Trzeba mi Wielkiej Wody
Dlaczego wszystkie różne napoje, które spożywam bo chcę i muszę, prędzej czy później powodują mniej lub bardziej dolegliwe odwodnienie?
Bo to nie tylko wyskoki! Ale też pita bez opamiętania w okresach abstynencji kawa czy herbata. Pojawia się na ustach, na językach mądrzejszych i obeznanych odpowiedź, nie mniej nie więcej tylko kwestia wody. Normalnej wody. Do picia. Żeby pić, że woda dla człowieka. Nie dla konia, nie dla świni – dla człowieka. Wodociągi miejskie różnych ośrodków powiatowych, a nawet aglomeracji prześcigają się w poprawianiu jakości wody w naszych kranach oraz w powiadamianiu, jak bardzo zdatna jest ta woda do picia, jak bardzo bogata w minerały i inne mikrocząstki poprawiające funkcjonowanie organizmu. Nawet te niezbędne! Wiec woda w kranie jest dla nas jak lekarstwo. A są jeszcze dziesiątki rodzajów wód w butelkach, dostępne w Biedronkach, Lidlach, Auchonach i innych sklepach, także stacjach paliw, na przykład na Orlenie. Swoją drogą ten Orlen to niezłe kuriozum. Nie jeżdżę samochodem jako kierowca, nie tankuję więc. I myślałem, w całej swej naiwności, że dzięki temu nie przykładam się do wypłacania przez koncern naftowy różnych darowizn i dotacji dla podmiotów, z którymi nie chciałbym mieć nic do czynienia. Nic bardziej mylnego. Orlen zarabia na asfalcie, który na naszych drogach, na gazetach, na różnej chemii niezbędnej rolnikom i hodowcom życia, Orlen sprzedaje paliwo wszystkim innym koncernom, mającym stacje benzynowe w Polsce, zarabia na benzynie, która stymuluje ceny wszelkich artykułów dostępnych w kraju, ma dom medialny, kilka fabryk produkujących mydło i powidła. Rolnicy płacą Obajtkowi za nawozy, kierowcy za paliwo i możliwość poruszania się po drogach, ja kupując w Ruchu, który należy do koncernu, okazuje się, że wszyscy płacą Orlenowi. Ale nie o tym, nie o tym.
Rzadko pijam wodę. Zazwyczaj wtedy, kiedy nad ranem ogarnie mnie mega kac taki, że nie wyjdę z domu, żeby kupić co trzeba, a nie ma na chacie nic w płynie poza kranówką. Kiedy piję przykładnie wodę w terenie w dni gorące wycieczkowe, od razu chce mi się sikać, woda mnie muli, sprawia, że robię się zaraz bardzo głodny, woda nie mając smaku napawa mnie obrzydzeniem, jako zdrowa peszy i odstrasza, lubię niezdrowo, tak w płynie jak i stałe. Kiedy zwyczajnie umieram i czuje, że nie wchodzi do trzewi nic, pije wodę z kranu, czasem z solą, czasem z cukrem, bo wydaje mi się, że będąc odwodnionym powinienem coś z tym zrobić. I choć z obrzydzeniem, pije, bo domniemam, że pomoże, że dzięki temu przeżyję, że szybciej dojdę do siebie, że organizm uratuję.
Są dni po maratonie tańca, kiedy jednak nie wchodzi nic, nic literalnie, ani gęste, ani w płynie, ani alkohol (o zgrozo!) ani woda. Piję wodę, piję piwo, i natychmiast następuje mało malowniczy, bo czysty rzyg. Ale piję i tak, bo mam nadzieję, że odwodnieniu przeciwdziałam nawet haftując. Że część tego łyka czy dwóch, które przyjąłem, jakoś ostanie się w organizmie, zanim nastąpi fontanna wymiotna.
W chorobie alkoholowej, żeby z nią żyć, potrzebne są przerwy w spożywaniu, co wie każdy doświadczony, nie każdy stosuje. Osobiście w alkoholizowaniu się lubię bardzo przerwy od spożywania, dni i tygodnie trzeźwe i spokojne, radosne i zdrowe, wtedy piję dużo kawy i herbaty, które jednak powodują odwodnienie. Nie pijam podczas tych okresów beztroskich ani wody, ani soków, ani oranżad, ani Coli, Fanty czy innych napojów mniej lub bardziej słodzonych, wywarów warzywnych czy owocowych. Nie smakują mi one a nie mam też wyćwiczonej rutyny zakupu takich delicji, nie umiem, nie potrafię, nie mam w zwyczaju, nie kupuje.
Piję kawę, herbatę, piwo, wino, wódkę, przed lekarzem i księdzem przyznam się jeszcze do benzyny, krwi i smoły, wszystko to kurwa odwadnia. Cóż za niewdzięczny Paradoks…
Więc, co o tym myślisz?