Choć, pokażę ci moją kolekcję motyli…

Choć, pokaże ci moją kolekcję motyli…

LAZA. Detox. Krychnowice. Czy ja wiedziałem coś o tym miejscu w wieku szczenięcym pacholęcym? Raczej nie. Odległe Tworki grały w świadomości wyraźniej. Tworki jako desygnat czego nieokreślonego. Jako młodzieniec nie miałem pojęcia o istnieniu szpitali w ogóle, szpitali psychiatrycznych nawet o istnienie nie podejrzewałem. Skąd więc pomysł, żeby prosto z Warszawy, do której dotarłem prosto w irlandzkiego Cork, udać się na jedną noc do Cioci Basi a potem od razu rano do Huston? Kto mi tą idee podpowiedział zapodał? Matka? Mogła, owszem, tak, pewnie po konsultacji z Ciocia, ciocia rozmawiała z Walkiewiczami, maszyna została wprawiona w ruch.

Po ulicach Cork chodziłem bez filmu z nożem o dwudziestocentymetrowym ostrzu i chciałem tylko przyłapać na schadzce Doro z Emiliano (mój prywatny Włoch z Mediolanu) i zabić ich. Sensu w tej zakrojonej na szeroką skalę acz nie do końca przemyślanej akcji nie widział wcale Gelo, więc zaproponował mi, bym rzucił to wszystko w pizdu i poleciał z nim i Anią do Polski, oni na jakiś czas, ja nie wiadomo, raczej na dłużej, nadziei na poprawę nie dawałem.

Kolega kupił mi bilet, wsiadłem dalej pijaniutki na pokład samolotu, zabrałem ze sobą ostatni utarg z pociągu, w którym pracowałem jako barman i trolley operator, już na wysokości poprosiłem stewardese o wezwanie karetki, bo zrobiło mi się słabo, poinformowany, że na 10 tysiący metrów karetki nie dojeżdżają, jakoś doleciałem, przespałem się na Okęciu na parapecie i pojechałem do Justyny – w smudzie pamięci miałem jej adres na Czerniakowskiej, telefon mi nie działał. Przyjęła mnie. Piłem dalej i zwracałem się do niej per Dorotko, więc mnie pognała. Wezwała Łukasza, który zawiózł mnie do Rafała, który z młodym Tuzimkiem remontował wtedy cztery chałupy w stolicy na raz.

Spałem i piłem więc codziennie na innej dzielnicy, w innym remontowanym mieszkaniu. Na koncie, wiedziałem, mam najświeższą pensje miesięczną, w kieszeni jeszcze te parędziesiąt euro z utargu i tipów od pasażerów pociągu relacji Cork – Dublin. Pieniędzy nie brakowało, zaczynało brakować sił na picie, już tylko leżałem i cierpiałem, ledwo rejestrując objawy świata zewnętrznego, cały pochłonięty własnym rozdarciem, własną niemożnością działania czy nawet podjęcia decyzji.

Pomysłu na mnie nie było. Po tygodniu i ostatniej rozpaczliwej rozmowie z matką stanęło na tym, że przyjedzie po mnie pracujący w Warszawie i dojeżdżający co dzień do Radomia Karol, zabierze do Ciotki, tam się prześpię, rano jakiś szpital, instytucja, o której wtedy nie miałem pojęcia. Szpitalnej atmosfery zaznałem raz w życiu, jak spadłem z okna z drugiego piętra starej kamienicy na Żeromskiego w Radomiu i trafiłem głową w kanał, leżałem nieprzytomny trzy tygodnie na OJOMIE na Tochtermana, potem dwa tygodnie na Ortopedii na Malczewskiego, tam, gdzie teraz jest hotel Aviatar, w którym w pokojach nie działa klimatyzacja, co spędzało sen z powiek mojej matce do tego stopnia, że przeniosła się z Jarkiem do innego, nie licząc się z dodatkowymi kosztami.

