No Future

No future

Uparcie żyję do przodu. Rzadko patrzę w przeszłość, może dlatego w ogóle nie uczę się na popełnionych błędach. Wracanie do zdarzeń minionych krępuje mnie. I nieważne, czy widzę w smudze czasu za sobą sukcesy, czy – trzeba przyznać, liczniejsze – porażki, uciekam zaraz myślą do teraźniejszości. Albo przyszłości, w której czuję się naprawdę bezpiecznie. Jak mógłbym mieć inne przekonania społeczno- polityczne, skoro całkiem lekce sobie ważę całą przeszłą spuściznę tak osobistą, jak i krajową, globalną? Nie wydaje mi się ważne, do jakich szkół chodziłem, w jakiej rodzinie się wychowywałem, jakie traumy przeżyłem, czego się nauczyłem. Wydaje mi się ważne, czego jeszcze mogę się nauczyć, jakich radości doświadczyć, co zrobić, by dramaty, które przyjdą, pokonać, ponosząc straty najmniejsze.

To życie przyszłością nie jest jednak całkiem bezproblemowe. Tak jak idę ulicą do przodu i ledwo na boki czasem popatrzę, tak myślami jestem w przyszłości. Tam się co i raz chwytam zdarzeń, które mają nadejść, tam się sadowię, tam gniazdo wiję. Tam przerzucam wszystkie troski, całą energię. Staram się mieć tak ze dwie, trzy mające się odbyć wydarzenia i umieszczam się w nich takich, jak miałyby wyglądać, pożądane. Dodatkowo wybieram takie przyszłe zajścia, które są bardzo prawdopodobne, które można jeszcze dopracowywać, modyfikować. Nie zawracam sobie głowy tysiącem marzeń, myśli, zachcianek, które też miałyby się zdarzyć niebawem, czy później. Tak, przespałbym się z tą dziewczyną, tak, wyjechałbym za granicę do pracy, czy na tydzień All Inclisive do ciepła, tak, kupiłbym nowe dżinsy, tak, w wakacje pojechał we dwoje na wieś, tu czy tam, tak, to wszystko możliwe, a nawet w zasięgu ręki, wszystko tak, ale te rzeczy ważą mniej, nie są jeszcze skonkretyzowane, więc – wiem, to tylko spekulacje, to mniej lub bardziej możliwe do zrealizowania rojenia. Takimi fantasmagoriami się nie zajmuję, przepływają przez moją głowę i wywołują uśmiech tu i teraz, bo jeśli przydarzy mi się ta dziewczyna, ta odzież, ta wycieczka, to będzie super, jednak jeśli nie, to nic, przydarzy się pewnie coś innego, inna dziewczyna, albo własna niezawodna ręka, inna nowa odzież, albo odgrzebany ciuch, inne miejsce, gdzie niespodzianie wyląduję, albo to co już mam, cztery ściany i plany, marzenia, rojenia.

Są jeszcze większe idee. Zostać obywatelem UK albo US. Posiadać tylko polski paszport i obywatelstwo UE to za mało. Przeżyć kilka udanych lat z kobietą. Zostać mistrzem sztuk walki. Napisać i wydać książkę. Czy takie idee majaczyły mi kiedyś w przyszłości, która miała nadejść? Pewnie tak. Potem wyjechałem na kilka lat za granicę i tam żyłem, jak inni, urodzeni na miejscu. Po okresach całkowitego zwątpienia wiązałem się z fantastycznymi kobietami, które kochałem. Pisałem, pisałem, i napisałem, a potem wydałem książkę. Trenuję pięć lat Aikido i już bliżej tego czarnego pasa, niż dalej. Działa? Działa.

To życie przyszłością nie jest jednak całkiem bezproblemowe. Jak powiedziane, żyję w przyszłych wydarzeniach raczej pewnych. Jednak co do zasady, nic co w przyszłości pewne nie jest. Nie jest pewne, czy wjadę do Stanów. Nie jest pewne, czy czarny pas przyjdzie za dwa lata, czy za pięć. Nie jest pewne, że jest na świecie babka, która będzie jeszcze miała taką potrzebę rewolucji, żeby związać się z rewolucjonistą. Czy znajdzie się wydawca, który będzie chciał mnie wydać. Jest jednak prawdopodobne, że któraś z tych rzeczy przydarzy się. Jeśli tylko jedna – i tak dobrze! Spokojne życie w idealnej przyszłości daje taki komfort, że nie gnębię się przeszłością, nie stresuję teraźniejszością, radość czerpię z przyszłego, które się zdarzy, wiem, albo nie zdarzy, się okaże.

Bo jak przeszłość jest mocno grzeszna i niedoskonała, jak teraźniejszość trudna do uchwycenia z powodu ciągłego uciekania i niedookreśloności, tak przyszłość może być idealna, można o nią dbać na co dzień, co przyjemne, cegiełka po cegiełce stawiać pod nią fundament, jest czas, ona dopiero nadejdzie, można ją modyfikować, dobudowywać kolejne elementy przyszłości. Przyszłość nadbudowywać, obudowywać, ozdabiać, oraz ze spokojnym jak po benzynie sercem, spoglądać na nią, jeszcze niezrealizowaną, może niemożliwą, może iluzoryczną.

Jeśli jednak przyszłość jest z definicji nieodgadniona, to ja jej nie mam. Moja przyszłość jest ze szczegółami narysowana, jest konkretna, możliwe są w niej poprawki, ale tylko kosmetyczne. To jednak logiczne, bo co mam poprawiać? Przeszłość swoja wstydliwą i nieosiągalną czynem, jedynie wspomnieniem? Nie, teraźniejszość też nielekka do modyfikacji, ona już jest, jaka jest.

Ze strachu nie sięgam za daleko. Nie moszczę sobie miejsca w tym geriatrycznym fotelu przy kominku, w którym posadzę chudą dupę noszoną na nogach ozdobionych żylakami. Nie nalewam jeszcze do szklanki tej dawki alkoholu, która pozwoli rękom przestać się trząść, co pozwoli na chwile lektury. Patrzę na miesiące, rok, dwa, pięć do przodu, jak z prognozą pogody, większy dystans nie ma sensu.

0Shares