Telefony i życie

Telefony o inne konsekwencje

W dniu, kiedy postanowiłem pomyśleć o zmianie telefonu, bo stary coś nie domagał, w kilkuletnim smartfonie zepsuł się całkiem wyświetlacz. Nie działał. Nie było wyjścia. Pojechałem z koleżanką do centrum i kupiliśmy nowy aparat. Po chwili przełożyłem kartę sim z zepsutego, starego telefonu do nowego. Podczas konfigurowania kont i przenoszenie kontaktów telefon zadzwonił, jednak nie ten nowy z włożona karta sim. Zadzwonił stary telefon bez karty. I pogadałem z kolegą. Potem długo patrzyliśmy sobie w milczeniu w oczy z koleżanką. Niedziałający telefon z wyjęta karta sim i tak i tak zadzwonił, bo to była w miarę ważna rozmowa.

Jak chyba wszystkim wiadomo, nasz Radomiak awansował do Extraklasy, najwyższego szczebla tabeli klasyfikacji drużyn piłkarskich w Polsce. Jednak jakiś sceptycyzm pozostał. Nie interesował mnie futbol regionalny, czy nawet ogólnopolski. Tylko mecze międzynarodowe, Liga Mistrzów i tak dalej. Dlatego podczas transmisji spotkania z inną dróżyną, którą można było oglądać w Sabacie, siedziałem na zewnątrz a przebieg meczu starałem się wykoncypować z reakcji innych sabatowiczow, którzy w telewizor patrzyli. Wrzawa nie ustawała a entuzjastyczne kilkuminutowe krzyki odbierałem jako kolejne zdobywane przez naszą drużynę gole. Okazało się, że było tak głośno bo nie tylko w meczu padło pięć bramek, ale dodatkowo sędzia ukarał zawodników trzema żółtymi i dwoma czerwonymi kartkami. Były powody do okazywania emocji, jednak nie mogłem zajrzyć, co się dzieje. Dowiedziałem się, jak dokończyli.

Zdarza się, że do baru w dnie, kiedy są dobre mecze, czy to lokalne, czy międzynarodowe, wpadają najzagorzalsi kibice by najpierw świętować samo wydarzenie, pić piwo i palić szlugi, potem oglądać śledzić spotkanie, bo barman sam jest kibicem i zawsze można liczyć na transmisje z interesującego meczu.

Żeby występować w barze i podczas transmisji meczów Radomiaka, jednego wieczora nie wytrzymuje i lecę do Słonecznej, kupuję gadżety: długopis oraz smycz na pęk kluczy. Wtedy już jestem kibicem, mimo że na stadionie przy Struga byłem jedynie kilka razy, z czego większość by kupić tanie szlugi, które sprzedawano w budach obok trybun. Trochę kopałem w młodzikach obu radomskich drużyn, wychowałem się na Skwerku, Broń mi była bliższa, ale teraz, kiedy o Radomiaku i jego sukcesach mówi publiczne radio i telewizja, nie ma wyjścia. Jestem za i w dodatku mam gadżety, poznałem też kilku prawdziwych fanów zespołu.

Ostatnio częściej siedziałem w Sabacie. Poznałem więcej ciekawych osób niż tylko kibice, jeden z barowiczów, widząc jak jednego dnia siedziałem zrobiony i sam, podszedł i wręczył mi zero siedem gorzały. Ot tak. Pytany skąd ten gest wymigał się milczeniem o tylko jednym życzeniem, żeby poszło na zdrowie.

Spotykam też tam czasem w okolicach coraz większe już dziecko, które zdarzyło mi się wychowywać, na tyle na ile mogłem i umiałem. Małolata miała niedawno, że ważne skąd się dowiedziałem, pewien młodzieńczy kłopot. Spotykana zaprzeczała i nawet jej imponująca aparycja przeczyła temu, żeby coś było nie tak. Poczułem się jednak, postanowiłem coś zrobi, zastanawiałem się długo, nawet znalazłem jakie rozwiązania. Potrzebowal m dwóch, trzech ogarniętych osób, twardych, robiących wrażenie i doświadczonych. Kiedy podjąłem decyzję wszyscy trzej na różne sposoby nie wiadomo na jaki czas zniknęli z mojego życia. Plan wziął w łeb, może to i dobrze. Moje pomysły często okazują się nietrafione.

Do piątego Bunkra, który ukaże się na dniach, zrobiłem wywiad o metalu, o wczesnym metalu lat 80 tych w Radomiu. Kto grał z kim, kiedy, co i co się działo. Już dawno po oddaniu tekstu do redakcji spotkałem w końcu kolegę, prawdziwego Metala, którego znam od lat, jednak z jakichś powodów zapomniałem wpisać na listę ‘przesłuchiwanych’ w temacie. Jednego dnia siedzieliśmy przy stoliku w barze i w ciągu trzech godzin opowiedział mi tyle, że sam załatwi mi kilka stron w kolejnym Bunkrze. Do piątej edycji kolegą K nie powiedział ani słowa, a powinien być może jako pierwszy. Zdarza się. Na wszystko przyjdzie czas.

Wczoraj zadzwonił do mnie kolega z zapytaniem: mam jakiś niepotrzebny dobry aparat fotograficzny, albo doradcze, gdzie i co kupić. Nie posiadam, coś t doradziłem. Ale dlaczego stało się to tuż po czasowej pauzie, kiedy to nie tylko nie miałem lustrzanki, ale nawet smartphona, którym mógłbym cyknąć? Miałem zastępczy prosty telefon bez aparatu, a co rusz widziałem godne utrwalenia kadry? Miałem wtedy na chacie trzy zepsute dobrej klasy telefony, jeden zaraz odebrałem, umówmy się na zasadzie, z naprawy, ale okazał się jakiś całkiem nowy, nie znałem pinów dostępu ani haseł. Potem zrobiło sieć zepsutych, i dwa dobre, od przybytku głowa nie boli, nie widzę jednak już tak często obraz do fotografowania.

W ramach wdzięczności za dobro, a też niejakiego stażu pracowałem ostatnio w hotelu w Szydłowcu. Dzierżawiąca przybytek kobieta doceniła moją pracę. Mam doświadczenie, twierdziła, że nikt tak dobrze i szybko nie myje okien czy odkurza pokaźnych rozmiarów wykładzin. Okna kiedyś myłem jako pracował spółdzielni studenckiej Skarbek.

Jebneliśmy cały radomski ZUS i Pałac Ślubów, wystarczyły gazety i jakiś płyn do mycia naczyń. Teraz mianem do dyspozycji zestaw drogich, dobrych, zagranicznych chemii, oraz odkurzacz raczej przemysłowy o nazwie WD, jakby moje inicjały, jak więc robota mogłaby nie iść…? Zdążyło mi się już załatwić coś do nosa tu u siebie na Mechico, raz, wiedząc że jadę do pracy a będąc lekko wlany, odwiedziłem gościa o trzeciej w nocy, by ratował. Nic by z tego nie było, gdyby o tej samej porze pod tymi samymi drzwiami nie pojawił się jeszcze jeden klient. Dwóch to już nie jeden. Ma się ten fart.

W taksówce powiedziałem ostatnio do koleżanki, że dawno nie słyszałem nic od kolegi R. W tej samej chwili zadzwoniła jej komórka, telefonował R żeby powiedzieć, co u niego. Normalne?

W Sabacie wyznałem ostatnio w cztery oczy znajomemu, że muszę iść do szpitala bo przesadzam, minęły dwie sekundy i od razu zadzwonił do mnie na telefon Pan Piotr terapeuta. Doradził.

Cdn

0Shares