Blog
Przez lata doświadczyłem tak chwilowych wzmożeń finansowych, czyli tymczasowej obfitości waluty w portfelu, jak i skrajnej nędzy, ubóstwa, momentów, kiedy nie było co jeść ani pić, a nadzieja na poprawę sytuacji była żadna. Bywało różnie. Najczęściej żyje się skromnie, na opłaty i wyżerkę mało wykwintną nie brakuje. Łachów nie kupuje, przywożę zza wielkiej wody albo są mi darowane, przysyłane. Biletów nie kasuje. Pociągami jeżdżę rzadko. Pije w normie i tylko wtedy, kiedy mam nadmiar kasy. Nie poluje na AGD czy RTV, bo mam czego potrzebuje a nowości elektroniczne kręcą mnie tyle co zeszłoroczny marcowy opad śniegu. Prezenty staram się podarowywać takie, żeby cena ich czy wartość, no czasem wykonuje je sam, nie przekraczała symbolicznej woli darowania. Tak doświadczony po raz kolejny, z nieskrywaną radością, ale i zdumieniem uświadamiam sobie, że alergicznie reaguje na urodzinowe czy świąteczne życzenia dobrostanu finansowego, bo po prostu ja nie mogę mieć większych pieniędzy. Ba, ja nie mogę mieć średnich pueniedzy. Ha mogę mieć pieniądze jedynie minimalne, żeby pięć razy się zastanowić, na co wydać, a właściwie żeby się nie zastanawiać, tylko id razu wiedzieć, że tu a tu na podstawową jaką potrzebę muszę wyłożyć, będzie źle. A jak mam więcej czy już średnio a nie daj Boże dużo, wariuje od razu. Nie muszę chyba mówić, jednak z perwersyjna przyjemnością powtórzę sobie i oznajmię innym, że jak mam, od razu: telefonu do koleżanek i kolegów, narkotyki, alkohol, taksówki, więcej narkotyków, alkoholu, taksówek…. Jeść jak na lekarstwo. Wrócić do domu bez grosza a najczęściej z długami. Martwić się kacem i zjazdem oraz dodatkowo tym, że nie opłacone nic a terminy gonią. Później okres jakiejś grzeczności i działalności wszelakiej ekonomicznej, żeby zaraz jakieś przelewy przychodziły, i abarot, od nowa, alkohol, towarzystwo, narkotyki, taksówki. Nic zdrowego. Witaminy są zawsze a i leki często, więc jest to chory, ale zdrowy tryb życia. Miałem i mam solidnych nauczycieli, ale i oni by woleliby częściej miał niż nie miał. Bo jak zaczynam tańczyć z tymi paroma trzema z wieloma zerami, to zazeyczaj wybieram w pośpiechu jednego z drugim, albo lepiej jedna z drugą, a dobrze jest też jak jedna z drugi i trzecim i tak razem widujemy od trzech dni do tygodnia. Potem jakiś rozpaczliwy powrót na chatę i kac zjazd umieranie. Ogólnie słabe samopoczucie potęguje wtedy jeszcze świadomość, że nic w tym tańcu ważnego nie zostało popłacone a terminy zaczynają galopować. Wtedy rozpacz i zgrzytanie zębów. Z wrodzonej kultury a nabytej potrzeby utrzymywania poprawnych stosunków międzyludzkich wychodzi, że wykaże wtedy do ludzi a jestem w okresie skromności i grzeczności, a czasem i na etapie żebractwa, czego znajomi nie lubią w ogóle, a i u mnie też. Dlatego daj mi Boże nieistniejący jakieś pieniądze zawsze, ale nie za duże. Dlatego zawsze alergicznie reaguje na życzenia urodzinowe czy świąteczne, mówiące o jakichś finansowych bajkach, że niby mam mieć wszystkiego dużo a kasy też. Otóż nie. Mam mieć trochę, nie za dużo. A że wiem, iż życie jest przewrotne, to to czego ja sam sobie życzę obróci się w gówno. Będę miał mało, dużo albo wcale. Średnio nie. A życzyłem sobie średnio dziś w autobusie, kiedy jechałem i myślałem o swych nadchodzących urodzinach przypadających na 22 stycznia. Za jakiś dopiero czas doznałem mało przyjemnego olśnienia, że mamy już luty i to nie sam początek. Kurwa mać.
Więc, co o tym myślisz?