Nie rurki z kremem

Blog 

Nie rurki z kremem 

Zbyt dosłownie i zbyt praktycznie, życiowo potraktowałem gdzieś po drodze to, co niewypowiedziane. Zbyt literalnie wcielałem w życie to co nie zwerbalizowane. Że źle jest lepiej niż dobrze. Że chaos jest lepszy niż porządek. Że choroba jest lepsza niż zdrowie. Że mniej jest lepiej niż więcej (jeśli chodzi o rzeczy o pozytywnej konotacji, jak pieniądze, przyjaciele, nagrody…). 

Obudziłem się za siedem piąta. Szybko policzyłem: skoro zasnąłem po raz pierwszy wczoraj jakoś koło ósmej wieczorem, spałem z przerwami do tej dziś piątej prawie dziewięć godzin. Dziewięć nam to daje. Starczy? Chyba starczy. Raczej starczy. Tym bardziej… Tym bardziej, że już spać się specjalnie nie chce. Szybko przemyślałem, czy jest sens wstać. Tak. Jest gazeta, można przeczytać artykuł dwa. A czasami nie ma. Jest komputer, można przejrzeć fejsa, Onet, pocztę, napisać kilka słów. Jest książka, można przeczytać dwie strony trzy. Jest radio, gra od jakiejś trzeciej w nocy, Noc Do Innych Niepodobna, gra nie przez całą głuchą czerń, bo już potrafię w nocy jakiś czas wytrzymać w ciszy, co cieszy. Jest kawa, jest herbata, można się napić. Można poczekać do szóstej i nie mieć przekonania, że to chore, żem psychopata i dziwak. Ale nie trzeba czekać i można przeczytać oraz wypić gorące od razu, zaraz po gimnastyce (mam gumy, można rozciągać na klacie a też dwudziestopięciokrotnie nadwyrężając obydwa bicepsy). W końcu nigdzie nie jest napisane, że picie kawy herbaty i piuntej jest nienormalne. To jeszcze mieści się w rachitycznych ramach radosnej porannej człowieczej rutyny.  

Jest jeszcze w co się ubrać i odwaga, żeby czasem się rozebrać. Jest obok stolik, blat w miarę czysty, nie pełen białych zacieków skrzyżowanych ze szklanymi statkami.  Bez petów, folijek, torebek torebeczek rurek.

Są leki, one działają. To się czuje w ciągu dnia, kiedy na przykład w autobusie. Wtedy w cieple i względnej wygodzie, nic nie musząc i będąc wieziony – poczucie spokoju, komfortu, bezpieczeństwa. A leki nie jakieś opresyjne inwazyjne, normalne przeciwdepresyjne trójpierścieniowe na wychwyt serotoniny zwrotny. Nie żadna benzyna czy opiaty.  

Jest telewizor, można go nie włączać. Jakoś do południe nie włączać. Wtedy po 12 Agrobiznes i zaraz potem jakieś zwierzątka sfilmowane przez ludzi z BBC, dane zadane na jedynce, która może odmieni swoje przaśne oblicze.  

Jest w końcu ciepło, choć na przestworzu piździ. Ale można cpyknąć kombajn olejowy i nagrzać te kilkanaście metrów pokoju, leżeć pod kołdra, robić to, co można, dzięki temu, co dane a wymienione powyżej.  

Tylko jeść nie będę od razu, poczekam na jakiś świt, na jakiś głód. A jeść będę, bo nie jadłem. Jeszcze dwa, trzy dni temu, tydzień cały, dwa, od świąt, od przedświąt, od powrotu, się nie jadło, bo jedzenie jest przereklamowane, bo trzeba niby jeść, bo mimo że podobno jeść trzeba, to post jeszcze bardziej podobno jest dla zdrowia błogosławieństwem.  

A czasem komputera nie ma. Czasem książki nie da się czytać. Czasem radio nie cieszy, więc się nie włącza. Czasem leków nie ma, albo jest przekonanie, że nie ma sensu. Czasem jest tylko poczucie straty, choroby, ból i zdezorientowanie, zwierzęcy lęk, że nastąpiło osaczenie i trzeba już nie długo grać tą role ofiary, bo polowanie się kończy, myśliwi odejdą i truchło pozostanie na mrozie na glebie na pastwę losu, bo nikomu niepotrzebne truchło po szkodniku bezwartościowym.  

Całymi dniami i tygodniami dąży się, żeby cieszyć w toksycznej manii, a cierpieć w pomanijnej depresyjnej smutnej normalności bez żadnej możliwości ucieczki, tylko czas albo następna dawka zestawu trucizn.  

Zbyt dosłownie i zbyt praktycznie, życiowo potraktowałem gdzieś po drodze to, co niewypowiedziane. Zbyt literalnie wcielałem w życie to co nie zwerbalizowane. Że źle jest lepiej niż dobrze. Że chaos jest lepszy niż porządek. Że choroba jest lepsza niż zdrowie. Że mniej jest lepiej niż więcej (jeśli chodzi o rzeczy o pozytywnej konotacji, jak pieniądze, przyjaciele, nagrody…). 

Jest jakiś spokój i jakaś chęć, to wszystko, czego tak na prawdę trzeba! 

0Shares