Ciocia miała do mnie relanium. Kochana… Noc przetrwałem rano coś zjadłem. Nie trzeba nadmieniać, że wcześniej ścisła dieta, tylko płyny. Zaraz weszli do mieszkania przy Osiedlowej dwóch: skóry, łańcuchy, sygnety, nie ma żartów, widzę, poważna sprawa. Zaraz do wypasionej guru typu dżip. Jedziemy. Nie wiem gdzie jadę. Co Mnie czeka? Moje pierwsze przyjęcie. Nie, że uroczystość. Choć święto. Przyjęcie do szpitala. Jeden z eskortujących jeszcze zażartował, czy nie chce walnąć wódeczki. Nie było mi do śmiechu.

Wydzielony. Siedzę. Wariaci. Patrzę na nich. Leżę. Nie wiem nic, wiem, że zamknięty. Cały dzień przeleżałem pod kroplówkami i wieczorem zobaczyłem pierwszy raz w życiu prawdziwego deliryka. Leżał w pasach i majaczył. Mówił, prosił nieistniejące, wyimaginowane osoby o to, żeby mu polać, żeby mi nie zabierać. Myślałem, że umrę ze śmiechu. Był komplet pacjentów, więc leżałem na materacu przy drzwiach wejściowych na Wydzielony.

Deliryk leżał na łóżku gdzieś po środku. Na drugim końcu kolo, którego przez pierwsze trzy dni nie zauważałem dobrze. Potem, już na Otwartym trafiliśmy do jednej sali, powiedział mi, że cała noc nie mógł spać, ze śmiechu, śmiał się, bo widział i słyszał, jak ja po drugiej stronie korytarza, leże i się zwijam ze śmiechu. Więc dalej się śmialiśmy. A on nie chciał się śmiać, bo miał udawać depresję. Potrącił kogoś samochodem raczej ze skutkiem śmiertelnym i teraz obrał taktykę, że zagra depresję kliniczną, nie będzie odpowiadał za wypadek, który spowodował. Więc śmialiśmy się cały turnus po kryjomu, oficjalnie on był smutny, ja już wiedziałem, że będę grał wariata.

Ciocia odwiedzała mnie często. Podobała mi się inicjatywa codziennego obchodu, lekarze, pielęgniarki, salowe, wszyscy obchodzili każdą salę i dopytywali pacjentów z obecnego samopoczucia i czy czasem coś nie dolega. Ja bawiłem się w codzienne wymyślanie nowych schorzeń tak somatycznych jak i psychicznych. Chciałem więcej leków. Chciałem się całkiem znieczulić. Całkiem zapomniec. Lubię leki. Leki są dla ludzi.
Zażyczyłem sobie a kochana ciotuchna spełniła moje prośby i przywiozła mi białe ciuchy. Białe bawełniane spodnie, biały podkoszulek, białe trampki.
Tak ubrany zacząłem podłączać się pod warkocz obchodzących, udawałem jeszcze jeden paciorek obchodzącego różańca medycznego personelu.

Na własne życzenie spędziłem wtedy w Huston dwa miesiące. Pierwszy pobyt i od razu rekord. Później byłem tu wielokrotnie, teraz jestem z 22 raz. Już nigdy nie leżałem tak długo.
Wyszedłem ze szpitala, wróciłem do cioci i zaraz znów poleciałem do pracy do Irlandii. Roboty już nie znalazłem. Piłem. Spotykałem się z Doro, która była już moja byłą, ale przychylną byłą. Po dwóch tygodniach wróciłem z nią do Polski, teraz Doro sama zawiozła mnie do Justyny. Ta znów ze mną nie wytrzymała. Kolejny raz uruchomiliśmy Karola, który przywiózł mnie do Radomia. Już do ojca, którym mieszkał teraz Edek. I zaczął się całkiem nowy etap. I to już całkiem inna historia.

Cdn
Dziewoy

0Shares