Cześć Tereska
Wychodzi na to, że miałem strategie. W czasach przed epidemią uznałem kiedyś, że trzeba postawić na kontakty. Miała na to wspływ niejaka samotność oraz chęć ucieczki przed jej skutkami, ale też przekonanie, że tylko z interakcji z innymi może narodzić się zmiana, jeśli nie konkretna zmiana, to na pewno jakaś szansa, jakieś pomysły. Jak mówi ksiądz Oszajca, byłem „człowiekiem nastawionym na dialog”. Doświadczenie pokazało, że w większości inicjowane kontakty nie skutkują nagłym otwarciem nieba bram, przeciwnie, często w wyniku zaaranżowanej sytuacji wychodziły tylko komplikacje i nieporozumienia.
Do kontaktów dochodziło i dochodzi też niejako bezwiednie, podobno człowiek w ciągu dnia (wracam do czasów przed zarazą, bo naszych współczesnych jeszcze nie ogarniam) wchodzi w setki jeśli nie tysiące przypadkowych interakcji z mniej lub bardziej obcymi. Czy to źle? Dla mnie nie – postawiłem, jak napisałem wyżej, na interakcje, jako szanse na zmianę. Z badań wynika, że słabe więzi z przypadkowymi osobami są równie ważne dla satysfakcji i zdrowia psychicznego, jak głębokie relacje.
„Z przeprowadzonych na kilku grupach studentów badań <
Zważywszy na powyższe, izolacja może zburzyć kruchą równowagę i zadowolenie z życia, jakie zbudowałem, nie tylko opierając je na kontaktach, ale także. Postawiłem więc na kontakty, jednak wiedziałem, z większości interakcji gówno wyjdzie. Ale uparty byłem. Zamiar swój ortodoksyjnie wcielałem w życie i spotykałem się nawet z ludźmi, których nie lubiłem albo wiedziałem, oni nie lubią mnie. Co dobrego mogło z tego wyjść? Nie wiele, ale brnąłem.
Silna, ale osobliwa więź łączyła mnie zawsze z matką, w okresach łączenia się w pary, z kolejnym i dziewczynami, czasem ich bliskimi. Przeczuwałem jednak, że „oczekiwanie, że osoby, z którymi zbudowaliśmy silną więź, zaspokoją wszystkie nasze potrzeby, może być szkodliwe dla naszego dobrego samopoczucia i dla samej więzi.” Z uporem maniaka, bez celu i przekonania wychodziłem więc „do ludzi”, prowokowałem z pozoru nieistotne spotkania, konieczne zakupy rozkładałem na trzy rożne pory dnia i sklepy, choć mogłem zrobić to na raz w M1.
Nie tylko ja mam chyba potrzebę kontaktów, nawet teraz, może szczególnie teraz, dostaje na priv masę różnych najczęściej wywrotowych materiałów, na Fejsbooku. Ludzie nadają właśnie nie po to, żeby zwrócić uwagę na konkretne przekazy, tylko żeby zaczepić: mam taką nadzieję. Sam zaczepiam i każdy powód jest dobry.
W sytuacji, kiedy „zgubiłem się” służbom i przez dwa tygodnie nie odwiedziło nawet pół mundurowego – a pogadałoby się, zadzwoniło dwóch, z Mielca i Radomyśla, rozmowy przebiegły radośnie – teraz, kiedy mogę już wyjść, ale atakuje mnie rada „Zostań w Domu”, dalej szukam pretekstu, wychodzę, w interakcje wchodzę, ale co to za interakcje…. Czas na bilans przyjdzie później. Czy w czasach zarazy kontakty będą płodniejsze, niż kiedy było „zdrowo”?
Nadzieja w tym, że i inni cierpią teraz na „deficyt człowieka” a bezmiar czasu pozwoli chałupniczo produkować niewykonalne do tej pory „pożyteczności”.
Więc, co o tym myślisz?