Hardcore w oryginale

Hardcore w oryginale

Po spotkaniu zrobiłem to, co postanowiłem zrobić. Jako że już wcześniej dziś, już nawet wczoraj jakoś ciągnęło mnie, żeby przelecieć przez centrale i zajrzeć do biura, przypomniałem sobie o taktyce, która mówi, żeby robić coś wręcz przeciwnego do tego, co się chce, więc zamiast iść się szwendać i szukać wrażeń, wróciłem na chatę.

No lubię jeździć tymi autobusami, myślę, że gdybym był kierowcą i przez lata prowadził, prędzej czy później przesiadłbym się do komunikacji miejskiej. Natury nie oszukasz. Jak się czuje normalnie, lubię sobie usiąść i potrzeć to w okno, to na ludzi w środku. Coś tam czasem pomyśleć, coś tam czasem zanotować, czasem coś zaobserwować tez. Ciepło i przytulnie. Zazwyczaj niedługo. Nie cierpię, czekając na autobus. Palę. Znam rozkład. Wiem, o której wyjść. Jeśli nie przyjeżdża, awaria albo inna katastrofa naturalna, bluźnię. Wsiadam w co innego, idę na inny przystanek, albo kurwa w ogóle się rozmyślam i zmieniam plan. Ostatnio dużo jeżdżę, wszystkimi dostępnymi liniami. Nie wszyscy w telefonach. Są tacy, co w okno, są tacy, co obrażeniu albo wkurwieni, czasem są i smutni. Co i weseli, głupi. Albo naćpani, albo wariaci naturalni.

Czytają rzadko. Odprowadziłem na przystanek pod berzą kolunia Michała, bo ten już uciekł do roboty. Poszedłem kupić bletki w używkach i tyle go widziałem. Uciekł na swój autobus, udawał, ze gada przez telefon, chyba nie chciał już ze mną gadać, mi też się nie chciało, ósemkę miałem za minutę. Fart. Wsiadłem i znalazłem miejsce za kierowcą bezpośrednio. Widok w bok w oko, z przodu naklejki informacyjne, które czytałem w życiu tysiące razy, i czytam dalej, ale wybiórczo. Czasem w lewo, tam ktoś na przeciwległym siedzeniu. Statystycznie bardzo rzadko mam kogoś obok na tej samej kanapie. Sam się nie dosiadam w tej części busa. Te siedzenia, mimo tego, że dwuosobowe, są jakoś jednoosobowe. A tu przysiada się jakieś małe czarne. Nerd? Emotional hardcore – EMO? Niedojrzała metalówa? Wszystko jedno. Usiadła, nie siedzę sam. Zerkam kontem oka tak, żeby było wiadomo, że czasem zerkam, ale nie na tyle, żeby przesadzić. Ma się to wyczucie. Ale widzę, że czyta książkę, co czyta: jakąś angielską literaturę chyba fantastyczną, w oryginale czyta. Mam ochotę się odezwać, pochwalić, że czyta, że czyta w oryginale się zachwycić, wyrazić uznanie. Ale powstrzymuję się. W Polsce ludzie zazwyczaj nie zaczepiają obcych krotochwilnie, raczej się czepiają, w ogóle wolą jechać w milczeniu, chyba że pijani. Więc myślę, żeby się właśnie nie odezwać, bo chce mi się odezwać. I zaraz przychodzi myśl, ze w domu leży napoczęte Dengerous Summer Hemingwaya w oryginale. Od roku chyba nie ruszane. Wiec postanawiam, czytać, jak tylko wrócę, znaleźć, a wiem, że leży przy łóżku, z kilkoma innymi. I najpierw zagrzałem piwo, potem zaprałem kurtkę, włączyłem radio, przejrzałem facebooka, maila nie ma, muzyka gra, palę, trochę palę, zaraz będę czytał.

Nie czytam. Najpierw do sklepu.

0Shares