Fuga, szluga i truskawki
Mam to szczęście, jako często chory oraz jako lekoman, że nieopodal jest apteka czynna w niedziele. Nie muszę przedzierać się do miasta na Plac Konstytucji, gdzie w nocy i dni świąteczne jest drogo a kolejki jak po mięso w PRLu. Pojechałem i wykupiłem na łeb i na sen, że jednak autobusy kursują jakby chciały, a nie mogły, wracałem piechotą. Kawałek Okulickiego, Główną, przeciąłem Kielecką i zaraz Wolanowską doszedłem do siebie. Idąc uświadomiłem sobie, że pamiętam, jak receptę na wyrwanej z małego bloczka kartce wypisywał ręcznie lekarz. Zdarzało się, że magister w aptece nie potrafił odczytać nazwy leku. Potem nadeszła era recept, które na komputerze wypisywał medyk a drukarka wypluwała tekst już nie do pomylenia. Nie tak całkiem dawno weszły kody. Czterocyfrowe kody, które po podyktowaniu pani pan za aptecznym kontuarem uświadamiały, co dalego, trzeba tylko jeszcze było podać pesel i gotowe. Dziś stanąłem przed tabletem, w którym sam wpisałem tak kod jak i pesel, aptekarka tylko wyjęła z szuflady leki i skasowała. Fakturę dostałem nie musząc podawać danych, wszystko zostało zautomatyzowane, zapamiętane. Postęp jest!
No jakoś zauważa się te rzeczy a nawet przemyśliwuje, czyli i obserwacja a do tego jeszcze refleksja. Niby to powinno być normalne, kiedy umysł trzeźwy, ale łatwo nie jest, łatwo nie jest. Pokusa jest wielka. W całkowitej bliskości, na wyciągnięcie ręki jest i alkohol, są i substancje żużlowo fugowe. I to kusi. W dodatki jak są pieniądze… I to nie ma znaczenia, czy ciężko zarobione zdobyte pieniądze, czy tak zwana łatwa kasa – jak się mija sklep czy chałupę, gdzie mają towar, oj kusi kusi.
Nie jest to może jakiś straszny dramat. Nie jest to krwawa walka. Jest dylemat, ale z gruntu człowiek jest za tym, że idzie po truskawki, paluszki, lody i jakiś owoc. Jednak po drodze? Ileż to myśli, żeby skręcić w klatkę i kupić pół fugi… Bo są tu i na połówki. Ale wiadomo, potem trzeba by jakieś piwo do tego walnąć, a że nigdy na jednym się jeszcze nie skończyło, to wiadomo, że byłoby kilka następnych. I być może kolejne pół fugi. Zwycięża ten zdrowy rozsądek, ale samo to, że te wątpliwości targają, to daje domyślenia. Się zna swoje uzależnienia. Jednak człowiek w całej swej naiwności myśli czasem, że wystarczy nie zaczynać pić i ćpać i wszystko będzie w porządku. A tu na trzeźwo całkiem takie ceregiele. Wątpliwości. Pokusy. Walka.
Refleksja: popijało się całe życie, od maleńkości do dorosłości zaawansowanej, ale żużel był rzadko i wcale nie pociągał mocno, raczej przeciwnie, brało się i potem stany, które się przeżywało raczej odstręczały odko lejnych eksperymentów. Młodym się było, bojaźliwym, niedoświadczonym, nieodpornym na wahnięcia nastroju, to i strefa komfortu po alkoholu odstręczała od eksperymentowania z innymi substancjami. Teraz waliłoby się wszystko i cały czas, a wiadomo, przerwy! Przerwy są najważniejsze! A okresy całkowitej trzeźwości-bezcenne.
Jeśli ta codzienna walka uszlachetnia, to chuj, niech już nawet męczy, jak męczy,
Więc, co o tym myślisz?