O losie….

O losie….

Po traumatycznych przeżyciach uczuciowo – egzystencjonalno – zdrowotnych ostatnich dni, doszedłem do momentu, kiedy największym moim dylematem jest to, czy otwierać szlaban, czy nie…. Szlaban otwiera drogę do śmietnika. Jednak z klatki mogę tam dojść szybciej i obok. Przez trawnik. Chcę jednak korzystać i operować przeszkodą. Nadkładam drogi i używam klucza/ pilota. Nawet już zdążyłem zgubić ten magiczny klucz od „kibla”, który otwiera szlaban. Ale zaraz znalazłem. Idę więc. Uzbierał się pokaźny wór śmieci. Sprzątane było.

Zauroczyłem się jeszcze w marcu i postanowiłem być zauroczony, ale ślepy. Nie słyszałem pożądanego „kocham”, ale sam wymawiając je często mniemałem, że wystarczy dla dwojga, a nawet trojga, było jeszcze dziecko. Napisała do mnie w kilka dni po moim przyspieszonym przez Korone powrocie ze stanów. Nie byłem, nie czułem się wtedy specjalnie samotny, ale jako że tak zwana samotność jest mi jakby naturalna, zareagowałem na wiadomość na fejsie entuzjastycznie. Przejrzałem zdjęcia, ciekawa osoba…. Wiedziałem, że to ta sama dziewczyna, którą spotkałem na Curie kiedy dziabałem sobie przedramię. Poznałem ją jako dziewczynę kolegi. W chwili, kiedy podjąłem decyzje o odwiedzinach jej mieszkania w ogóle mi to nie przeszkadzało. Zresztą i później nie miałem z tym problemu. Za to z kilkoma innymi rzeczami, czułem, powinienem mieć kłopot, ale nie chciałem go mieć, więc starałem się nie zauważać: nie patrzenia w oczy, nastawienia na konsumpcje substancji psychoaktywnych, pewną niestałość emocjonalną – dziwne reakcje na zachowanie dziecka, specyficzne relacje z innymi, wybuchy złości na przemian z rozdzierającą serce delikatnością i wyciszeniem, ci kurwa wszyscy kuratorzy i konflikty sąsiedzkie.

Zabrał mnie wyjątkowy seks oraz sama możliwość i fakt częstego umawiania się. To mi organizowało dni. W ogóle zaczęło być dość towarzysko, a to była dla mnie kolejna atrakcja. Nowi znajomi. Młodsi. Tak około dziesięciu, piętnastu lat młodsi. I ona była młodsza, dużo młodsza, oczywiście, z jednej strony kręciła mnie jak cholera ta czternastoletnia różnica wieku, z drugiej strony się jej trochę lękałem. Jednak dogadywaliśmy się. Już pierwszej nocy, którą całą spędziłem u niej, siedzieliśmy przy stole od popołudnia do świtu, już wtedy zauważyłem, że nie wiele rozumiem z tego co mówi – nie przeszkadzało mi to. Ton głosu, pewna subtelność, delikatność wypowiadanych, choć niezrozumiałych słów urzekła mnie.

Na początku to było nic innego jak schadzki. Ona wpadała do mnie po południu, wieczorem, czasem późno w nocy i było na prawdę dobrze. Ona deklarowała wyjątkowość doznań, ja się starałem, by sprostać i wedle jej słów udawało mi się z powodzeniem. Potem ja zacząłem odwiedzać ją, z czasem zostawać na noc. Było różnie. Jednak dziecko w domu nie pozwala na całkowitą spontaniczność w sferze żądz i podniet. Pracowałem, więc wracałem tylko na noc, dziecko zasypało z nami, nie było jak się kochać, realizować potrzeb – tak jej deklarowanej wielkiej potrzeby uciech seksualnych, jak i mojej potrzeby bliskości (to słowo zawiera także w sobie element erotyczny).

Twierdziła, że picie nie jest moim największym problemem. Uwierzyłem, że wie co mówi. To doświadczona i znająca życie dziewczyna. Więc popijałem. Kilka Radlerów trzy i pół procenta dziennie, wieczorem, po pracy, to była norma. Ostrzej bywało w łikendy. Oraz na imprezach, które zaczęły być codziennością. W końcu były wakacje, byliśmy (ja poczułem się) młodzi, beztroscy, szaleni, wyzwoleni, chętni silnych doznań. Oboje deklarowaliśmy stałość uczuć i oczekiwanie stabilnego związku. Ona twierdziła, że odpowiada jej mój wiek, status, wygląd, sposób bycia. Ja się po prostu zakochałem. Nie ma bata, jest blisko dziewczyna, rodzi się uczucie.

Znów myślałem, że przysłowiowo złapałem Pana Boga za nogi. Praca, atrakcyjna, młoda dziewczyna, nowi znajomi, otwarta właśnie fundacja, której jestem vice, właśnie wydana druga książka, jej odwiedziny i posiadówki u mnie na balkonie na Żeromce, łóżko, moje u niej pomieszkiwanie, nowe doznania, nowe możliwości, bajka – wydawało się. Trzy wspólne wycieczki krajowe, które jeszcze urozmaicały i tak pozbawione rutyny dni, zbliżały, a ja chciałem być coraz bliżej.

Jej sposób mówienia, słownictwo, ciekawe spostrzeżenia i powiedzenia. To co mówiła o mnie. Znów uwierzyłem w swoja wyjątkowość, atrakcyjność, szczęście, które nigdy mnie nie opuszcza.

To wszystko już było….

0Shares