbam o swój dobrostan i uczę się tego, jak dbać o niego w przyszłości. Chodzę po ośrodku jak ten wilk – niespiesznie, syty, półdziki, półlegalny, wiecznie smutny, bo zabrano mi bezpowrotnie moją ojczyznę.

Na Tybla oglądało się na okrągło albo Fakty 24 albo BBs News. Leciało to w tle, a w ręku książka, gazeta, telefon, komputer. Tu nie powinienem mieć komputera, ale mam, piszę teraz o trzeciej w nocy bo nie mogę już spać, ale jeszcze nie będę robił kawę, czy schodził na szlugę. Obowiązuje tu, jak w każdym porządnym pensjonacie, cisza nocna.

Ot, i taki koniec wakacji: na Świętokrzyskiej już mnie nie ma na dobre (chociaż korespondencja będzie tam jeszcze jakiś czas przychodzić, będę dzwonił do administracji po kluczyk albo jak ostatnim razem – włamię się na ostro do skrzynki), na Wolanowskiej jeszcze mnie nie ma i nie wiadomo czy będę (próbowałem jakieś dwa tygodnie tam koczować, za dużo hien, szakali, srok i kukułek), jest plan, że poseł porozmawiał z dyrektorem (jedna partia) i znaleźli jeszcze coś innego, ani tu, ani tam, gdzie indziej całkiem, jestem jeszcze jakiś czas w sanatorium, i jeśli na napiszę, że trochę pod klepsydra, to nic nie napisze….

Na Tybla, poza tym, że był wilk kilka domów dalej, przy obsłudze takich jak ja oraz kilku Ukraińców, którzy też gdzieś pracowali, pracowały Ukrainki, sprzątały generalnie i tłumaczyły się, że dobrze nie mówią po polsku, choć mówiły dość dobrze a nawet jak mówiły z tym swoim akcentem i po ichniemu to można się było na wesoło domyśleć, co mówią. Stołowałem się w byłym Sezamie, teraz restauracji bardziej wyszukanej, choć cały czas taniej (wnętrze z tego co wiem projektowała Kaja), tam za ladą obsługiwały mnie Ukrainki, mówiące dobrze po polsku, ale z tym swoim wschodnim zabawnym akcentem. Podobno polskie władze nie ułatwiają specjalnie życia naszym braciom ze wschodu, których jest już u nas półtora miliona a nasza gospodarka wzięła by i pierdolnęła, gdyby nie ich praca.
W październiku wybory. Wypadałoby zagłosować na posła, który załatwia mi kwadrat, ale przecież wiadomo, że przy obecnym układzie sił startujących w wyborach, wybór jest oczywisty. Zagłosuje się tak, żeby i wilk był syty…

0Shares