Dynamiczny epizod pogodowy
Wróciłem na chatę drugiego stycznia, bo pierwszy nam zleciał na świętowaniu po Sylwestrze, odpaliłem po przespaniu się jakichś paru godzin telewizor, on gra do dziś bez przerwy. Obejrzałem wszystko, albo i więcej, ale patrzę dalej. Spać się nie chce. Nigdzie nie wychodzę, od radia mam odpoczynek bo ostatnio słuchałem na niekorzyść oglądania. Wyjdę po gazetę może w piątek do centrum, ale chyba mam limo – nie mam dobrego lusterka i sprawdzić nie mogę. Z podbitym okiem spaceruje się inaczej niż ze zdrowym, a ja nie wiem na pewno, czy tak, czy tak, a jak już tak, to jak….
Dużo sportu, ale na przykład dziś pogrzeb papieża. Trochę też przyrody, publicystyki, fabuły, dokumentu – jak tam się uważa. To znaczy leci w tle, ten pochówek – nie odważyłbym się oglądać całej porannej transmisji, słucham jednak tego radia, które ma dziś urodziny (drugie, dopiero i już drugie), coś tam zjem, wypije tą kawę i herbatę a też rozpaczam z powodu tego, że tekst ten nie [pójdzie na bloga zaraz po tym, jak będzie gotowy, tylko w przyszłości nieokreślonej, znów mam zablokowane konto, znaczy możliwość logowania i publikowani, nie ode mnie zależy, czy i kiedy toto się odblokuje….
Jest szansa. Że znów się cudem przeżyje, że się odblokuje „pisanie”, że się zacznie jeść i spać. Tylko kurwa żal, szkoda, no tragedia dowiadywać się co jakiś czas, że są tacy, którym się nie udaje, którzy może i nie zasłużyli, a ich zabiera – jakżesz w pizdę cierpią te ich rodziny, bliscy, znajomi, przyjaciele, czasem fani, czasem kibice, czasem wierni…. A takie rzeczy „wypływają” co jakiś czas, co tydzień, co kilka dni. Nie do pomyślenia, nie do uwierzenia, nie do zaakceptowania.
W Wigilie zażyczyliśmy sobie nie ważne gdzie i z kim – końskie chuje z wrzącej zupy, gospodarz nie posiadał, ale wybór potrawy dał mu do myślenia, było dość szybkie dowidzenia i tyle nas widzieli w tej części miasta. Ale zaraz się przenieśliśmy do tamtej części miasta i Wigilia trwała. Aż do Pierwszego Dnia Świąt, kiedy to umyśliliśmy sobie, że to jest dobry dzień na cmentarze, że dobrze w końcu odwiedzić tych starych piekarników, co się pochowali w tych urnach i za płytami, a że kilku ich w tym roku przybyło, pomysł wydawał się jeszcze lepszy. Rozstaliśmy się jeżdżąc samochodem kolegi, który przyjechał, bo tamten kolega nie powinien już jeździć. Jakaś transakcja finansowa, jakieś pożegnanie mało sentymentalne, i pomysł, że jeszcze tam i tam. A potem był 26 grudnia, i było się tu i tam, a potem 27 oraz 28, które były chyba okresem pewnego wyczekiwania, pewnej niepewności, pewnej trzeźwości – się raczej w domu było, a że już sklepy pootwierane, to się nie nudziło do końca, chociaż lęki się rodziły.
A potem ten 29. Gorączka, iść, czy nie iść. Pokusa, żeby nie iść na wystawę własnych prac, którą jak się wie – inni przygotowują w pocie czoła i może wernisaż ma być mimo wszystko, cvzy będę, czy nie będę – im może nie w smak, że ja olewam (chociaż przecież chory, choroba wszystko usprawiedliwia…). Ale oto spojrzenie na konto, mała niespodzianka i od razu decyzja – ruszyć dupe, najpierw tu, potem tam a na końcu tam, gdzie też trzeba być, bo wieszać, bo to już ten dzień. I znów pieniądze zdecydowały o tym, że powiesiłem się na ścianach Kamienicy Spotkań, spotkałem znajomych, przyjaciół i rodzinę, poczułem się tak dobrze, jak i dziwnie. Jednak pieniądze, nie moja, nie czyja inna decyzja. Nie chęć, nie potrzeba. Parę złotych na koncie mnie podniosło, zaprowadziło mnie tam, gdzie podniosło mnie bardziej, potem tam, gdzie mnie trochę uspokoiło, a na koniec w kulturę i koleżeństwo, największe żywioły.
Materializm, materialista zapierdziały. Bo i te cztery piwa w torbie na Błotniej mnie zdradziły, że przygotowany, żeby niezostać z niczym – no na Błotniej niebo, jak zwykle, ale malo filmu, mało filmu, dużo znajomych, muzyka, towarzystwo prima sort, troche alkoholu, mało filmu.
A potem już się chyliło ku, już się czuło, że przed, już wiadomo było, że koniec, to się ten koniec uczciło jak należy. Się choruje wprawdzie do tej pory, ale przecież nie o tym, nie o tym..
Więc, co o tym myślisz?