Wkurw ranny i ten popołudniowy
Wyszedłem dziś do sklepu w samym podkoszulku. Cały dzień siedziałem w domu, rano pierwszy odcinek z serii szkoleń online, prowadzący – jak prawie wszyscy ostatnio – źle się czuł i od razu wyjaśnił, że dziś, pierwszego dnia nic nie będziemy robić, wysłane zostaną do kursantów pliki i tyle; potem śniadanie, krótka drzemka już po 11 rano, bo w nocy spamem mało, potem jakieś gotowanie i na koniec, o tej drugiej po południu okazało się, że nie mam bułki tartej do fasolki szparagowej, co to ma być właśnie konsumowana.
Wyszedłem w samym podkoszulku, tym, w którym chodzę od rana, bez żadnych wątpliwości i całkiem bezrefleksyjnie. Choć rano, kiedy na balkonie piłem pierwszą kawę i paliłem pierwszego papierosa, siedziałem jeszcze w bluzie i rozkoszowałem się rześkoscia aury. Te przedpołudniowe godziny spędzone na kwadracie napełniły mnie przekonaniem, że wychodząc nie muszę na siebie nic zarzucać. Nie sprawdzałem temperatury, jaka na zewnątrz, nie przeglądałem Internetu w kontekście dzisiejszej pogody.
Wiedziałem. Czułem. Wziąłem parę złotych i wyszedłem. Kupiłem bułkę tartą za trzy dziewięćdziesiąt. I tu pierwszy raz dziś mocno się pomyliłem. Myślałem, że będzie kosztować złotówkę, może z hakiem.
Nie pomyliłem się rano. Choć powinienem. Szkolenie rozpisane jest od ósmej do czternastej. I ja byłem świecie przekonany, że tak jakoś pociągniemy. Jednak ludzie, z którymi rozmawiałem od kilku dni i wspominałem o szkoleniach, w większości byli przekonania, że te moje zajęcia będą mocno skrócone. Ja temu nie dowierzałem. I byłbym się pomylił zdziwił już rano, gdyby nie uwagi tamtych osób.
Jeśli chodzi o mylenie się, te lata towarzyskiego tańca ekstremalnego spowodowały niewątpliwe zmiany w mojej bańce. Poza tym, że trochę gorzej widzę, trochę gorzej słyszę, trochę mniej, jeszcze mniej słyszę, a słucham podobno wcale, to zauważyłem, że trochę inaczej też postrzegam. Żeby tam inaczej… Ja postrzegam jeśli nie opatrznie, to przynajmniej z pewnym wahnięciem.
Cztery razy w tym roku zmieniałem miejsce zamieszkania. Szkoda gadać dlaczego.Z jakiego powodu. Po prostu była taka konieczność. Mamy marzec a ja i moje torby z łachami, czyli ja z całym moim dobytkiem mam się różnie, bo nie mogę powiedzieć 'dobrze’ w innym, czwartym już w tym roku mieszkaniu.
Bywam też często u znajomych, których nie mam obecnie zbyt wielu, ale że jestem jakoś ostatnio wyjątkowo przemieszczający się, wiele miejsc odwiedzam. Wielu ludzi spotykam.
I przydarzają mi się w postrzeganiu pewne osobliwości.
Otóż gdziekolwiek nie jestem i z kimkolwiek się nie spotykam i to trwa, w pewnym momencie za każdym niemalże razem, mając świadomość gdzie i z kim jestem, nawiedza mnie wrażenie, że jednak nie jestem tu gdzie przyszedłem. Albo że osoba, z którą gadam, i wiem przecież doskonale, kto to jest, jak wygląda, jaki jest oraz jaką rolę w moim życiu gra, ta osoba nagle widzi mi się jako ktoś inny. Ktoś mniej lub bardziej inny. Ktoś całkiem inny. Nowy. Obcy.
Rodzi to różne komplikacje. Poproszony o dobry uczynek, na przykład wyjście do lokalnego sklepu po małe zakupy, kiedy w gościach, owszem, chętnie idę, ale ta nawiedzająca mnie wątpliwość, gdzie właściwie jestem i czy na pewno, ta wątpliwość myli mi kroki, plącze ścieżki, gmatwa kierunki. Przez chwilę nie mam pewności, gdzie iść.
Z ludźmi jeszcze gorzej. Przebywam w czyimś towarzystwie i rozmowa dobrze się klei i jest obopólna satysfakcja z interakcji, w pewnym momencie ja widzę kogoś nowego, innego, może i znajomego, ale nie do końca tego, z którym zacząłem gadać. I wtedy może dojść do tragedii, w najlepszym razie komedii. Mojego kolege bowiem mogę bowiem w jednej chwili postrzec jako swojego szefa, albo przeciwnie, podwładnego. Koleżankę mogę wziąć za swoją byłą, albo co gorsza aktualna dziewczynę. Sprzedawca w sklepie wyda mi się Napoleonem, więc zaraz zaproponuje mu wywiad, a sąsiadka spotkana na klatce kurwą, której zaraz zaoferuje zapłatę za usługę, na którą mam ochotę.
Także, wiem już, nie mogę być niczego do końca pewny. Także, muszę ciągle pamiętać, powinienem być cholernie czujny. Kilka razy co jakiś czas upewniać się, gdzie jestem. Podczas spotkania co raz upewniać się, z kim rozmawiam i czy na pewno.
Wyszedłem w podkoszulku do sklepu tylko po bułkę tartą i wkurwiłem się, że taka droga. Sprzedawca, choć zazwyczaj sympatyczny, niemiły był jakiś, czym mnie wkurwił. Do tej czternastej wkurwialy mnie tylko kwestie fundamentalne i to tylko w perspektywie: moja pozycja w społeczeństwie mnie wkurwiala i dlaczego tak jest, Zdrowie moje mnie wkurwiala bo niby nic mi nie jest, a jak widać, jest; ilość pieniędzy, które mam mnie mocno wkurwiala a jeszcze bardziej wkurwiala mnie ilość pieniędzy, których nie mam. To gdzie mieszkam mnie wkurwia i to gdzie bywam mnie wkurwia.
Od czternastej widać będą wkurwiac mnie też pierdoły.
Więc, co o tym myślisz?