Ile za dwa metry skóry?
Lubię cieszyć się małymi sprawami. Lubię, kiedy cieszą mnie małe rzeczy. Lubię móc cieszyć się drobiazgami. Bo chcieć, mieć możliwość, a rzeczywiście móc, różnica. Czy zdrowy sen małą rzeczą jest? Na pewno istotną, ale w porównaniu z tymi wszystkimi śmierciami, chorobami śmiertelnymi, bytami, metafizyką, finansami gospodarstwa domowego i kraju, ludźmi dokoła i tego, czy są, czy w ogóle są na tyle, na ile jeden człowiek potrzebuje innych ludzi, ten sen w porównaniu z zupełnie nie snem, a z życiem, jako takim, wypada jednak blado. A jednak cieszy! Ja budząc się i udając na pierwszego po śniadaniu czy pierwszej kawie papierosa już się cieszę, że wieczorem usnę. Stoję na balkonie róg Żeromskiego i Młynarskiej i liczę w myślach te godziny dzienne, które miną, które muszą minąć do czasu, kiedy znów położę się, by bez przeszkód zasnąć.
A nie robię wszystkiego, żeby zdrowo spać. Palę. Nie trzymam odpowiedniej diety. Stresuję się, głownie tymi godzinami, które miną. To nie poprawia snu, a jednaki sen poprawił się i to zdecydowanie. Pognębieniem wszetecznym każdego pijaka, któremu przydarzyło się wpaść, jest kłopot ze snem. Problem ze snem fundamentalny, rzutujący na wszystko inne. Się człowiek modli do nieistniejącego, by dał sen, i wierzy, że wszystko inne się jakoś ułoży. Byle spać. A spać się nie udaje.
Teraz się śpi. Śni mi się pasjami jednak koleżanka z liceum. Dlaczego? Co jest tego nawiedzenia we śnie powodem?
Nie widziałem jej dekady całe, a śni się. Dobrze się śni, ale nie erotycznie, nie bierze też udziały z horrorze, który się przydarza, nie, śni się zwyczajnie, życiowo chciało by się powiedzieć. Przyjemne to sny, bo wspomnienia z koleżanką przyjemne, choć w życiu wydarzyły się rzeczy niezrozumiałe, niejasne, uczucie serdeczności czy nawet czegoś więcej nie dały owoców, drzewo naszych namiętności zanurzone w roztworze wody i mydła. Nie precyzyjne, nie jednoznaczne, skutki opłakane.
Cieszą mnie małe rzeczy: pracownicy zieleni miejskiej wycinający w parku niepotrzebne zimą gałęzie, robotnicy drogowi łatający dziurę w jezdni czy nawet ci, co ją dopiero kopią. Dla nich to duża sprawa? Duża dziura? Pewnie dla niektórych… Uśmiech dziewczyny ze szkoleń, na którą postanowiłem mieć oko, i teraz mi głupio, bo okazało się po miesiącu niewidzenia, że ma niezdrową cerę i to mnie zniechęca, powinno zniechęcać, ale jak postanowiłem, to teraz chcę się tego czegoś trzymać, więc mam widoki na niezdrową cerę, ale uśmiech serdeczny. Cieszą mnie zakupy, a nawet skrupulatne liczenie pieniędzy, co jest mi obce, ale już oswajane. Kiedy mam gest, zazwyczaj nie pamiętam, potem liczę każdą dychę, to mnie z jednej strony poniża we własnych oczach, z drugiej jakoś uczłowiecza, pokornie więc wydaje określoną sumę dziennie, by doczekać kolejnego przypływu elektronicznego pieniądza.
Nie cieszy mnie konieczność wyboru: czy iść zażyć kultury fizycznej w dojo na Mazowieckiego, czy może spotkać kumpli na premierze ich nowej płyty w Elektrowni na Traugutta. Bo godzina ta sama. A wybrać trzeba, nie ma lekko. Wybieram trening, chociaż kuszony jestem jeszcze po drodze, spotykając udających się do Elektrowni kumpli, nęcony alkoholem, towarzyskością, pijanymi zachętami. Później dowiem się, że była bójka i jeden z nich dostał w zęby, od Pieczary? Nie było mnie.
Człowiek zapala papierosa o ciemnej szóstej godzinie rano w sobotę na Żeromskiego. Odpala po raz drugi. Pewnie mu przygasł… Cieszy mnie sen zdrowy, mimo tego, że odebrał mi nocne olśnienia, iluminacje, które można spisać, które dają poczucie wyjątkowości własnego bytu. Cieszy mnie rutyna porannych płatków z mlekiem, ale i martwi, bo wiem – z tej rutyny będę podświadomie starał się potem uciec, pomimo tego, że poręczna, zdrowa na teraz, co zabierze zdrowy sen.
Cieszą mnie szkolenia w sobotę. Bo choć takie same, jak każdego innego dnia pracującego, jest spokojniej. Jakby mniejszy ruch w mieście wpływał na tempo i intensywność tego co mówi prowadzący. Na to, co i jak się dzieje między mną, a niezdrową cerą koleżanki. Sam zaczytuje się w relacjach o zbawiennych skutkach odstawienia alkoholu. Lepszy sen, bardziej świeży umysł, poprawiony metabolizm. Zdrowsza skóra, przynajmniej jednio z nas…
Więc, co o tym myślisz?