Po chuj w śniegu
Spadł śnieg, czym mnie rozczarował. W naszych czasach śnieg powinien się już powstrzymać, i nie spadać. Zmiany klimatyczne postępują, ale zbyt wolno. Zbyt opieszale, niezależnie od tego, czy są spowodowane naturalnym cyklem przemienności epok chłodnych i ciepłych, czy człowiek macza w tym swe paluchy, produkując miliony ton CO2 dziennie. Według mnie, rewolucje wszelkiej maści w sercu noszącego, klimat powinien zjebać się raz a dobrze, szybko i – wydawałoby się – nieodwracalnie. Albo radykalnie ocieplić, albo -nie daj Boże nieistniejący – ochłodzić, albo w ogóle jakoś zdramatyzować, dać do wiwatu. A tu nic, tylko zapowiedzi katastrof, które nie nadchodzą.
Niechże choćby to ocieplenie. Już widzę palmy mazowieckie, pokrywające lubelskie ziemie winorośle, oazy śląskie, kaszubskie miraże, klimat śródziemnomorski w krajach nadbałtyckich. A tak? Od dekad już starszą poważnymi zmianami klimatycznymi, grożą zalaniem terenów – skądinąd ładnie nazywanych – depresyjnych. Straszą stopnieniem lodowców, podniesieniem poziomu wód, coraz częstszym występowaniem ciekawych zjawisk pogodowych, jak tornada, powodzie, trąby powietrzne, susze. Nic się dzieje. Styczeń był prawie bez śniegu, ale tak jak zapowiadali jeszcze na początku roku, przyszedł luty i śnieg pada, niewiele robiąc sobie z ocieplenia klimatu.
Unia Europejska działa podobnie jak klimat, zbyt wolno. Dawno powinna wydać wyrok, postawić ultimatum, wszcząć postępowanie, zablokować środki. Niestety jak do tej pory, tylko wydaje oświadczenia, że będzie bacznie obserwować. Obserwuje, nasi działają, a jakże, a ona dalej twierdzi, ze będzie bacznie obserwować. Przyglądać się. Nasi się nie oglądają, tylko działają. To powolne wychodzenie z Unii, to wprowadzanie zmian, które wykluczają nas ze wspólnoty dlatego, że są w sprzeczności z podpisanym i i obowiązującymi traktatami, to ślimaczące się pokazywanie, że my chcemy sami i po swojemu, a nie razem i wspólnie, trwa zbyt długo. Ktoś powinien pierdolnąć pięścią w stół i zawołać: basta! Nasi też powinni przyznać otwarcie: skończyło się. Autostrad nabudowaliśmy tyle, ile się dało, szkół, urzędów, przedszkoli, gmachów użyteczności publicznej wyremontowaliśmy i zbudowaliśmy tyle, ile się dało, wszędzie dokoła tabliczki informujące, że zbudowano, wyremontowano, zmodernizowano z pieniędzy unijnych. Polska ładniejsza już i funkcjonalniejsza, bliższa z wyglądu zachodowi, starczy, teraz trzeba w sferze mentalnej, kulturowej cywilizacyjnej ustawić się tam, gdzie nasze miejsce, na peryferiach świata cywilizowanego, między dumnym wschodem a rozwiniętym zachodem.
Zmiany na rynku prasy, jeśli w ogóle następują, też zbyt powolne są i niezauważalne ostatnio. Jak przed wojną się działo, jeśli chodzi o prasę regionalną też, za PRLu się drukowało, i kupowało, i czytało tak rano, jak i w południe a i wieczorem, w każdym z wielu wtedy województw, wszystko kontrolowane przez Państwo, inaczej niż wcześniej, inaczej niż teraz. Prasa Książka Ruch dużo wydawało, wielu miało okazje pisać o tym, co się dzieje w regionie, prawie wszyscy czytali, bo mieli co i wykazywali ciekawość. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku następowały zmiany na rynku prasy rewolucyjne, zagraniczne kapitały, partyjne monopole, wydania papierowe medialnych koncernów, dzienniki regionalne, a jakże, inicjatywy oddolne, przełamywanie monopoli. Teraz? Jakby nic się działo. Pole jest, wiatru nie ma. A widzi się miejsce w takim nawet Radomiu na niejeden tytuł, który raz: zaangażowałby do roboty ludzi piszących lub chociaż chcących pisać, a ciekawych, mających coś do powiedzenia, ciekawie widzących regionalną a i globalną rzeczywistość, dwa, zmobilizował czytelniczo ludzi w tej chwili nieaktywnych, bo zaoferował słowo budujące formy i treści „kręcące”, dotyczące codziennego życia każdego, kto wychodzi z domu albo chociaż odpala raz dziennie komputer, w końcu przymusu wychodzenia z czterech ścian nie ma.
Wszystko za wolno. Jak żyję tornada nie widziałem, mój ojciec widział, pamiętam, jak zawołał mnie do kuchni, stał przy oknie i powiedział, patrz, tornado, ale był wtedy na takim kacu, że byle trąba powietrzna jawiła mu się jako katastrofa. Pieniądze unijne są, korzysta się, ale nie zmieniają życia, pozwalają co najwyżej przetrwać, rewolucji nie ma. Są, ale skoro wiosny nie czynią, niechby ich już nawet nie było, zrobiłoby się miejsce na coś innego. Czytać nie ma co, dwa tygodniki ogólnopolskie, w regionie, u siebie, nic. Pierdolnie coś w końcu, czy nie pierdolnie?
Więc, co o tym myślisz?