Nadwiślański Real

 

O jeden most za mało

 

O tym, że pogoda nad morzem może być kapryśna, przypomniano mi w jednym z pierwszych maili. Organizatorzy nie zapomnieli o niczym. A jak wydawali się nie pamiętać, albo uważali coś za mało istotne – a ja wręcz przeciwnie – dopytywałem. Korespondencja z Asią z sekcji literackiej była obfita i namiętna. Ja pytałem o wszystko, co przyszło mi do głowy. Asia grzecznie starała się dać mi do zrozumienia, że to wszystko to pierdoły są. Najważniejsze to przyjechać. Dobrze się bawić. Wziąć głęboki oddech. Odpocząć. Trochę, ale nie za bardzo – popracować. Na warsztatach.

Na FAMIE załapałem się jeszcze na koniec tych sławetnych upałów. Trwały one już od wielu dni w całej Polsce. Nad morzem też. A trzeba zaznaczyć, że tak daleko na zachód nad Bałtykiem jeszcze nigdy nie byłem. Kilka ulic od miejsca, gdzie mnie zakwaterowano, była granica.  Nie istniejąca teraz, ale wyczuwalna. Niemców od groma. Pół niemieckie miasto. Pół miasta na terenie Polski, pół już niemieckie. To i ludzi dużo mówiących tym dziwnym językiem.

Jak deszczu nie widziałem od miesięcy, tak na festiwalu, po kilku dniach spadł. Ale taki ożywczy. Kontrolny. Przynoszący ulgę i wracający zapachy. Także pierwsze kilka dni jeszcze powylegiwałem się na plaży. Tak do południa, jak i po południu. Z przerwą na obiad. I na te warsztaty. Warsztaty z Darkiem Foksem. Nie w kij dmuchał. Pogadaliśmy o literaturze. Pisaliśmy na zadane tematy. Nie brakowało luźnych pogawędek i ciekawych refleksji. (Zapoznałem się wcześniej z CV Darka Foksa. Nie ma co, gość ma co nieco do powiedzenia, przynajmniej powinien)

Tak pi razy oko na FAMĘ zaproszono 300 gości. Większość zamieszkała na Oflagu: specjalnie wynajęte? Przygotowane dla nas przez organizatorów miejsce, zespół budynków, internaty? Domy studenckie? Zakłady poprawcze opiekuńcze? W ciągu roku zapełnione pewnie przez uczących się, teraz czekające i goszczące nas. Podobno były komnaty i ośmioosobowe. Mnie umieszczono w trójeczce. Pokój numer 206 na II piętrze monumentalnego budynku „internatu dla chłopców” na ulicy Piastowskiej 55 w Świnoujściu. W dodatku dotarłem jako pierwszy. Przez chwilę łudziłem się, że będę w pokoju sam. Złudzenia prysnęły dość szybko. Dołączyło dwóch poetów. I dobrze.

Zaproszony na dwa tygodnie wyluzu, zastanawiałem się, jak sobie z tym ciężarem wolnego i leniwego poradzę. Bo o nadmiar zajęć się nie martwiłem. Lękałem się ogromu czasu do zagospodarowania. Obawiałem się moich nałogów i neuroz. Własnych przyzwyczajeń, sposobów bycia, kierunku życia, picia, nie picia się obawiałem.

Fama to nie tylko ludzie piszący. Zdziwiłem się. A to ja byłem tu zjawiskiem dziwnym. Fama to przede wszystkim muzyka, teatr, sztuki plastyczne. Piszący zapraszani są na Famę całkiem od niedawna. Są piszący prozaicy, są piszący poeci, są dziennikarze. A dokoła aktorzy, performerzy, muzycy. Na około muzyka, śpiew, taniec. Koncerty, wystawy, wywiady. Famowiczów, gości Famy i organizatorów wielu. Ale miasto żyło i innymi wydarzeniami. Działo się w Świnoujściu. Pamiętam Gdańsk. Znam Sopot. Bywałem w Gdyni. Jednak Świnoujście jest inne. Podobne, są podobieństwa. Są różnice. Warto zobaczyć. Warto być. Nawet ładne miasto. Architektonicznie, urbanistycznie, topograficznie mocno zróżnicowane. Dwujęzykowe. Podzielone, ale jedno. Ze wspaniałą, szeroką, długą plażą. Z deptakami, alejami, parkami. Tysiącami turystów. Nie tylko z Polski.

W Świnoujściu nie ma łączącego dwie części miasta mostu. Są dwie części miasta. A nawet trzy, bo miasto składa się z trzech dużych, zamieszkanych wysp: Uznam, Wolin i Karsibór. Są mniejsze wysepki, na których ludzi nie uświadczysz. Jest rzeka – ujście rzeki Świny. Jest Zalew Szczeciński. Świnoujście to atrakcja turystyczna! To miasto port i zarazem miasto kąpielisko morskie.

Nie ma mostu. Jest prom. A nawet dwa. Promy kursują i przewożą ludzi z jednej wyspy na drugą. Nieustannie w ruchu. Statki przewożą ludzi, rowery i samochody. Się pływa. Spośród wielu atrakcji w Świnoujściu ja upodobałem sobie właśnie pływanie tym promem. Świadczy to tylko o mojej neurotycznej osobowości i dziwactwie. Podczas FAMY działo się tyle, że można było zapomnieć o wodzie. O wodzie w ogóle. Można było zapomnieć o jedzeniu, piciu, myciu i każdym innym” yciu” z życiem włącznie. Można było oddać się podziwianiu i chłonięciu sztuki wszystkimi zmysłami.

Do zobaczenia za rok. Na FAMIE.

 

CDN

 

Dziewoy

0Shares